Zabił znajomego, 10 lat ukrywał się w Irlandii, teraz trafi za kratki
Robert K. z Chełma odpowiadał za śmiertelne pobicie kolegi, który był mu winien pieniądze. Po 13 latach od zdarzenia usłyszał prawomocny wyrok.
Przed Sądem Apelacyjnym w Lublinie zapadł właśnie wyrok w sprawie zabójstwa sprzed 13 lat.
Do zdarzenia doszło w 2004 roku w Chełmie. Wówczas 39-latek brutalnie pobił swojego znajomego, bo ten nie oddał mu długu. Potem, jeszcze żywego wsadził do bagażnika, wywiózł za miasto i porzucił przy ruchliwej drodze. Następnie Robert K. przez 10 lat ukrywał się za granicą.
Z ustaleń śledczych wynikało, że 39-letni chełmianin zajmował się rozprowadzaniem narkotyków. Należał do gangu. Jego późniejsza ofiara, Ryszard Sz. na co dzień pracował w firmie budowlanej, a po godzinach wykonywał tatuaże. K. przez pewien czas dostarczał znajomemu narkotyki.
Z czasem Sz. przestał płacić za nielegalne substancje. Robert K. postanowił więc odzyskać dług. Okazja nadarzyła się, gdy Robert K. przypadkiem zobaczył w ustronnym miejscu znajomego dłużnika. Do spotkania doszło przy ul. Krzywej w Chełmie. Było to 18 sierpnia 2004 roku.
Robert K. rzucił się na Ryszarda Sz. i z całej siły uderzał swoją ofiarę pięścią w twarz. Z mężczyznami był wówczas jeszcze jeden znajomy. Jednak gdy spostrzegł, że sytuacja staje się napięta, uciekł z miejsca zdarzenia.
Śledczy ustalili potem, że gdy napadnięty stracił przytomność, napastnik zapakował go do pożyczonego auta i wywiózł w okolice miejscowości Bezek w gminie Siedliszcze.
Tam wyrzucił go z bagażnika i zostawił na poboczu, chcąc upozorować, że Ryszarda Sz. potrącił samochód.
Pobitego znalazł przypadkowy kierowca. Obrażenia nie wskazywały jednak na potrącenie. Na miejsce zostały wezwane policja i karetka pogotowia. Ryszarda Sz. jednak nie udało się uratować. Zmarł w szpitalu po dwóch dniach.
Prokuratura Rejonowa w Chełmie wszczęła w tej sprawie śledztwo. Jednak z powodu niemożności znalezienia sprawcy postępowanie umorzono. Dopiero gdy rodzina zmarłego odwołała się od tej decyzji, śledztwo ruszyło na nowo.
W trakcie postępowania w 2005 r. Robert K. trafił nawet na komendę. Przyznał, że był jedynie świadkiem śmierci Ryszarda Sz., którego pobił jego znajomy, który tamtego dnia był z nimi przy ul. Krzywej.
Wówczas śledztwo nabrało rumieńców, prokuratorzy postawili nawet pierwsze zarzuty mężczyźnie wskazanemu przez Roberta K. A co stało się z samym 39-latkiem? Wsiadł do samolotu i na 10 lat zaszył się w Irlandii.
W trakcie wielomiesięcznego postępowania w sprawie śmierci Ryszarda Sz. śledczy i policjanci znaleźli auto, w którym przewożone było ciało ofiary. Zabezpieczono w nim ślady DNA i dzięki temu ustalono, że to właśnie Robert K. był sprawcą śmiertelnego pobicia. Jednak by przedstawić mu zarzuty, konieczne było sprowadzenie mężczyzny do Polski.
Po intensywnych poszukiwaniach śledczy odkryli, że podejrzany ukrywa się w Irlandii i próbowali go stamtąd ściągnąć. Udało się dopiero w styczniu 2015 r. K. postarał się wówczas o tzw. żelazny list. Dzięki temu dokumentowi obiecał stawić się przed prokuraturą, która postawiła mu zarzuty, ale w zamian do końca procesu pozostawał na wolności. Sprawa trafiła do Sądu Okręgowego w Lublinie, który w marcu br. skazał K. na karę 4,5 roku więzienia. Z wyrokiem nie zgodziła się jednak chełmska prokuratura.
Proces odwoławczy zakończył się pod koniec sierpnia br. Sąd Apelacyjny w Lublinie podwyższył karę do 6 lat więzienia. Wyrok jest już prawomocny.