Zakazy rządu to sposób na społeczne nerwy. Piotr Niemczyk: "Narzędziem na koronawirusa powinny być testy"
Wydaje się, że rząd nie wprowadza obostrzeń przeciwko koronawirusowi, ale z uwagi na możliwość wystąpienia społecznych niepokojów - mówi Piotr Niemczyk, analityk służb specjalnych.
O możliwości wprowadzenia kolejnych restrykcji dla społeczeństwa w walce z koronawirusem mówi rząd. Mogą one dotyczyć większego rygoru w przemieszczaniu się Polaków. Rzecznik Piotr Müller podkreślił wczoraj rano, że „nie można tego wykluczyć” jeszcze przed świętami.
- Chcemy być przygotowani na rosnącą liczbę zakażeń, ale chcemy jednocześnie ograniczać ich liczbę, wypłaszczać krzywą ich przyrostu, aby nie doszło do takiej sytuacji, jak we Włoszech czy Hiszpanii - mówił na wtorkowej konferencji premier Mateusz Morawiecki, uzasadniając obostrzenia. Minister Zdrowia Łukasz Szumowski podkreślał, że nowe obostrzenia mogą przynieść efekty za około dwa tygodnie.
- Nowych restrykcji należy się wręcz spodziewać - mówi Piotr Niemczyk, analityk służb specjalnych, niegdyś pracownik UOP, także felietonista portalu Obywatele News.
Według Niemczyka, nie są to jednak narzędzia skierowane przeciwko koronawirusowi.
- Z koronawirusem walczy się za pomocą testów, separacji chorych i ich leczeniem, a nie zakazami dla wszystkich - tłumaczy Piotr Niemczyk. - Wydaje mi się, pod pretekstem epidemii wprowadza się przepisy właściwe stanowi wyjątkowemu, obliczone na wypadek, gdyby doszło do rozruchów społecznych związanych z gwałtownym spadkiem stopy życiowej Polaków.
Niemczyk tłumaczy, że kryzys gospodarczy, który prognozowany jest jako jeden ze skutków walki z epidemią, powodujący bezrobocie, spadek dochodów gospodarstw domowych, przedsiębiorców może wywołać nerwowe reakcje społeczne.
- To będą bolesne skutki dla wielu Polaków. Należy brać pod uwagę możliwość wystąpienia incydentów, chociażby w biurach pośrednictwa pracy czy pomocy społecznej - mówi analityk.
Polska Organizacja Handlu i Dystrybucji, zrzeszająca największych detalistów, w liście do minister rozwoju Jadwigi Emilewicz prognozuje zamieszki pod sklepami.
- Możemy spodziewać się, zwłaszcza w okresie przedświątecznym, tłumów sfrustrowanych klientów, oczekujących na wejście do sklepów. W skrajnych przypadkach taka sytuacja może przerodzić się w poważne niepokoje społeczne i zamieszki przed placówkami handlowymi - pisała Renata Juszkiewicz, prezes POHiD.
Dodajmy, że ograniczenie liczby osób w sklepach spowodowało rzeczywiście, że klienci gromadzą się przed marketami, głównie na parkingach. W wielu przypadkach w kolejkach nie było mowy o utrzymaniu nakazanej przez służby odległości dwóch metrów od innej osoby. Szef MSWiA, Mariusz Kamiński, zapowiedział większą liczbę patroli, także na ulicach mniejszych miast i miejscowości.
Funkcjonariusze mają zwracać uwagę m.in. na sytuację pod marketami.
- Na ulice wyruszyło 20 tys. policjantów wspomaganych przez 1,5 tys. żołnierzy Wojska Polskiego, głównie z Żandarmerii Wojskowej - informował Kamiński. - Policja będzie ściśle koordynowała pracę patrolową wszystkich służb, które mogą być w tym zakresie pomocne. Na obostrzenia większość sieci handlowych zareagowała zmianami organizacyjnymi - wydłużeniem pracy poszczególnych sklepów, wydzieleniem miejsc dla oczekujących klientów, wręcz „regulacją” ruchu przychodzących po zakupy.
- Kolejny raz obserwujemy wprowadzanie przepisów nieegzekwowalnych - podkreśla jednak Marcin Samsel, ekspert zarządzania kryzysowego, wykładowca Wyższej Szkoły Administracji i Biznesu. - Dotyczy to chociażby kontroli kolejek przed marketami oraz tego, czy sklepy zapewniają rękawiczki jednorazowe. Większe podmioty handlowe sobie z nowymi wymogami poradzą, ale co mają zrobić właściciele najmniejszych sklepów? Oni nie kupią jednorazowych rękawiczek, bo ich po prostu na rynku nie ma. W dodatku ciągłe zmiany wprowadzonych zarządzeń (np. wczoraj zmieniono zapis tzw. godzin zakupów dla seniorów w aptekach i na stacjach benzynowych - red), powodują jedynie bałagan w polityce informacyjnej rządu. Poza tym, zgodnie z prawem, ani żandarmi, ani żołnierze WOT, nie mają uprawnień jak policja chociażby w kwestii legitymowania obywateli. To świadczyć może o tym, że rząd, sztab kryzysowy, opracowuje swoje działania „na kolanie” - nie myśli, nie analizuje, reaguje na bieżąco.
Nieegzekwowalne przepisy i świadome wprowadzanie ludzi w błąd prowadzą do tragedii.
W swoim felietonie na portalu Obywatele News Piotr Niemczyk podkreślił, że rygory mogą służyć „przykryciu spóźnionych działań rządu i jego „ porażki”, jaką był „brak wyobraźni w czasie, gdy testy, maseczki, rękawiczki, termometry i odzież ochronna były jeszcze do kupienia”. Dodał, że jeśli dojdzie to eskalacji epidemii to będzie to wina „roztrwonionych środków na ochronę zdrowia, konsekwentne deprecjonowanie zawodu lekarza i bezmyślności przy planowaniu wydatków na cele społeczne”.