Pan Bogdan stara się uodpornić na otaczającą nas głupawkę. I to nie tylko tę płynącą z telewizora i serwowaną przez polityków. Nie ukrywa, że jest coraz trudniej.
Coraz częściej się wkurza na jakieś głupstwa. Owszem, zawsze był nerwusem, ale teraz toczy czasem pianę z byle powodu. Ostatnio oglądał fajny film. Właśnie Clint Eastwood jechał konno do sąsiedniego miasteczka, by wykonać wyrok na złym człowieku, kiedy pojawiły się reklamy.
Pan Bogdan, znając praktyki niektórych stacji, postanowił skorzystać z okazji i pobiegł wziąć prysznic. Jak trzeba wykąpał się, przebrał w pidżamkę, wdział szlafroczek, wbiegł do pokoju i wskoczył na ulubiony fotelik zobaczyć, jak tam Clint wymierza sprawiedliwość. Wściekł się, kiedy na ekranie jakaś kibitka mówiła, że miała hemoroidy, ale zażyła odpowiedni czopek i jak ręką odjął. Potem pojawiła się ze zbolałą miną jakąś starsza pani. Wszyscy ją prosili, żeby jadła, a ona odmawiała. Aż kupili jej jakiś syrop. Co za odmiana! Zaczęła wcinać i wróciła jej radość życia. Potem zachwalali klepki podłogowe, piły motorowe i wycieczkę do Grecji. Pan Bogdan nie wyrobił. Bluznął jadem tak głośno, że z drugiego pokoju przybiegła żona, myśląc, że coś mu się stało, i zmienił program. W sumie nie dowiedział się, czy Eastwood ukarał tego złego człowieka, czy też nie...
A złych ludzi dookoła jest bardzo dużo. Nowe szefostwo Ministerstwa Sprawiedliwości postanowiło zrobić listę pedofilów. Oczywiście nie będzie tam nazwisk, tylko informacja, że ktoś skazany z odpowiednich artykułów wyszedł z kicia i mieszka w tej okolicy. W sumie nakręci się spirala strachu. Bo po czym poznać pedofila? Po gębie, niepewnym chodzie, bazyliszkowym spojrzeniu?
Najciekawiej w dyskusji radiowej na ten temat wypowiedział się jeden facet, który stwierdził, że ministerstwo ogłaszając listę, będzie miało wpływ na cenę nieruchomości. Dlaczego? Jeśli poda, że w miejscowości X zamieszkuje na przykład trzech takich gości, a w Y nie ma żadnego, ceny nieruchomości w Y wzrosną, a w X zmaleją, bo kupować domy będą tam tylko desperaci. Ale nie ma się czego bać. Jeden minister zapewni nam bezpieczeństwo, drugi obroni, kolejny zadba o plony, a jeszcze inny przypilnuje, żeby nie było podwyżek. Tylko się cieszyć.
Kiedy pan Bogdan opowiedział żonie któregoś wieczora, co go tego dnia wku..., zaproponowała, że zaparzy mu relaksacyjnej herbatki, ale najpierw niech popedałuje na ćwiczebnym rowerku stacjonarnym. Ponieważ zawsze dobrze mu radzi, tak zrobił. Przejechał pięć kilometrów, słuchając fajnej muzyki. Kręcąc, wyciskając siódme poty, myślał, że nie ma sensu się wściekać na to, na co nie ma wpływu. Postanowił być cholernie spokojny. Wrócił do pokoju, włączył telewizor. Wiecie, na co natrafił? Na obrady Sejmu...