Zabili „naftowego emira” i zdobyli sekrety Państwa Islamskiego
Ta akcja amerykańskich sił spejcalnych była jak gotowy scenariusz na hollywoodzki film. Udało im się zlikwidować jednego z prominentnych członków ISIS, schwytali jego żonę. Co ważniejsze uzyskali dostęp do informacji, które dżihadyści skrzętnie ukrywali do tej pory przed wrogami.
Największy i najbardziej spektakularny atak amerykańskich sił specjalnych skończył się pełnym sukcesem. Zachód dostał kluczowe informacje, zlikwidowano groźnego terrorystę „naftowego emira” Abu Sayyafa. Z pomocą władz irackich schwytano też jego żonę. Zdobyto niezbite dowody na to, że Państwo Islamskie (ISIS) zbija majątek na wydobyciu ropy naftowej.
16 maja 2015 roku działające na terytorium okupowanym przez Państwo Islamskie we wschodniej Syrii amerykańskie siły specjalne dopadły „naftowego emira„ Abu Sayyafa. Ukrywający się pod pseudonimem Tunezyjczyk zginął podczas nocnej wymiany ognia pomiędzy terrorystami, a siłami z USA. W trakcie nalotu na jeden z głównych ośrodków wydobycia ropy naftowej, położony w Deir Ezzor skonfiskowano cenne dokumenty. Jak mówił wiele tygodni później urzędnik Departamentu Stanu USA - zdobyte informacje przyniosły więcej korzyści niż jakakolwiek inna operacja sił specjalnych w historii.
Ujawnione przez amerykański dziennik „Wall Street Journal” fragmenty dokumentów jasno wskazują na to, że zadaniem Abu Sayyafa wysokiego rangą członka ISIS było zaopatrywanie dżihadystów w ropę naftową i gaz, a także kontrolowanie przepływów finansowych organizacji. Planował on również operacje wojskowe grupy. Jedno jest pewne - dla USA był niezwykle cennym celem. Dzięki zebranym podczas operacji dowodom wiemy też, że ISIS każdego dnia zarabia na polach naftowych milion dolarów. Znalezione w czasie akcji amerykańskich wojskowych dokumenty ujawniły m.in. skalę operacji finansowych dżihadystów. Nielegalne transakcje mają być głównym źródłem dochodów najbogatszej organizacji terrorystycznej świata.
Abu Sayyaf, jak każdy inny dżihadysta odpowiedzialny za ropę i gaz musiał mierzyć się z takimi problemami jak chociażby naprawa uszkodzonych w nalotach amerykańskich myśliwców szybów naftowych. Nie należało to jednak do jego głównych zdań. To on dostał „pod opiekę” w 2014 roku pojmaną przez dżihadystów amerykańską pracownicę pomocy społecznej Kaylę Muller. Dziewczyna była „żoną” lidera ISIS Abu Bakr al Baghdadiego, ale mieszkała w domu Sayyafa. Po tym jak ten pierwszy uczynił z niej seksualną niewolnicę, zginęła w nalocie USA na Deir Ezzor.
W szeregach ugrupowania znany był jednak przede wszystkim jako minister finansów, który stworzył specjalny system - kierowcy ciężarówek mają sprzedawać ropę z zyskiem prowizorycznym rafineriom. Z jednej cysterny przemycanej i sprzedawanej ropy dżihadyści mają kilkanaście tysięcy dolarów. Z dokumentów dowiadujemy się, że tylko w okresie sześciu miesięcy - od września 2014 do lutego 2015 - ISIS zarobiło na sprzedaży surowców prawie około 400 mln dolarów. To 72 proc. wszystkich przychodów dżihadystów stów.
Od ubiegłego roku dochody terrorystów spadły o prawie 30 proc., bo ropa potaniała, wykruszyły się też niektóre rafinerie. Jak dodają specjaliści z amerykańskiego think tanku IHS, na taki stan rzeczy wpływać ma przede wszystkim zmniejszone wydobycie ropy, utrata terytorium , gdzie dżihadyści mogli ściągać podatki od miejscowej ludności. W tym miesiącu sekretarz stanu USA John Kerry oświadczył w Bagdadzie, że Państwo Islamskie straciło 40 proc. terenów, które kontrolowało w 2014 roku w Iraku. Jednocześnie polityk obiecał, że wyzwolenie Mosulu z rąk terrorystów pozostaje już tylko kwestią czasu.
Kiedy ISIS naprawią swoje rafinerie, wpływy ze sprzedaży ropy znowu pójdą w górę. Jednak nawet po tym, jak amerykańskim siłom udało się zniszczyć znaczącą część infrastruktury naftowej ISIS, organizacja wciąż zarabia krocie. Wśród znalezionych dokumentów znalazło się też zdjęcie, na którym widzimy Sayyafa przeliczającego stos banknotów.
Terrorysta budził strach wśród swoich podwładnych. - Często groził, że przeniesienie ich na pola naftowe w Iraku, gdzie szefowie traktowali swoich ludzi jeszcze gorzej niż on - mówił 36-letni Ibrahim, jeden z byłych pracowników Sayyafa. To jeszcze nic. Z relacji Ibrhaima wynika, że jego koledzy bali się o własne życie. - Przychodzisz do pracy i niczego nie możesz być pewnym. Możesz np. znaleźć ściętego chwilę wcześniej kolegę - mówi z przejęciem po latach.
Na jedno nie mogli narzekać - zarobki. Wykwalifikowani pracownicy firm naftowych otrzymują sowite wynagrodzenie. Trzykrotnie więcej niż wynosi średnia pensja księgowego z Syrii - 50 dolarów miesięcznie, około ośmiokrotnie więcej niż pensja na stanowisku wiertniczego. Co więcej, ci którzy mają żony i dzieci otrzymują dodatki. Nic dziwnego, że wielu mężczyzn zdecydowało się wstąpić w szeregi ISIS tylko dlatego, że tam im lepiej płacono.
Jak informują członkowie amerykańskiego Departamentu Skarbu - wielu dżihadystów trudniących się sprzedażą ropy i gazu ziemnego przebywa dziś w Turcji. Po znacznie zaniżonej cenie sprzedają ropę naftową przemytnikom, którzy to z kolei handlują z tureckimi pośrednikami. Handlują surowcami nawet z syryjskimi rebeliantami, z którymi później tak ochoczo walczą. Nie jest tajemnicą, że większość cennych towarów wydobytych przez ISIS zasila reżim syryjskiego prezydenta Baszara al-Asada.
W szeregach ISIS wszystko musi chodzić jak w szwajcarskim zegarku. Według informacji, do których dotarł „Wall Street Journal” część obowiązków Sayyafa już w marcu przejął pochodzący z Francji dżihadysta Abu Mohammad al-Fransi. - Najważniejsze, że odkąd jesteśmy w posiadaniu dokumentów mamy wgląd w to, jak ISIS działa, komunikuje się i zarabia olbrzymie ilości pieniędzy -przyznaje jeden z amerykańskich urzędników.
Autor: Sylwia Arlak