Zakaz handlu w niedzielę. Co dalej z projektem
Rząd odkurzył temat obywatelskiego projektu ograniczenia handlu w niedzielę autorstwa „S”. Jest „za”, ale proponuje pewne modyfikacje. Solidarność deklaruje otwartość na argumenty.
Kiedy wydawało się już, że temat wprowadzenia zakazu handlu w niedzielę w Polsce został odłożony do lamusa, rząd zarekomendował dalsze prace nad obywatelskim projektem.
„Przy uwzględnieniu i wnikliwym rozważeniu wszystkich uwag zawartych w stanowisku rządu oraz wyrażanych przez środowiska i podmioty zainteresowane projektem ustawy” - podano w komunikacie.
To dobra wiadomość dla „Solidarności”, która od roku forsuje wprowadzenie takiego zakazu w Polsce, argumentując to przywróceniem niedziel dla rodzin.
- Nie może być tak, że kosztem wolności jednych ludzi, czyli pracowników handlu, z wolności korzystają inni, czyli kupujący w niedziele - przekonuje Grzegorz Adamczyk, zastępca przewodniczącego opolskiej „S”. - Trzeba pamiętać, że 80 procent zatrudnionych w tym sektorze to kobiety, które nie mają możliwości spędzenia wolnego dnia z rodziną - dodaje.
W naszym regionie pod projektem zmiany ustawy zebrano przed rokiem ponad 4 tysiące podpisów. Poparcia udzielili mu także zrzeszeni w Stowarzyszeniu Handlowców Ziemi Opolskiej „Unia” przedstawiciele small biznesu z rodzimym kapitałem.
Unia skupia ok. 400 członków prowadzących ok. 800 sklepów. Wśród nich są samozatrudnieni, prowadzący małe sklepiki osiedlowe i na wsiach, ale także pracodawcy zatrudniający od kilku do ponad 100 pracowników.
- Zebraliśmy ponad 1000 podpisów - mówiła w nto jesienią ub.r. Katarzyna Broda z „Unii”.
Składali przedsiębiorcy, ich pracownicy i klienci sklepów. W ocenie członków stowarzyszenia do pracy w niedzielę przymusiły rodzimych biznesmenów zagraniczne koncerny. Polskie sieci i drobni handlowcy musieli się do tego dostosować, żeby przetrwać, choć niekoniecznie tego chcieli.
Temat wprowadzenia zakazu handlu w niedziele budzi kontrowersje. Przeciwnicy argumentują, że spowoduje on ograniczenie miejsc pracy w tym sektorze i dochodów osób w nim zatrudnionych.
Grzegorz Adamczyk z opolskiej „S” przekonuje, że tak się nie stanie, bo już teraz w tej branży brakuje ok. 40-50 tys. pracowników, więc sieci handlowe zatrudniają Ukraińców.
- Dochody przedsiębiorstw też nie zmaleją, bo to, co teraz kupujemy w siedem dni, kupimy w sześć - przekonuje. W jego ocenie rozwiną się też inne dziedziny gospodarki, np. turystyka. Przedstawiciel „S” deklaruje też otwartość na dyskusję i np. zaakceptowanie jednej pracującej niedzieli w miesiącu, z myślą o tych, którzy nie mają możliwości zrobienia zakupów w inne dni.