Za pomoc w ukrywaniu rozsądku grozi wiele lat pozbawienia radości
Władzę należy obśmiewać, jakakolwiek by nie była. Po to, żeby się pilnowała i wiedziała, że jest obserwowana, nie tylko przez opozycję i dziennikarzy, ale też przez satyryków - mówi Maciej Kraszewski.
Poczucie humoru to coś, co nas jeszcze niedawno jednoczyło. A teraz nawet dowcip schodzi do okopów.
Może dzisiaj humor nas nie jednoczy, ale jednoczy nas silna potrzeba humoru. Bo nic tak nie rozładowuje strachu przed ludźmi, których się boimy, albo których nie rozumiemy, jak śmiech. A co do tych podziałów, to nieżyjący Zbyszek Gach, znakomity reportażysta, powiedział kiedyś, że Japonia jest Krajem Kwitnącej Wiśni, a Polska krajem kwitnącej waśni.
Za humor chłostany jest przez prawicę Maciej Stuhr, który na gali wręczenia Polskich Orłów dowcipkował, że przyszedł ogłosić najlepszą aktorkę drugiego... sortu. Mówił o armii artystów wyklętych i o tym, że aktor drugiego planu to ktoś, na kim stoi film jak na oponie. „Przepraszam, miało być poważnie, a Państwo mają tu polew” - zakończył. No i się zaczęło...
No, właśnie! Zaczęła się kolejna odsłona polsko-polskiej wojny na słowa. Przypomnę, że to, o czym mówimy, dotyczy występu zawodowego satyryka, kabareciarza na imprezie rozrywkowej. Facet żyje z tego, że rozśmiesza. I robi to świetnie. A każdy, powtarzam, KAŻDY żart jednych rozśmieszy, a innych wprost przeciwnie. Ale to nadal tylko żart. Humor jest bezpiecznikiem. Jest taki poziom „śmiertelnej” powagi, zadęcia, zwykłego wyrachowania i cynizmu, przy którym pojawia się ratująca naszą psychikę potrzeba odreagowania. I humor jest tego objawem. Nie tylko ten profesjonalny, jak w wykonaniu Maćka, ale takim odreagowaniem są również zjadliwe, ironiczne i złośliwe wpisy internautów. Zarówno tych, którzy nazywają siebie patriotami, jak i tych gorszego sortu.
Ani przez sekundę nie miałem wrażenia, że występ Stuhra obraża pamięć ofiar katastrofy czy drwi z Żołnierzy Wyklętych. Zabawił się słowem, reagując na sposób, w jaki politycy wykorzystują te tematy do bieżącej polityki, stygmatyzując przy okazji współobywateli. Jako człowiek od ćwierć wieku zawodowo zajmujący się rozweselaniem, oświadczam - cały sens satyry i komedii polega na krytycyzmie, czepianiu się, szukaniu dziury w całym. Bawiąc się w komedię, nie jesteśmy w stanie uniknąć ośmieszenia kogoś lub samego siebie. I zwłaszcza dystans do siebie polecam wszystkim ponurakom. Oczyszcza emocje jak najlepsza sauna. Tylko żeby ktoś nagle nie wymyślił Narodowej Rady Do Spraw Dowcipu, która wprowadzi obowiązujące zasady poprawności politycznej.
Tak zwana poprawność polityczna, u zarania szlachetny zamysł, powoli zaczyna osiągać Himalaje nonsensu. Zwłaszcza za oceanem. Na wszelki wypadek zacząłem tworzyć własny słownik poprawności politycznej. Nie powiem łysy, tylko... wybiórczo kędzierzawy, nie szczerbaty, a jedynie oszczędnie uzębiony, nie kurdupel, tylko obywatel kompaktowy, nie głupi, a intelektualnie niszowy. I tak można mnożyć w nieskończoność... Nonsens kompletny.
Inni satyrycy też mówią, że Maciej Stuhr nie przekroczył granic. Jerzy Kryszak w Natemat.pl powiedział, że podziały w Polsce i mur oddzielający dwie strony obecnego sporu politycznego są tak wysokie, że to, co śmieszy jedną stronę, nieodmiennie będzie drugą gorszyć lub oburzać. I zakończył to słowami: „Dowcip muru nie przeskoczy”. Satyrykom więc nie będzie łatwo poruszać się w tej podzielonej Polsce.
Oczywiście. Ale zastanówmy się, jak te mury powstają. Czy faktycznie po jednej stronie mamy grupę niegodziwców gorszego sortu, a po drugiej samych sprawiedliwych, zatroskanych i jedynie słusznych? Dla mnie to nonsens. Wśród przyjaciół, z którymi się regularnie spotykam, spożywam różne substancje i żartuję, mam zarówno takich, którzy twardo wspierają obecną władzę, jak i takich, którzy zdecydowanie stoją po przeciwnej stronie. I nie bierzemy się za łby, lubimy się i wspomagamy się, kiedy ktoś na przykład zachoruje. Bo najważniejsze są zdrowie, przyjaźnie i wzajemna życzliwość. To takie proste. W politykę angażujemy się co cztery lub pięć lat, wrzucając kartkę do urny. Resztę czasu powinno nam wypełniać życie, z możliwie największą ilością jego pięknych aspektów. Polityka nie jest najważniejsza!
A co by nam wyszło na zdrowie? Na pewno większa umiejętność współdziałania w grupie, z sąsiadami na piętrze, na osiedlu, w klasie naszych dzieci. A my na ogół zachowujemy się tak, jakbyśmy byli zbiorem pewnych siebie, mających na wszystko gotową odpowiedź indywidualistów. „Moje jest mojsze niż twojsze!”. Co złego jest w tym, że świetny muzyk, z którym regularnie pracuję, wierzy w teorię o zamachu? Dopóki świetnie się nam pracuje i rozmawia na sto innych tematów, może sobie wierzyć nawet w kosmitów. A naród dzisiaj łatwo sprowokować, ponieważ narodowi często nie wystarcza pieniędzy na życie, spłatę kredytów, a przez różne instytucje traktowany jest z buta. A jeśli do tego jeszcze telewizor i komputer mówią im, że oto zidentyfikowany został wróg, który im zadał te cierpienia, to ludzie rezonują.
Zwróć uwagę, że Polska przez długie lata była w opresji. Zawsze byli ci źli, zaborczy, zakłamani, ONI. I wszystkie działania, od zbrojnych po satyryczne, były skierowane w NICH. I ćwierć wieku temu ONI poszli sobie w diabły. Ale została potrzeba ONYCH, więc się ich wszędzie szuka. I wskrzesza. Bo ONI to kłopoty, a z kłopotami się walczy. Przeraża mnie, jak łatwo duperelne sprawy zamienia się w dramat narodowy. Przykład z branży filmowej. Kiedyś w programie Tomasza Lisa - Tomasz Raczek, Kazimierz Kutz, Cezary Pazura, kilku wybitnych ekspertów pochylało się nad potwornym problemem pod tytułem „upadek kina polskiego”. Dlaczego? Bo ktoś zrobił słaby film „Kac Wawa”. Przecierałem oczy ze zdumienia.
Prawica mówi, że Maciej Stuhr uderzył do jednej bramki. A ja pamiętam, jak ta sama prawica zachwycała się, kiedy Robert Górski z Kabaretu Moralnego Niepokoju żartował sobie z Donalda Tuska i jego rządu. Nawet śmiali się z tych dowcipów ci, którzy głosowali na PO. Od tego jest kabaret!
W internecie można znaleźć bardzo ciekawe wyniki badań psychologicznych, z których wynika, że największy problem z dystansem, poczuciem humoru mają ludzie o osobowościach i poglądach konserwatywnych. Uważają, że ich poglądy i sposób życia to twierdza i w związku z tym każda próba żartowania lub choćby dyskusji wywołuje alarm w koszarach. Tymczasem pamiętajmy, że świat do przodu popychają ci, którzy opuszczają własną strefę komfortu, kwestionują, krytykują i szukają nowych możliwości. Żart jest jednym z narzędzi w budzeniu wątpliwości. To dlatego wszyscy satrapowie potwornie bali się humoru. Dlatego istniała - i jeszcze gdzieniegdzie istnieje - cenzura.
No właśnie. A nie boisz się, że cenzura może powrócić?
Boję się czego innego. Że twórcy, np. w obawie przed pozbawieniem ich dostępu do mediów, sami się zaczną cenzurować. Zwłaszcza ci z kredytami lub chorującymi osobami w rodzinie. To by było smutne.
To możliwe, bo krytyka idzie naprawdę głęboko. Jedna z posłanek PiS ma już pretensje nie tylko do Maćka Stuhra, ale też do Anny Dymnej i Janusza Gajosa, bo się podczas gali śmiali z tych żartów.
I teraz mamy uczestniczyć w robieniu potwornego wydarzenia medialnego ze złośliwego wpisu na portalu społecznościowym, którego dokonała znana interpretatorka zasad polskiej ortografii, degustatorka posiłków na sali sejmowej, obywatelka posłanka Pawłowicz Krystyna? Ona nie wie, że mówi się „wziąć”, a nie „wziąść”, lecz doskonale wie, jak działają media, i osiągnęła mistrzostwo we wkładaniu kija w mrowisko. To wszystko. Zresztą Maciek Stuhr odniósł się do jej złośliwości z właściwą sobie klasą i dowcipem, na które tej pani nie będzie stać nawet w trzydziestym czwartym wcieleniu. Przy okazji, w związku z tą sytuacją, warto zauważyć, że wraca dowcip nieco bardziej wyrafinowany, zawoalowany. Przepraszam, ale ośmielę się zauważyć, że tak żartowaliśmy w PRL. Jak powiedział kiedyś Gustaw Holoubek: „od tekstu ważniejszy jest podtekst, ponieważ tekst to tylko pretekst”.
Z czego nie należy żartować?
Z islamu, bo jak zażartujesz z islamu, to cię zabiją. Tak jak satyryków „Charlie Hebdo”. Ale nawet ten dramat pokazał siłę satyry. Żart może być potworną bronią. Przeciw każdej opresji, nawet nieuleczalnej chorobie. Ze śmierci można się śmiać, a nawet należy, bo jak powiedział nieuleczalnie chory ksiądz Jan Kaczkowski - „gdyby śmierć była śmiertelnie poważna, to by nas zabiła”. Teoretycznie więc śmiać się można ze wszystkiego, ale trzeba się liczyć ze skutkami i oprócz poczucia humoru, mieć wyczucie momentu i okoliczności. A i tak jedni się roześmieją, a inni uznają nas za totalnego gbura i cymbała. I oby tylko na tym się skończyło. Nie da się być osobą publiczną bez narażania się i bez podpadania. I dotyczy to nie tylko satyryków. Teraz przypina się łatki - ten satyryk jest z prawicy, ten komediant jest z mainstreamu. Dla radiowej Trójki zrobiłem bez mała tysiąc odcinków audycji „60 sekund na minutę” i „Wentylator”, które komentowały wszystko to, czym żyli Polacy przez kilka lat. W tym czasie rządziły trzy różne rządy, od SLD począwszy, poprzez PiS, a na PO skończywszy. I przysięgam, że dokładałem wszystkim po równo.
Ale w komentarzach czytałem, że jestem „zatęchłym pisiorem”, „wrednym liberałem”, bo przecież z Gdańska, a nawet „gejem i komuchem”. Naprawdę mało kto ma szansę być aż tak wszechstronny. I powiem tylko za mistrzem: „róbmy swoje”. Władzę należy obśmiewać, jakakolwiek by nie była. Po to, żeby się pilnowała i wiedziała, że jest obserwowana, nie tylko przez opozycję i dziennikarzy, ale też przez satyryków. Dlatego satyrycy są potrzebni. A nam, wszystkim odbiorcom satyry, bo ja też jestem odbiorcą, oprócz zdrowia, życzę, abyśmy doczekali powrotu zdrowego rozsądku. Wydajmy za nim list gończy: pilnie poszukiwany zdrowy rozsądek. za pomoc w ukrywaniu go grozi wiele lat pozbawienia radości.
Ryszarda Wojciechowska