Po Brexicie nasiliły się ataki na imigrantów, w tym także na Polaków na Wyspach Brytyjskich. W Harlow ofiarą tej nienawiści mógł paść 40-latek
Mieszkańcy niewielkiego Harlow w brytyjskim hrabstwie Essex są wstrząśnięci zbrodnią, której ofiarą padł 40-letni Polak Arkadiusz Jóźwik. Nasz rodak zmarł w szpitalu na skutek ran odniesionych podczas bandyckiego ataku na niego i na jego 43-letniego kolegę, kiedy jedli pizzę przed jednym ze sklepów w centrum miasta.
Brat Arkadiusza Jóźwika, 36-letni Radek, mówi, że banda nastolatków biła go, kiedy usłyszeli polską mowę. Dlatego policja jako jeden z głównych motywów zbrodni bierze pod uwagę nienawiść nastolatków do obcokrajowców. Sześciu podejrzanych o katowanie Polaków, w wieku 15–16 lat, zostało za kaucją zwolnionych z aresztu. Sprawa jest w toku.
W ten weekend mieszkańcy miasta wspólnie z mieszkającymi tam Polakami mają przejść ulicami w proteście przeciwko nienawiści do imigrantów, która narasta na Wyspach po Brexicie. Arkadiusz Jóźwik pracował w miejscowym zakładzie produkcji mięsa, przebywał na Wyspach od czterech lat. Jak ujawniła policja, pierwszy patrol przybył na miejsce zdarzenia kilkanaście minut przed północą w sobotę. Ustalono, że Polacy w żaden sposób nie prowokowali nastolatków.
Jeden z pracowników pobliskiego sklepu wybiegł, gdy zobaczył leżącego Polaka. - On leżał na ziemi, był w złym stanie. Nie dawał żadnych znaków życia - opowiadał mężczyzna. Arek, jak wspomina świadek tych zdarzeń, zamówił pizzę i potem przed sklepem posilali się z kolegą. Wspomniany pracownik sądził początkowo, że Polacy kupują pizzę na wynos, bo gdyby chcieli ją zjeść na miejscu, poleciłby im pozostać w sklepie, bo widział agresywnych nastolatków w pobliżu.
On leżał na ziemi, był w złym stanie. Nie dawał żadnych znaków życia
- Gdyby mnie zapytali o poradę, zachęciłbym ich do pozostania w środku - dodaje mężczyzna, który zwraca uwagę, iż miejscowa policja była nieraz informowana o tym, że w tym rejonie pojawiają się gangi młodocianych.
Z kolei brat ofiary Radek podczas emocjonalnej wizyty na miejscu tragedii przypomniał, że po Brexicie nasiliły się przypadki wrogich zachowań wobec imigrantów. Jego zdaniem sobotni atak sprowokowało to, że jego brat z kolegą rozmawiali po polsku. - Brat spokojnie jadł pizzę, on nie mówi za bardzo po angielsku, a napastnicy byli bardzo agresywni - mówił Radek.
Dodaje, że rodzice takich nastolatków powinni rozmawiać z dziećmi, bo teraz są one bez opieki, bez kontroli. Z kolei policjanci z Essex proszą świadków zdarzenia o pomoc w wyjaśnieniu wszystkich okoliczności zdarzenia, jednocześnie posłano na ulice miasta dodatkowe patrole.
Miejscowi twierdzą, iż w mieście są problemy z młodymi ludźmi, którzy wałęsają się bez celu, szukają zaczepek, okazji do bójek. - Dla wielu wystawanie na ulicach to rytuał, widzę codziennie te same twarze. Można zapytać: gdzie są rodzice, ich opiekunowie - pyta jedna z mieszkanek miasta.
Wes Streeting, poseł Partii Pracy z Ilford North, określił na Twitterze atak jako zdarzenie, które okrywa kraj wstydem. A przewodniczący rady miejskiej Harlow Jon Clempner powiedział że bez względu na to, jaki był motyw tego ataku, nigdy nie powinno do niego dojść.
Autor: Kazimierz Sikorski