Z taką grą nie mamy czego szukać w Europie
Wielkie rozczarowanie. Tak w skrócie można ocenić postawę Stelmetu BC Zielona Góra w meczu z Ciboną Zagrzeb.
Przegraliśmy w pierwszym ćwierćfinałowym meczu Euro Cup FIBA 69:81 i szanse by dwa niespełna dwa tygodnie zwyciężyć różnicą przynajmniej 13 punktów w Zagrzebiu są iluzoryczne. O ekipie chorwackiej pisaliśmy zapowiadając ten mecz. To jeden z najsłynniejszych klubów koszykarskich w Europie. Tyle, że obecnie reprezentuje moc porównywalną do Stelmetu, czyli europejskiego średniaka z ambicjami by starać się zgłaszać aspiracje do gry o wyższe cele niż walka w trzecim w hierarchii ważności pucharze. Stąd wydawało się, że mistrz Polski, po rozczarowaniu jakim niewątpliwe był występ w Lidze Mistrzów, pokaże na co go stać w Euro Cup.
Niestety, kibice przeżyli kolejne (które to już pucharowe w tym sezonie?) rozczarowanie. Zielonogórzanie grając bardzo ważny mecz, który ewentualnie otworzyłby im szanse na półfinał zagrali w pierwszej połowie jeszcze w miarę dobrze, ale w drugiej fatalnie! Skąd się wzięła ta nagła niemoc? Czemu wszyscy totalnie prawie wszystko psuli? Skąd taki brak skuteczności? Podobne pytania postawiliśmy po bardzo złym meczu z Szolniki Olaj. Druga połowa w hali CRS wyglądała mniej więcej tak jak występ Stelmetu na Węgrzech. Pokazała, że grając w ten sposób trzeba porzucić marzenia o odegraniu jakiejkolwiek roli w Europie. Unaoczniła kolejny raz to, że pomysł budowy tej ekipy od początku obciążony był błędem. Łukasz Koszarek nie ma wartościowego zmiennika. Kiedy musiał opuścić parkiet po dwóch przewinieniach niesportowych (inna sprawa, że tak doświadczony zawodnik mając już na koncie jedno, powinien być bardziej powściągliwy) zostaliśmy bez rozgrywającego. James Florence, który od początku jest nominowany do tej funkcji z meczu na mecz gra coraz gorzej. W środę trener Artur Gronek widząc co robi na parkiecie Amerykanian wolał pod nieobecność Koszarka powierzyć rozgrywanie Thomasowi Kelatiemu. Co gorsze Florence, który przecież był królem strzelców ligi chorwackiej w barwach Cibony nie zdobywa punktów! Ale przecież trudno zwalić porażkę na Florence’a. Skuteczność była na bardzo słabym poziomie. Poza wspomnianym Kelatim i niespodziewanie Julianem Vaugnem (tyle, że Amerykanin oddał zaledwie trzy rzuty) nikt nie przekroczył 50 procent, podczas gdy w Cibonie aż siedmiu zawodników! Tak ostatnio skuteczny w ekstraklasie Przemysław Zamojski na dziewięć prób trafił tylko dwa razy, Armani Moore dwa na siedem, Karol Gruszecki cztery na dziesięć. Z taką celnością trudno liczyć na sukces.
- Gratulacje dla Cibony. - ocenił trener Artur Gronek. - Rywale absolutnie zasłużyli na wygraną. Pokazali nam co to jest fizyczna gra, co to jest walka o każdą piłkę. Zdobyli 42 punkty z ,,pomalowanego”, a wiedzieliśmy, że średnio mają ich około 40. To nie do zaakceptowania. Jeżeli chcemy zwyciężać na poziomie europejskim to nie możemy grać tak, jak dziś. Oczywiście, że jest nadzieja przed rewanżem. Przygotujemy się, żeby wygrać. Myślę, że dziś była duża szansa. Ciężko jest zwyciężyć z jednym zawodnikiem. Kiedy wszystko jest przygotowane, trzeba wyegzekwować to, co jest ustalone. Szanować swoją pracę i kolegów. Trudno powiedzieć jak potoczyłaby się gra z Łukaszem Koszarkiem. To mogło mieć wpływ na zespół. Takie rzeczy jednak się zdarzają i musimy się wziąć w garść i grać dalej.
Tyle szkoleniowiec. To prawda, że trzeba się zmobilizować i walczyć. Była to nasza kolejna, siódma porażka w europejskich pucharach w tym sezonie. Następna z zespołem którego Stelmet był w stanie i powinien, pokonać. Przed zielonogórzanami rewanż 22 lutego w Zagrzebiu. Trudno liczyć tam na sukces, ale dopóki piłka w grze...
Zanim jednak nasz zespół pojedzie do Stolicy Chorwacji czeka go kolejne ligowe spotkanie w poniedziałek w Szczecinie z Kingiem (o tym meczu napiszemy w poniedziałkowym magazynie sportowym) i Puchar Polski w Warszawie. Tam w przyszły czwartek nasz zespół w ćwierćfinale zagra z Polskim Cukrem Toruń.