Zakaz handlu w niedzielę: zysk czy strata?
W sondażu „GL” 27,7 proc. Lubuszan opowiedziało się za całkowitym zakazem handlu w niedzielę, a 31 proc. chce jego utrzymania.
Związkowcy uspokajają, że ich ustawa nie pozbawia nas możliwości zrobienia zakupów w niedziele. - To nie jest zakaz handlu w ten dzień, tylko jego ograniczenie - tłumaczy Bożena Pierzgalska, rzeczniczka prasowa Zarządu Regionu NSZZ Solidarność w Zielonej Górze. - Małe sklepy, w których będzie sprzedawał właściciel, będą mogły być otwarte. Zakaz obejmie natomiast wielkie hipermarkety, należące w większości do kapitału zagranicznego.
Tymczasem, jak podaje serwis internetowy Money.pl, zakaz handlu w niedzielę budzi obawy także wśród właścicieli małych sklepów. Blisko połowa z nich boi się jednak nie o sprzedaż w weekend, a o... poniedziałek. Dlaczego? Bo do 6 rano w poniedziałek hurtownie czy giełdy spożywcze nie będą mogły handlować. A w związku z tym kupcy nie dostaną świeżych warzyw, owoców. W czerwcu mogą być na przykład problemy z truskawkami.
Pełne poparcie dla związkowców z Solidarności płynie za to ze strony Kościoła.
- Nasze poglądy w tej kwestii zostały jasno wyrażone w stanowisku Episkopatu Polski, który poparł inicjatywę Solidarności w sprawie zakazu handlu w niedzielę - mówi ks. Andrzej Sapieha, rzecznik prasowy kurii diecezji zielonogórsko-gorzowskiej w Zielonej Górze.
Przypomnijmy, że Episkopat w swym stanowisku stwierdza, że potrzebny jest głos sprzeciwu wobec nadużyć w kwestii wykorzystywania pracowników, a także podkreślenia świątecznego charakteru niedzieli.
Tymczasem pracodawcy biją na alarm. Uważają, że nowa ustawa spowoduje masowe zwolnienia. - Zgłoszony przez związki zawodowe projekt może skutkować gigantycznymi zwolnieniami, nawet do 50 tys. osób - ostrzega Tomasz Wojak, wiceprzewodniczący Federacji Przedsiębiorców Polskich.
Przedstawiciel przedsiębiorców obawia się, że po wprowadzeniu ustawy dojdzie do masowych zwolnień. Uważa, że sieci i galerie handlowe dostosują poziom kosztów do uzyskiwanych przychodów. Dlatego to właśnie pracownicy poniosą największe koszty wolnych niedziel. Dodaje, że budżet państwa będzie obciążony wyższymi kosztami ochrony bezrobotnych.
Obaw przedsiębiorców nie podzielają związkowcy, którzy wskazują na wyjście z sytuacji.
- Nasza ustawa nie doprowadzi do utraty miejsc pracy - tłumaczy B. Pierzgalska. -Wystarczy przejść się po wielkich marketach w ciągu tygodnia. Łatwo można zauważyć, że otwartych jest najwyżej połowa kas. Dlatego, żeby zachować miejsca pracy, wystarczy otworzyć wszystkie kasy w tygodniu i umożliwić, zatrudnionym dotychczas w niedzielę, pracę od poniedziałku do soboty.
Problemy możemy mieć natomiast z zatankowaniem auta w niedzielę. Według danych Polskiej Organizacji Przemysłu i Handlu Naftowego (POPiHN), obecnie 75 proc. stacji ma ponad 80 m/kw. powierzchni sprzedaży. A według projektu Solidarności handel w niedzielę mogłyby prowadzić tylko mniejsze. - Często z żoną i dziećmi robimy w niedziele dłuższe samochodowe wycieczki. Nie wyobrażam sobie, żebyśmy nie mogli kupić na stacji benzynowej czegoś do picia i jedzenia. To dla czterech osób tańsza opcja niż korzystanie z barów, a zwłaszcza restauracji - twierdzi Arkadiusz Nowik z Zielonej Góry. I z zaniepokojeniem pyta, czy benzyny też nie będzie można zatankować. - To już byłaby głupota - komentuje.