Zagrał dla PiS czy pod siebie?
Próby wybicia się na jakąkolwiek niezależność prezydenta pokazują, że Andrzej Duda zaczyna jednak na poważnie dostrzegać problem swojego wizerunku
Albo prezydent Duda upodmiotowi się w porozumieniu z nami, albo upodmiotowi się w kontrze do nas. Trzeciej drogi nie widzę - tak mówił jeden z członków rządu tuż po show Donalda Tuska z przesłuchaniem w prokuraturze, które zostało zinterpretowane jako sygnał, że były premier myśli, aby zawalczyć o prezydenturę. - Prezydent ma taki wizerunek w „Uchu prezesa”, że musi mieć jakiś swój osobisty sukces, jeśli ma mieć szanse w pojedynku z Tuskiem. Co więcej, to my powinniśmy mu dać odnieść taki sukces.
Problem w tym, że to myślenie w obozie PiS odosobnione. Jak przyznają politycy z obu stron, takiego napięcia na linii Pałac Prezydencki - Nowogrodzka jak w ostatnich tygodniach jeszcze nie było. A wszystko tylko dlatego że prezydent subtelnie zaczął zaznaczać swoją pozycję jako głowy państwa. - Mamy do czynienia ze świadomą taktyką opozycji i mediów mainstreamowych na rozbijanie nas i granie na frustracji prezydenta. Taktyka ta była oczywista zresztą od początku i prezydent powinien być tego świadomy - mówi jeden z polityków z otoczenia prezesa PiS.
Partia Kaczyńskiego nie zamierza oddawać Dudzie choćby skrawka pola. Reakcje na zgłoszoną przez prezydenta w Święto Narodowe 3 Maja inicjatywę debaty konstytucyjnej i referendum ustrojowego w 2018 roku dowodzą tego po raz kolejny.
Jeden z ważnych polityków PiS tuż po zapowiedzi Andrzeja Dudy na placu Zamkowym w Warszawie w środę, pytany, jak ją przyjął, odparł, co prawda spontanicznie, z uśmiechem: - To dla nas niespodzianka. Ale tym razem przyjemna.
Przekaz z Nowogrodzkiej okazał się jednak zupełnie inny, co wybrzmiało nazajutrz w komentarzach wszystkich polityków PiS. A w skrócie brzmiał on: owszem, niespodzianka, ale wcale nam się nie podoba i jej nie chcemy, nie zamierzamy wspierać własnego prezydenta. Szczególnie znamienna była wypowiedź szefowej gabinetu premiera Elżbiety Witek. - Nie jest to jego inicjatywa, to inicjatywa PiS - podkreśliła minister w TVN24. - Prezydent realizuje pomysł, jaki ogłosił Jarosław Kaczyński - postponowała wyraźnie inicjatywę Dudy Witek.
Taka wypowiedź najważniejszej osoby przy premier Beacie Szydło dowodzi dodatkowo, że w walce o swoją podmiotowość prezydent nie może liczyć na szefową rządu, z którą jeszcze niedawno łączyły go bardzo dobre relacje. Zresztą już na środowym tradycyjnym przyjęciu w Pałacu Prezydenckim po oficjalnych obchodach 3 Maja, gdzie padła zapowiedź prezydenta, uderzał niemal brak polityków PiS.
Co na taką postawę wobec samodzielności prezydenta sam Andrzej Duda? Długo prezydent wydawał się być impregnowany na przytyki o braku podmiotowości, o byciu notariuszem PiS, a faktycznie samego Kaczyńskiego. Kompletny brak wpływu na bieżące sprawy wydawał się rekompensować sobie wyjazdami w teren i autentyczną popularnością i sympatią zwykłych ludzi.
Jeszcze w marcu ubiegłego roku prezydent, dopytywany o milczenie w sprawach polityki obronności i kontrowersyjnych posunięć szefa MON Antoniego Macierewicza, twierdził, że nie ma potrzeby, by publicznie, mocniej zabierać głos. Faktycznie poza mikrofonami, jak relacjonują politycy PiS, rosła w nim jednak frustracja. Trudno, żeby nie rosła, skoro np. sam prezydent szczyt NATO w Warszawie wymieniał jako swój sukces, podczas gdy prezes PiS, dziękując za jego organizację i efekty, nawet nie napomknął o wkładzie głowy państwa. Przez chwilę wydawało się, że być może prezydent zaryzykuje wejście do gry przy okazji reformy edukacji, co do której - jak wynika z nieoficjalnych informacji - miał wiele zastrzeżeń. Ostatecznie jednak poddał się, podpisując ustawę nawet bez przyjęcia przez PiS znaczących poprawek sugerowanych przez siebie.
Dziś, jako wyraziciel woli zwykłych obywateli, ma dobrą okazję wejść do gry, popierając inicjatywę referendum w sprawie tej reformy edukacyjnej, ale, jako że PiS jest zdecydowanie na nie, mimo własnych deklaracji o szanowaniu głosu zwykłych ludzi - też odpuszcza. Ostatnie próby wybicia się na jakąkolwiek niezależność prezydenta pokazują, że Duda zaczyna jednak na poważnie problem swojego wizerunku dostrzegać. Wizerunku, z którym z pewnością trudno byłoby mu podjąć walkę o bardziej centrowy elektorat w ewentualnym pojedynku z Tuskiem.
Szalę goryczy prezydenta miał - jak twierdzą niektórzy - przelać obraz samego siebie stojącego w przedpokoju w siedzibie PiS i lekceważonego. Z relacji ludzi z otoczenia prezydenta wynika jednak też, że na razie Andrzej Duda nie jest gotowy na mocniejsze starcie, które pozwoliłoby mu na realne wybicie się na niepodległość. Pozbawiony faktycznie stronników w samej partii, mocno przeżywa każdy atak na niego z prawej strony. - Prezydent jest bardzo rozżalony na Kaczyńskiego, ale też stara się pogodzić z sytuację, w jakiej przyszło mu funkcjonować - opowiada jeden z naszych rozmówców.
Strategią na tę sytuację ma być próba lawirowania między lojalnością wobec Kaczyńskiego a własnymi przekonaniami czy oczekiwaniami bardziej centrowego elektoratu, dzięki temu ostatecznie został prezydentem. - Chodzi o próbę wchodzenia w tematy, które budzą kontrowersje w części jego elektoratu, ale nie uderzają mocno w priorytety rządu - tłumaczy inny z polityków. Problem w tym, że Jarosław Kaczyński każdy, choćby symboliczny gest niezależności traktuje jak nielojalność. Tak jak w przypadku słynnych już listów czy faktycznie urzędowych pism prezydenta z pytaniami i wątpliwości prezydenta do szefa MON Antoniego Macierewicza. Zaczęło się pod koniec marca, od pytań o obsadę stanowisk attaché wojskowych w kluczowych państwach NATO oraz o opóźnienie w tworzeniu Dowództwa Wielonarodowej Dywizji Północ-Wschód w Elblągu. Za tym poszły inne pisma, które były przekazywane do mediów. Ale już po pierwszych Jarosław Kaczyński publicznie stwierdził, że „polityka epistolarna” Dudy mu się nie podoba. Wiadomo jednak, że wcześniej Macierewicz miał ignorować kilkanaście zapytań Biura Bezpieczeństwa Narodowego w imieniu prezydenta.
Po kolejnych pismach pouczyć prezydenta nie omieszkała rzecznik PiS Beata Mazurek. - Być może panowie powinni ze sobą częściej rozmawiać, a nie wymieniać kurtuazyjne listy, z których wynika tylko to, że potem się musimy tłumaczyć, czy tam iskrzy, czy tam nie iskrzy - strofowała głowę państwa, trochę jak niesubordynowanego posła.
Pałac Prezydencki nie wytrzymał. - Według prezydenta Andrzeja Dudy, pisemna forma kontaktu między urzędami zazwyczaj nie odpowiada tym osobom, które mają problem z czytaniem. Ten brak można uzupełnić w szkole - odparował szef prezydenckiego biura prasowego Marek Magierowski, przypominając, że „w zarządzaniu państwem wymiana pism to podstawowy standard”.
Politycy PiS jak jeden mąż stanęli w obronie swojej rzecznik. Nieprzypadkowo oczywiście. - Można być oczywiście zawsze bardziej dyplomatycznym. Na Nowogrodzkiej jest jednak z pewnością, delikatnie mówiąc, duża irytacja, nie tyle samym sporem prezydenta z Macierewiczem, co ujawnieniem go publicznie, i to w mediach mainstreamowych - tłumaczy jeden z ważnych polityków obozu rządowego. I krytykuje Dudę. - To nie jest tak, że Duda nic nie może. Prezydent ma mocniejsze karty w naszym obozie. I jeśli się uprze, to wygra rozgrywkę z Macierewiczem. Trzeba tylko umieć - przekonuje. Co na krytykę przez PiS swojej aktywności sam prezydent? - Pan prezydent uznaje sprawę za zamkniętą - ucina nasze pytanie Magierowski.
Mało prawdopodobne wydaje się też, by Andrzej Duda ostatecznie postawił na swoim w sporze z innym ministrem - Zbigniewem Ziobrą. Wiadomo, że prezydent osobiście uznaje za zbyt daleko idące zmiany ustawy o Krajowej Radzie Sądownictwa. Chodzi przede wszystkim o kontrowersyjny zapis przewidujący automatyczne wygaszenie mandatów członków rady po 30 dniach od wejścia nowelizacji i wybór ich następców przez Sejm. Duda próbował przekonywać ministra sprawiedliwości w prywatnych rozmowach, że to złe rozwiązane. Dał również sygnał swojego niezadowolenia publicznie. Rząd jednak projekt 7 marca przyjął i wszystko wskazuje, że wkrótce również przejdzie on przez Sejm. A to dlatego że - jak się dowiedzieliśmy - zmiany były ustalone z samym Jarosławem Kaczyńskim, który osobiście miał być zwolennikom nawet jeszcze bardziej radykalnych rozwiązań. Czy wobec tego prezydent zawetuje ustawę?
- Swoją decyzję prezydent uzależnia oczywiście od jej ostatecznego kształtu, jak i od decyzji Trybunału Konstytucyjnego w sprawie wniosku skierowanego 12 kwietnia przez prokuratora generalnego, a dotyczącego właśnie konstytucjonalności wyboru obecnych członków Krajowej Rady Sądowniczej --odpowiada wymijająco rzecznik Andrzeja Dudy. Zważywszy, że Trybunał Konstytucyjny został już całkowicie przejęty przez PiS, trudno przypuszczać, by wydał decyzje niekorzystne dla partii rządzącej. Całkowite „przemeblowanie” Trybunału, pod którym w całości prezydent Duda się podpisał, o ironio, uderza zresztą mocno w niego samego, wytrącając mu z ręki jedno z niewielu narzędzi wpływu, jakimi dysponuje faktycznie głowa państwa w obecnej konstytucji. To jednak z pewnością nie zmartwienie prezesa PiS. Pozostaje pytanie, jak Jarosław Kaczyński chce w takim razie utrzymać prezydenturę dla swojej partii. Pytanie o tyle ciekawsze, że - jak wynika z relacji otoczenia prezesa PiS - bardzo poważnie traktuje on ewentualny problem z powrotem Donalda Tuska do polskiej polityki, zwyczajnie się go obawiając. Czy nie roztropne byłoby jednak wesprzeć własnego prezydenta?
- Kaczyński nie myśli w tej chwili o wyborach prezydenckich, bo wcześniej o rok ma parlamentarne, i to jest priorytet - śmieje się jeden z naszych rozmówców. - Do tego jest on wyjątkowy wrażliwy, by nikt z jego obozu nie miał poparcia tych, którzy są niechętni jemu samemu - tłumaczy postawę prezesa PiS.
Trzeba też pamiętać, że zarówno dla obozu politycznego PiS, jak i dla jego twardych wyborców kluczowe jest pojęcie zdrady. A zdradą jest jakiekolwiek odstępstwo od wykładni prezesa PiS. Wydaje się więc niemal pewne, że jeśli prezydent sam nie zapracuje sobie na swój osobisty sukces, to w porozumieniu z PiS go też nie zdobędzie. Czy referendum ustrojowe będzie takim sukcesem? Współpracownicy Dudy przekonują, że prezydent nie zamierza zrażać się reakcjami PiS i będzie tym razem próbował postawić na swoim. Czy się uda, dowiemy się za kilkanaście miesięcy, tyle bowiem Andrzej Duda daje sobie na doprowadzenie do tego, by Polacy mogli w referendum wypowiedzieć się na kilka kwestii ustrojowych.