Zabójstwo ochroniarza z lokalu „Sami Swoi”. Prokuratura uważa, że "Ogór" złamał zasady "solówki". Domaga się dla niego 25 lat więzienia
Zabójcą ochroniarza z lokalu „Sami Swoi”, jak przekonuje prokuratura, jest znany w poznańskim półświatku Artur M., ps. Ogór. We wtorek w poznańskim sądzie prokurator Agnieszka Nowicka w mowie końcowej domagała się 25 lat więzienia dla „Ogóra”. Wskazywała, że to on w czerwcu 2004 roku wyciągnął nóż i zadał ciosy nożem ochroniarzowi „Kowalowi”, które doprowadziły do jego wykrwawienia. Do tragicznej bójki doszło pod blokiem ofiary, a motywem miała być ich wcześniejsza kłótnia w lokalu „Sami Swoi”. Tymczasem „Ogór” i jego dwaj adwokaci w mowach końcowych wskazywali na brak dowodów. Domagają się uniewinnienia.
Historia zabójstwa ochroniarza Macieja K., ps. Kowal, trwa już prawie 16 lat. W czerwcu 2004 roku miało dojść do kłótni w lokalu „Sami Swoi” na poznańskim Starym Rynku. "Kowal" ponoć zwrócił uwagę „Ogórowi”, może o poszło o alkohol, a może o narkotyki. Potem urażony „Ogór” miał pojechać na poznańskie Rataje pod blok ochroniarza, wywołać go na zewnątrz, wyciągnąć nóż i zadać ciosy.
Czytaj więcej: Kulisy zabójstwa ochroniarza "Kowala" z "Samych Swoich". Sprawa przez wiele lat była niewyjaśniona
W tej sprawie, jak podkreślała we wtorek w mowie końcowej prokurator Agnieszka Nowicka, przez lata panowała zmowa milczenia. Choć wśród poznańskich prawników oraz w półświatku od lat mówiono, że sprawcą jest „Ogór”, najpierw zatrzymano jego kolegę Marcina Z., ksywka „Złoty”. „Ogór” zaczął się ukrywać. Według krążących od dawna pogłosek, „Złoty” był tylko kierowcą, wywołał ofiarę pod blok, ale nie zadawał ciosów i wręcz próbował przerwać tragiczną bójkę.
Jednak to „Złotego” najpierw skazano na 25 lat więzienia za to zabójstwo. On się nie przyznawał. Opowiadał, że jedynie zawiózł pod blok „Krystiana”, nieznanego mu z nazwiska kolegę z dzieciństwa. Dopiero gdy „Złoty” został skazany na 25 lat więzienia, powiedział, że tym „Krystianem” tak naprawdę był „Ogór”, jego kolega, z którym trenował zapasy. W kolejnym procesie „Złoty” usłyszał niski wyrok, a prokuratura po wielu latach oskarżyła „Ogóra”.
W napisaniu aktu oskarżenia przeciwko „Ogórowi” pomogły zeznania czterech świadków incognito. Śledczy ukryli ich tożsamość, bo ci świadkowie obawiali się krwawej zemsty za obciążenie „Ogóra”. Prokuratura zaznacza, że wspomniany „Złoty, po tym, jak obciążył kolegę, został dwukrotnie pobity.
„Kowal” sądził, że wychodzi na solówkę. Założył ochraniacz na zęby i po raz ostatni spojrzał na syna
W wygłoszonej we wtorek mowie końcowej prokurator Agnieszka Nowicka podkreślała, że oskarżony „Ogór” zachował się niesportowo, bo „Kowal” wychodząc nad ranem z bloku, sądził, że dojdzie do tzw. solówki, bójki na pięści. Był nietrzeźwy. Po tym, jak telefonicznie został wywołany przed blok, założył ochraniacz na zęby. Spojrzał na śpiącego syna. Jak się okazało, po raz ostatni. Pod blokiem, ku swojemu zaskoczeniu, został zaatakowany nożem. Zadano mu 13 ciosów. Zmarł w szpitalu wskutek wykrwawienia. Narzędzia zbrodni nie udało się odnaleźć, znaleziono jedynie pochwę od długiego noża. Leżała w samochodzie, którym mieli przyjechać "Ogór" i "Złoty".
- Wnoszę o karę 25 lat więzienia dla oskarżonego Artura M. Działał w warunkach recydywy, przed i po tym zdarzeniu popełniał inne przestępstwa. Kara dla niego jest surowa, sprawiedliwa i adekwatna. Choć był sportowcem, nie przestrzegał zasad tzw. solówki, wyciągnął nóż, którym zadawał ciosy. W efekcie Maciej K. zmarł, a jego małoletni syn tak naprawdę nigdy nie poznał swojego ojca
– podkreślała w mowie końcowej prokurator Agnieszka Nowicka.
Zupełnie inną narrację przedstawili dwaj obrońcy „Ogóra”. Domagają się jego uniewinnienia. Adwokat Rafał Jaszczyszyn przekonywał w mowie końcowej, że nie ma dowodów, że jego klient w ogóle znalazł się na miejscu zbrodni.
- Sprawca i jego ofiara kotłowali się, a u mojego klienta nie znaleziono żadnych śladów ofiary. Znaleziono je za to u Marcina Z., ps. Złoty, który zmieniał wersje w tej sprawie. Najpierw twierdził, że w bójce brał udział jakiś „Krystian”, potem obciążył mojego klienta, a następnie wrócił do początkowej wersji – wskazał adw. Rafał Jaszczyszyn.
Oskarżony „Ogór”: też mogę zostać świadkiem incognito i powiedzieć, że widziałem, jak kolega wpycha Ewę Tylman do rzeki
Drugi z obrońców, adw. Tomasz Krzyżanowski, dodał, że to poznańskie organy ścigania wmawiały zatrzymanemu „Złotemu”, że sprawcą jest „Ogór” i że jeśli „Złoty” nie wsypie kolegi, to sam pójdzie siedzieć.
- Dlatego w końcu „Złoty” obciążył kolegę, na czym zależało organom ścigania, ale potem się z tego wycofał. Jego wyjaśnienia i zeznania są niespójne, zmienne. W sprawie niejasny jest też motyw, a świadkowie incognito opowiadają o zdarzeniach, które nie zostały potwierdzone w innych dowodach
– mówił w sądzie adw. Tomasz Krzyżanowski.
Jako ostatni głos zabrał oskarżony Artur M., ps. Ogór.
- Przez 16 lat nie zmieniłem wyglądu. Nadal jestem łysy, mam sporo tatuaży. Nie urosłem i nie zmalałem. Mimo to świadkowie nie rozpoznają mnie jako osoby, która brała udział w bójce. Prokuratura powołuje się na świadków incognito, ale oni mówią, że coś słyszeli, a nie widzieli. A jeden powiedział wręcz, że mój wygląd wskazuje, że mógłbym popełnić zarzucane mi przestępstwo. Na takiej samej zasadzie ja też mogę zostać świadkiem incognito i na podstawie tego, co znam z mediów, powiedzieć na przykład, że widziałem jak kolega Ewy Tylman wpycha ją do rzeki. Na moim ciele nie znaleziono też żadnych śladów DNA ofiary, za to były one u „Złotego”. Domagam się uniewinnienia – stwierdził w mowie końcowej Artur M., ps. Ogór.
Poznański Sąd Okręgowy wyrok wyda w przyszłym tygodniu.