Rozmowa z Radosławem Palonką z Instytutu Archeologii UJ, jednym z niewielu europejskich naukowców, którzy w USA badają dawne kultury Indian.
Jaką ksywkę miał pan w szkole?
Było ich parę, ale prorocza okazała się jedna: Apacz.
I to może być wyjaśnienie faktu, że jest pan dzisiaj jednym z kilku europejskich archeologów kopiących w USA i odkrywających tajemnice tamtejszych Indian?
Coś w tym musi być, zwłaszcza że moje późniejsze stopniowe zagłębianie się w historię Indian jest efektem wielu przypadków. W czasach szkolnych na rodzinnej Zamojszczyźnie nie tylko budowałem wigwamy i tipi, pochłaniałem wszystkie indiańskie powieści, ale zdążyłem przeczytać też większość dostępnych u nas książek o historii pierwotnych mieszkańców Ameryki Północnej. Potem te zainteresowania przygasły. Kiedy dostawałem się na archeologię na UJ, to jak niemal tu wszyscy miałem nadzieję, że będę kopał w piaskach Egiptu.
Ale przecież już na studiach po raz pierwszy był pan w USA.
Zauważyłem któregoś dnia cień szansy na to, że mogę „zbliżyć się” do Indian. Wszystkie sentymenty z dzieciństwa natychmiast wróciły i to ze sporą intensywnością. Wysłałem dokładnie dwadzieścia listów do czołowych amerykańskich archeologów badających indiańskie kultury z prośbą o możliwość pracy przy wykopaliskach. Początkowo liczyłem uprzejme odmowy, ale jednak dwie odpowiedzi były pozytywne. Szczególnie zainteresowała mnie ta od prof. Williama Woodsa z Illinois. Zgodził się, bym przyjechał pomagać jego ekipie pracującej w jednym z największych na świecie stanowisk archeologicznych w Cohokia Mounds, będącego pod patronatem UNESCO.
Aby nie wypuścić tej szansy z rąk, razem z moją przyszłą żoną wybraliśmy się do niemieckiej Getyngi, gdzie profesor przyjechał na konferencję. Pamiętam, jakim szokiem była dla nas wtedy różnica cen między Polską a Niemcami. W Dreźnie wysiedliśmy z pociągu, a na kolejny nie mieliśmy pieniędzy. Dotarliśmy do Getyngi autostopem. Najważniejsze było, że prof. Woods zobaczył, jaki jestem zdeterminowany. Tak zaczęła się nasza wieloletnia przyjaźń z nieżyjącym już dziś niestety profesorem.
Cohokia to był pana archeologiczny raj?
Na pewno byłem niezwykle podekscytowany. Chodziło przecież o prekolumbijską kulturę Missisipi, inaczej nazywaną kulturą budowniczych kopców świątynnych. Te kopce są nieco podobne do europejskich i azjatyckich kurhanów. Ostatnie grupy tej kultury odkryli w XVI wieku konkwistadorzy hiszpańscy i portugalscy, a od XVII i XVIII wieku opisywali je głównie Anglicy i Francuzi. Francuzi byli zachwyceni kulturą i strukturą tej społeczności, która żyła z rolnictwa. Widzieli w niej wiele podobieństw do ówczesnej Francji i wręcz do Wersalu. Nazwali zresztą ich władcę rezydującego w największej osadzie/mieście Wielkim Słońcem, przez analogię do ich Ludwika XIV - Króla Słońce.
Te zachwyty nie przeszkodziły później Francuzom i Anglikom w zniszczeniu tej kultury. Resztki ludności sprzedali jako niewolników na Kubę, w tym Wielkie Słońce i jego rodzinę. Kultura budowniczych kopców kiedyś sięgała na północy do Wielkich Jezior, na południu po Zatokę Meksykańską i Florydę, na wschodzie dochodziła do Appalachów, a na zachodzie do granic prerii na Wielkich Równinach. Dzisiaj kopce rozsiane są wzdłuż Missisipi, a Cohokia to największe stanowisko archeologiczne na obszarze tej prekolumbijskiej kultury budowniczych kopców. W XIII wieku zamieszkiwało tam 30-45 tysięcy osób. Kraków miał wtedy kilka tysięcy mieszkańców. W Europie wielkość podobną do tego indiańskiego miasta miały Londyn i Paryż.
Dlaczego to kopce stały się znakiem rozpoznawczym tej kultury?
Bo te budowle ze ściętymi wierzchołkami, choć powstały w VIII-XVIII wieku, nadal robią wielkie wrażenie swym ogromem i precyzją wykonania, choć zbudowano je z najprostszych materiałów: ziemi, gliny, czasem kamieni. W końcu XVIII wieku o ich zbudowanie posądzano wszystkich, ale nie Indian. Przypisywano jej konkwistadorom, którzy mieli wznosić te budowle dla obrony przed... Indianami, rasie olbrzymów czy także zaginionemu trzynastemu plemieniu Izraela. Dopiero w połowie XIX wieku badacze amerykańscy doszli, że budowle to dzieło Indian.
Co ciekawe prekursorem badań kultur budowniczych kopców był Thomas Jefferson, ojciec amerykańskiej niepodległości, ale i archeologii. Największa tamtejsza piramida ziemna ma 30 m wysokości i prostokątną podstawę o wymiarach 241 x 316 metrów. To największa podstawa z piramid na Ziemi, może oprócz tych niedawno odkrytych w Chinach. W kopcach Indianie urządzali także grobowce dla ludzi ze swych elit i świątynie, a na niektórych także obszerne domostwa.
A co pan tam robił?
Pomagałem w odkopywaniu i badaniu jednego z kopców z samego centrum Cohokii i otaczającej centrum tego stanowiska palisady. Przede wszystkim jednak miałem tam dostęp do znakomitej, a w Europie niemal niedostępnej literatury i mogłem napisać swoją pracę magisterską o kulturze budowniczych kopców.
Amerykanie eksplorują archeologicznie cały świat, ale do swych wykopalisk obcokrajowców dopuszczają rzadko. Z czego to wynika?
Przede wszystkim ich archeologia ma bardzo wysoki poziom naukowy i techniczny. Jest też świetnie zorganizowana i finansowana. Ja kiedyś, już podczas doktoratu i w innym regionie USA, na Południowym Zachodzie - nadzorowałem pracę wolontariuszy przy wykopaliskach. Ci ludzie płacili za możliwość kopania duże pieniądze i byli bardzo szczęśliwi, że ich tam przyjęto. Podstawą finansowania są jednak pieniądze federalne i stanowe. Dla zagranicznych ekip kopanie w USA jest też znacznie droższe niż w krajach Afryki czy Azji.
To jak panu udało się w Ameryce zaistnieć?
Kluczowe chyba było podążanie za marzeniami i też zdobycie zaufania tamtejszych badaczy. Amerykanie powierzali mi coraz bardziej odpowiedzialne zadania, a ja zacząłem myśleć o temacie doktoratu. I tak znalazłem się w Mesa Verde, w Kolorado na terenie rozwoju innej indiańskiej kultury Indian Pueblo, gdzie uczestniczyłem w badaniach amerykańskich archeologów. W końcu jeden z amerykańskich recenzentów mojej pracy doktorskiej, zaraz po jej obronie w Krakowie, prof. William Lipe, spytał mnie, czy nie chciałbym poprowadzić tam własnego projektu.
Dwa razy pytać nie musiał. Od 2011 roku nasz zespół prowadzi w stanie Kolorado archeologiczny projekt badawczy w parku Canyons of the Ancients National Monument, gdzie znajduje się czterdzieści dobrze zachowanych osad kultury Pueblo z XIII wieku n.e., z przetrwałą architekturą kamienną do wysokości pierwszego piętra oraz niezwykłymi przedstawieniami sztuki naskalnej.
Czytaj więcej:
- Jak wygląda ich zderzenie z cywilizacją XXI wieku?
- Jak wygląda praca w Kolorado?
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień