Zachowaj dystans na balkonie, czyli urlop pod młotem (Kronika bydgoska)
Wakacje chylą się powoli ku końcowi, za moment czeka nas szkolna rewolucja organizacyjno- sanitarna. To ostatni moment, by wspomnieć o cieniach tegorocznego urlopowania.
Na temat tego, jak wygląda dystansowanie się spragnionego odmiany, wypoczynku i przestrzeni (!) społeczeństwa na nadbałtyckich plażach oraz popularnych górskich szlakach powiedziano już chyba w tym sezonie wszystko. Ba, sama dołożyłam swoją relacją z zagranicznych wczasów głos do dyskusji, czy więcej jest plusów dodatnich wakacji w Polsce czy w świecie. Nie wiedziałam wtedy, że najbardziej opresyjny rodzaj wypoczynku spotka mnie we własnym… domu.
Jak Polska długa i szeroka, ludzkość upodobała sobie bowiem czas izolacji na remontowanie.
Jakieś sygnały społecznego trendu można było zauważyć w zasadzie już wcześniej. Wszak nie było dnia na wiosennych telekonferencjach firmowych, by ktoś nie przepraszał współuczestników za remontowy hałas, uniemożliwiający referowanie. Ale remont to jest coś, co się zdarzy i minie – z założenia. Niech mi więc ktoś wytłumaczy (bo jestem cienka technicznie),
co można robić ciężkim sprzętem przez miesiąc na czwartym piętrze bloku z wielkiej płyty?! Schody na dach?! Antresolę na betonowych słupach?… Lądowisko dla helikoptera? Sześć urlopowych dni w tygodniu, od rana do wieczora wwiercania się w mózg,
na zmianę wiertarką wolno – i szybkoobrotową. I tak w sumie powinnam być tej ekipie z góry wdzięczna, że zaczyna „zaledwie” około dziewiątej. O 7.15 startuje bowiem z boku zespół dzielnych budowlańców, na zlecenie spółdzielni remontujących kompleksowo balkony. Swoje przystąpienie do głośnej z natury pracy na rusztowaniu obwieszcza ta grupa włączeniem na cały regulator radia. Stacja komercyjna, w repertuarze najtęższe bity. Aż żal w tej sytuacji, że dziennikarce nie przystoją artystyczne środki ekspresji w komentarzu, więc tu tylko tak zostawię nieśmiertelny cytat z żywota inteligenta udręczonego: „Czy panowie muszą tak nap… od bladego świtu?! (...) Żeby se czasem kałamarz nie pospał godzinkę dłużej kapkę od was? (...) Grunt, że, k... inteligent załatwiony na dzień cały!…” Kurcze, Koterski naprawdę był wizjonerem. Skąd wiedział, co się będzie działo w Fordonie (na Wyżynach, Błoniu, Bartodziejach...) latem 2020 roku?…
Nie umiemy sobie zostawiać przestrzeni.
W żadnym wymiarze. I nie myślę tu prawie wcale o dzikich tłumach pod Śnieżką czy na sopockim Monciaku w warunkach pandemicznego zagrożenia. Myślę tylko o tym, że nie umiemy uszanować prawa drugiej osoby do życia w spokoju, na własnych zasadach, wpasowanych wszakże w ogólne ramy tzw. współżycia społecznego.
Dzieciak, który ma w zwyczaju wrzask na klatce i ignorowanie spokoju innych, nie będzie w dorosłych latach wiedział, że nie jest sam w robocie na rusztowaniu, a obok są inni, którzy chcą i mają prawo spać, chorować, pracować bez jego bezrefleksyjnej obecności.
Ktoś, komu nikt nigdy nie zwrócił uwagi na zajmowanie miejsca innym, wzruszy kiedyś ramionami na cudzą potrzebę jego posiadania.
Tak sobie mogę tylko bezsilnie podywagować. Nie zmienię ani podejścia pchających się na swoje i cudze zatracenie na plażach i deptakach Władysławowa, ani stosunku do otoczenia ekip tynkarsko-murarskich. Mogę się tylko sama nie pchać i być osobniczo grzeczna dla współmieszkańców. I przekazywać takie społeczne podejście własnemu młodszemu pokoleniu… Kiedy moja córka wprowadzała się z koleżankami na stancję na dużym poznańskim osiedlu, postanowiły zrobić imprezę integracyjną. O zamiarze wydania parapetówki poinformowały – ze stosownymi przeprosinami – na kartce na drzwiach wejściowych. Chwilę później ktoś im dopisał: „Bawcie się dobrze”… Cóż, jak się wydaje, jakieś znaczenie mógł mieć tu fakt, że akcja rozgrywała się w Wielkopolsce. Cóż, może też trochę to, że imprezowiczki wyszły z dobrych fordońskich, choć blokerskich domów.