Zabójstwo Ziętary: Jasnowidz z Człuchowa nie czyta książek i dokumentów. Co zeznał przed sądem?

Czytaj dalej
Fot. Grzegorz Dembiński
Łukasz Cieśla

Zabójstwo Ziętary: Jasnowidz z Człuchowa nie czyta książek i dokumentów. Co zeznał przed sądem?

Łukasz Cieśla

W procesie byłego senatora Aleksandra Gawronika, oskarżonego o podżeganie do zabójstwa dziennikarza Jarosława Ziętary, zeznawali ważni świadkowie. Poznański sąd przesłuchał we wtorek m.in. Krzysztofa Jackowskiego, jasnowidza z Człuchowa.

Jasnowidz przed laty miał wizję, że Ziętara został zamordowany, ale szybko wycofał się ze sprawy po rzekomych groźbach ze strony Urzędu Ochrony Państwa. Zeznania złożyły także osoby z otoczenia gangstera „Baryły”. One opowiadały, dlaczego przestępca, w trakcie procesu, przestał obciążać oskarżonego Aleksandra Gawronika.

Jarosław Ziętara był dziennikarzem „Gazety Poznańskiej”. 1 września 1992 roku, zdaniem prokuratury, został uprowadzony pod swoim mieszkaniem, a potem zamordowany. Podżegać do zabójstwa miał - wówczas bogaty biznesmen - Aleksander Gawronik. Ziętara miałby zostać uciszony za swoje zainteresowanie firmą Elektromis oraz Gawronikiem. Chodzić miało o ich nielegalne interesy, m.in. o przemyt alkoholu.

Kilka miesięcy po zniknięciu Ziętary, jego rodzina zwróciła się o pomoc do Krzysztofa Jackowskiego, znanego jasnowidza z Człuchowa. Wizjoner został we wtorek przesłuchany. Opowiadał, że przez 30 lat znalazł 700 ciał, widział zwłoki na własne oczy, śmierć go nie przerażała. Jednak jego wtorkowe wypowiedzi odnośnie sprawy Ziętary, zdaniem obecnych na sali prokuratorów, były mało wiarygodne.

Dlaczego jasnowidz z Człuchowa odpuścił poszukiwania Ziętary?

Jasnowidz był już przesłuchiwany w latach 90. Podczas tamtych zeznań zapewniał, że byli u niego jedynie Ziętarowie. Potem zaczął też

Jasnowidz Krzysztof Jackowski
Grzegorz Dembiński Jasnowidz Krzysztof Jackowski

mówić o wizytach policjantów. I tylko te osoby, jak przekonywał, rozmawiały z nim o zniknięciu dziennikarza. Na prośbę rodziny Ziętarów powiedział o swojej wizji. Wynikało z niej, że dziennikarz został zamordowany, zwłoki ukryto w stawie, a powodem było wykrycie przez niego dużej afery i chęć jej opisania. Taką przepowiednię jasnowidz wypowiedział już w 1993 roku.

Jasnowidz szybko wycofał ze sprawy. Jak zeznawał już przed laty, wiedział z mediów, że jest ona niebezpieczna. Czasy też były niebezpieczne, kryminalne. Ale jest inne wytłumaczenie jego niechęci do dalszych poszukiwań Ziętary. Pojawiły się informacje, że w mieszkaniu odwiedzili go funkcjonariusze Urzędu Ochrony Państwa. Mieli mu grozić i zniechęcać do poszukiwań Ziętary. Motywem byłby fakt, że służby specjalne na początku lat 90. chciały zwerbować Ziętarę. Dawały mu także informacje o aferach w Poznaniu. Gdy 24-latek zniknął, służby chciały umyć ręce od swoich związków z Ziętarą i wyciszyć temat.

Krzysztof Jackowski w zastanawiający sposób odnosił się do wątku służb. W latach 90., podczas jednego z przesłuchań, zeznał, że „nie pamięta, by mu grożono”. Twierdził wtedy, że sprawa jest jednak niebezpieczna, wytworzył w sobie blokadę, nie będzie w stanie postawić kolejnej wizji i nie życzy sobie, by się z nim kontaktować w sprawie zniknięcia dziennikarza.

We wtorek stwierdził, że gdyby wtedy się czegoś bał, to by pamiętał. Dodał, że w protokole z końcówki lat 90. może źle zapisano jego słowa. On nie czytał protokołu, bo ufał, że przesłuchujący go funkcjonariusz właściwie zapisał jego wypowiedzi. Zaprzeczał jakoby padły groźby ze strony UOP.

Zobacz też: Zabójstwo Jarosława Ziętary: Gangster "Kanada" obciąża Aleksandra Gawronika

W trakcie wtorkowych zeznań jasnowidza, prokurator Elżbieta Potoczek-Bara wyciągnęła z torby książkę "Krzysztof Jackowski, jasnowidz na policyjnym etacie”. Książka pachnie jeszcze farbą drukarską, została wydana w styczniu 2018 roku. Autorzy, jak wynika ze strony tytułowej, to właśnie Jackowski oraz policjant Krzysztof Janoszka. Na stronie 80. pada wypowiedź jasnowidza, że w latach 90. odwiedzili go panowie z UOP, dali do zrozumienia, by zostawił sprawę Ziętary. Bo ma ładne i zdrowe dziecko, lepiej, żeby tak pozostało.

Jak jasnowidz odniósł się do własnych słów z książki, której jest współautorem?

- Autor tej książki, ten policjant, pomylił sprawę Ziętary z historią zabójstwa Jaroszewiczów. To w tej drugiej sprawie dawano mi do zrozumienia, bym ją zostawił. Tej książki o mnie zresztą nawet nie czytałem, podobnie jak protokołów moich przesłuchań

– twierdził w sądzie jasnowidz, mimo że jest głównym bohaterem wspomnianej publikacji.

Gangster „Baryła” wycofał zeznania. Jego wujek podaje powody

Krakowska prokuratura, która zarzuca Aleksandrowi Gawronikowi podżeganie do zabicia Ziętary, akt oskarżenia oparła m.in. o zeznania Macieja B., ps. Baryła. Przestępca zeznał, że latem w 1992 roku Gawronik, w siedzibie firmy Elektromis, namawiał grupę osób do zabicia młodego dziennikarza. W spotkaniu miał też uczestniczyć twórca Elektromisu Mariusz Ś.

Jednak w trakcie procesu gangster „Baryła” wycofał swoje zeznania przeciwko Gawronikowi. Dlaczego to zrobił? We wtorek opowiadał o tym w sądzie jego wujek Robert Sz. Systematycznie odwiedza swojego krewnego w więzieniu, przywozi mu paczki.

- Jeszcze przed zatrzymaniami za sprawę dziennikarza, Maciek opowiadał mi, że „poleci” Gawronik, „Ryba” i „Lala” (te trzy osoby zostały zatrzymane w listopadzie 2014 roku -dop. red.). Mówił też, że „Świtek” (chodziło o twórcę Elektormisu – dop. red.) straci cały majątek – zeznawał wujek „Baryły”.

- Maciek mówił, że poszedł na układ z prokuratorem Kosmatym z Krakowa, dostanie prawo łaski i wyjdzie z więzienia, gdzie odsiaduje dożywocie. Potem powiedział, że został oszukany przez prokuratora, że nie dostanie prawa łaski.

Wujek „Baryły” dodał, że swojego krewnego ocenia jako szczerego, normalnego. - Gdyby taki nie był, to bym go nie odwiedzał. On mówił, że poszło o te obiecanki, że wyjdzie na wolność. Nie mówił nic, że wcześniej kłamał w tej sprawie albo że ktoś go zastraszył. Ma olbrzymią wiedzę. Powiedział, że gdyby wszystko ujawnił, to by się zatrzęsło. Mówił, że wie, jak zginął Ziętara. Ja jednak często przerywałem jego wypowiedzi, mówiłem, że wyjdę z widzenia z nim, jeśli będzie mi opowiadał o szczegółach. Nawet wstawałem z krzesła. Nie chciałem tego wiedzieć, bo to nie było mi do niczego potrzebne.

Dlaczego Maciej B. zaczął zeznawać o sprawie Ziętary po wielu latach od zniknięcia dziennikarza? - Kiedyś, podczas swojego procesu (za zabójstwo policjanta – dop. red.) niczego by nie powiedział, pary by nie puścił. Ale po tylu latach coś w nim pękło. Koledzy go zostawili, nikt do niego nie pojechał z paczką . Została mu tylko matka, brat i ja. To człowieka dołuje, on w końcu pękł - odpowiedział wujek "Baryły".

Wujek dodał, że wszyscy wiedzieli, że Maciej "robi bandytkę" - Ludzie opowiadali, że za kasę Gawronika Maciek palił konkurencyjne kantory, a za kasę Mariusza Ś. przeładowywał tiry - tak wujek opisywał młodzieńcze lata "Baryły".

Wychowawcy z Gębarzewa: „Baryła” mówił, że się zabije

Przestępca „Baryła” odsiaduje wyrok w Gębarzewie pod Gnieznem. Sąd przesłuchał we wtorek kilku wychowawców z tego zakładu karnego oraz psychologa.

Wychowawca Wojciech mówił, że „Baryła” został objęty „kartą zagrożonego samobójstwem”. Czuł się oszukany, że nie dostał prawa łaski. Twierdził, że się zabije w styczniu 2016 roku, po złożeniu zeznań na sprawie Gawronika. Chciał zrobić na złość prokuratorom, bo czuł się przez nich okłamany. - Maciej mówił, że nikt mu nie przeszkodzi w samobójstwie. Mówił, że wie, że gdyby był gdzieś indziej, to Mariusz Ś. dałby komuś arszenik, żeby się nie męczył. Opowiadał też, że dziennikarz Ziętara został zabity w magazynach firmy Elektromis – tak wychowawca przedstawiał swoje rozmowy z „Baryłą”.

Jasnowidz Krzysztof Jackowski
Grzegorz Dembiński Aleksander Gawronik

We wtorek wychowawca Wojciech precyzował, że nie oceniał wypowiedzi „Baryły” pod względem wiarygodności. Czuł się spowiednikiem skazanego. Nie wgryzał się w jego opowieści o Elektromisie. Za wiarygodną uznał groźbę popełnienia samobójstwa, na tym wątku się skupiał.

Wychowawca Michał zeznał z kolei, że „Baryła” opowiadał, że w zniknięcie Ziętary są zamieszane osoby z pierwszych stron gazet. Przestępca zapowiadał też, że zabije się w styczniu 2016 roku, po złożeniu zeznań na procesie Gawronika.

Jednak termin przesłuchania „Baryły” przesunął się o kilka miesięcy, na wiosnę 2016 roku. Wychowawca Michał zapamiętał, że Maciej B. ironizował, że jeśli sprawa się nie rozpocznie, to będzie żyć.

O swoich kontaktach z „Baryłą” opowiedział też psycholog Tomasz, kolejny pracownik więzienia w Gębarzewie. Bardzo często, co tydzień, rozmawiał z przestępcą w związku z jego zapowiedziami o samobójstwie.

Psycholog zanotował w 2015 roku, że „Baryła” czuł się oszukany przez wymiar sprawiedliwości, że bardzo liczył na wyjście na wolność. Przez następne tygodnie jego nastrój zaczął się jednak poprawiać.

- Był potem zadowolony, że odroczono rozprawę. Mówił, że może dłużej pożyje, a w Warszawie coś się ruszy w jego sprawie

– relacjonował psycholog.

Zobacz też: Sprawa Ziętary: "Takie były czasy, że groziło się dziennikarzom" [ZDJĘCIA]

„Baryła” planował nawet, że na przesłuchaniu w sądzie jednak podtrzyma zeznania obciążające Aleksandra Gawronika. Miał lepszy nastrój. Tłumaczył psychologowi, że już nie chce się zabić, a „pocięcie się” to będzie ostateczność. Liczył na przedterminowe zwolnienie z więzienia. Jednak wiosną 2016 roku odwołał swoje wcześniejsze zeznania, w których pogrążał Gawronika. Twierdził, że początkowo kłamał skuszony rzekomą obietnicą prezydenckiego prawa łaski. Prokuratura zapewnia z kolei, że niczego mu nie obiecywała, a jedynie zapowiedziała, że potwierdzi jego wkład w wyjaśnienie losów Jarosława Ziętary. Pod warunkiem, że "Baryła" wszystko podtrzyma w sądzie.

We wtorek przesłuchano również byłą żonę „Baryły”, Annę. Kobieta nie miała wiele do powiedzenia. „Baryłę” poznała na początku lat 90., szybko zaszła z nim w ciążę oraz wzięła ślub. Jej wybranek szybko też zaczął znikać z domu na całe noce. Ona nie wiedziała, co robi w tym czasie. Potem zrozumiała, że zajmuje się nielegalną działalnością. W ich mieszkaniu pojawiała się policja na przeszukaniach, „Baryła” zaczął się również ukrywać. Po pewnym czasie się rozstali. "Baryła" związał się z inną kobietą.

Przemysław C. opowiadał, że zwłoki trzeba posypać wapnem

Kolejni dwaj świadkowie siedzą lub siedzieli „w kryminale”. W latach 90. poznali w celi Przemysława C., ps. Granat. O nim mówi się, że był jedną z osób porywających dziennikarza spod jego mieszkania. Przemysław C. miał kiedyś pracować dla różnych poznańskich biznesmenów: w tym Gawronika i Mariusza Ś. Sam Przemysław C. niczego już nie powie, bo zginął w wypadku na motocyklu.

- Siedziałem z Przemkiem przez kilka miesięcy. Mógł mieć jakąś tajemnicę o sprawie tego dziennikarza. Bał się swojej konkubiny, jej wiedzy, bo chyba jej coś powiedział o Ziętarze

- opowiadał Zbigniew G. - Przemek wspominał, że pracował u Mariusza Ś., był ochroniarzem, woził jego dziecko oraz żonę biznesmena. Opowiadał, że Mariusz Ś. oraz Gawronik byli dobrymi kolegami. O sprawie Ziętary mówił, że „c**j go znajdzie”, co rozumiem, że nikt go nie znajdzie. U nas w kryminale mówiło się, że Ziętara węszył koło Elektromisu, że jego zniknięcie to robota Mariusza Ś., tego od „Żabek”. Mówiło się też, że „Baryła” ma wiedzę o losach Ziętary.

Zeznania złożył również Krzysztof D., kolejny dawny współwięzień Przemysława C. Jemu z kolei „Przemek” skarżył się pod koniec lat 90., że jest wrabiany w sprawę Ziętary. Dostał bowiem list, prawdopodobnie od skonfliktowanego z nim innego przestępcy "Szufli". W liście Przemysław C. przeczytał, że „będzie wmieszany w zabójstwo dziennikarza”.

- „Posrał się” po otrzymaniu tego listu. Ale nie wiem, czy Przemek był zamieszany w sprawę dziennikarza. Był za głupi, by kierować czymś, on był typowym żołnierzem. Mówił kiedyś ogólnie, gdzie najlepiej schować trupa. Opowiadał, że zwłoki, aby nie śmierdziały, trzeba posypać wapnem. Twierdził, że najgorzej jest z głową człowieka. Trzeba ją zmielić, a potem do świń i z gnojem na pole, by nikt tego nie znalazł. Według mnie Przemek był bez sumienia, bezwzględny.

„Mariusz Ś. dowiedział się o Ziętarze dopiero w 2014 roku”

Bardzo krótkie było za to wtorkowe przesłuchanie poznańskiego adwokata, który w drugim śledztwie reprezentuje byłych ochroniarzy z Elektromisu. Są podejrzani o porwanie Ziętary i udział w jego zabójstwie. Prawnik od lat reprezentuje również Mariusza Ś., twórcę Elektromisu.

Jego przesłuchania domagała się prokuratura. Bo przed laty, w rzeczach Jarosława Ziętary, znaleziono wizytówkę tegoż adwokata.

- Nigdy nie spotkałem tego dziennikarza, nie wręczałem mu wizytówki. Nie wiem, jak się u niego znalazła. Rozdałem ich kilka tysięcy. Moi aplikanci też je rozdawali oraz klienci między sobą

– zeznawał prawnik.

Dodał, że o sprawie Ziętary dowiedział się dopiero w listopadzie 2014 roku. Wtedy został poproszony o obronę jednego z byłych ochroniarzy Elektromisu, który usłyszał zarzuty m.in. porwania Ziętary. Prawnik przekonywał również, że twórca Elektromisu Mariusz Ś. także dowiedział się o Ziętarze dopiero w 2014 roku.

Zobacz też: Sprawa Ziętary: Zakrwawiony dokument dowodem zbrodni na dziennikarzu?

- Dlaczego więc Mariusz Ś., rzekomo nic nie wiedzący o Ziętarze, w wypowiedzi dla mediów twierdził, że robi się z niego bohatera, a on był słabym dziennikarzem?

- dopytywał prokurator Piotr Kosmaty.

- To pytanie proszę skierować do niego – odpowiedział prawnik. Nie chciał szczegółowo opowiadać o swoich relacjach z Mariuszem Ś. Podkreślał, że musi zachować tajemnicę adwokacką.

Kolejna rozprawa odbędzie się w czerwcu. Ma zostać przesłuchany świadek koronny z innych spraw. Przed laty był poznańskim przestępcą. W przeszłości opowiadał podobno na imprezach, że w zniknięcie dziennikarza jest zamieszany Aleksander Gawronik.

Były senator nie przyznaje się do winy. Jak nam powiedział, jest zadowolony z przebiegu wtorkowej rozprawy. Zaprzecza, by znał „Baryłę” i kiedykolwiek prowadził z nim rozmowy.

Łukasz Cieśla

Zajmuję się głównie sprawami kryminalnymi, śledztwami, prokuraturą i procesami sądowymi. Chętnie podejmuję również inne, ciekawe i kontrowersyjne tematy. Czasami piszę o polityce. Jestem współautorem reportaży telewizyjnych w "Superwizjerze TVN".

Wychodzę z założenia, że najciekawsi są ludzie i fakty.

W "Głosie Wielkopolskim" swoje pierwsze teksty opublikowałem jeszcze jako student, latem 2003 roku. Prywatnie jestem pasjonatem sportu pod różnymi postaciami, podróży i Gruzji, do której jeżdżę od kilkunastu lat.

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.