Pan Bogdan wiózł ostatnio wnuczkę z muzyki na korepetycje (wiadomo, rodzice zalatani). Opowiadała mu o kolegach i koleżankach z klasy. O jednej mówiła, że jest BFF. Pan Bogdan nie miał pojęcia, co to za skrót.
Okazało się, że pochodzi od angielskich słów best friend forever (najlepszy kolega na zawsze). Ponieważ wnusia chodzi dopiero do czwartej klasy, pan Bogdan przekonywał ją, że prawdziwych BFF dopiero pozna. A tyle jeszcze przed nią! Kiedy wracał do domu, pomyślał o swoich najlepszych kumplach i doszedł do wniosku, że co jak co, ale najtrwalsze są przyjaźnie z młodych lat.
Kiedy czasem spotyka się z chłopakami ze starej paczki, ciągle, mimo upływu lat, mają takie same poglądy na życie, identyczne albo prawie identyczne oceny otaczającej ich rzeczywistości. Do tego jeszcze wspomnienia, które łączą, zdarzenia, nie zawsze wesołe, które jakoś ich scementowały, zaprawiły w bojach. Sprawiły, że mimo niesprzyjających, bywało, okoliczności i trudnych czasach, w jakich przyszło im żyć, dali radę.
Owszem, zdarzali się w ich szerokim towarzystwie dziwni osobnicy. Ale tacy są zawsze. Kilku dziś udaje kombatantów walki z komuną, a jedyna ich aktywność to była jednorazowa absencja na pochodzie pierwszomajowym. Są też tacy, którzy już wtedy mieli inklinacje do włażenia wiadomo gdzie, a teraz, w nowych czasach, jeszcze im się nasiliło. Kilku, zdawałoby się równych gości, zostało dziwnie nawiedzonych. To jednak margines. Reszta jest OK.
Owszem, nie wszystkim się powiodło. Ktoś cholernie zdolny gdzieś się pogubił i nie zrobił kariery, jaką mu wróżono. Inny był przeciętniakiem, widziano go na skromnym etacie gdzieś w biurze. Dziś ma firmę, moc siana, a na wakacje jeździ na Mauritius. Różnie się układają ludzkie losy...
Zawsze nurtuje go pytanie: Kto miał lepszy start? Jego pokolenie, wychowane i przez kilka ładnych lat po skończeniu studiów żyjące w komunie, czy dzisiejsi młodzi, którzy tamte czasy znają jak bajkę o żelaznym wilku? Uważa, że w tamtych dziwnych latach, gdzie wszystko było postawione na głowie, a o sukcesie często nie decydowała wiedza i umiejętności, tylko dojścia, było gorzej.
Młodzi z kolei mówią, że przynajmniej była dla wszystkich praca, a na marginesie lądowali ci, którzy chcieli, i nieprzystosowani. Dziś panuje kult pieniądza. Dojścia i układy ma ten, kto ma bogatych starych. I koło się zamyka. Jak to bywa, prawda leży pośrodku.
Myślał ostatnio o tamtych czasach. Imprezach, latach buntu, wyprawach autostopem, koncertach. Postanowił podeprzeć się nowoczesnością i na Facebooku odszukał starego kolegę, który mieszka wcale nie tak daleko, ale od lat się nie kontaktuje. Napisał mu: Cześć, stary koniu! Odezwij się do kumpla. I jak myślicie, odezwał się?