Z przekąsem: Już nikt nigdy nie powie o tym panu „generał”
W końcu znalazł się odważny, który zaatakował pagony Jaruzelskiego i Kiszczaka. Piotrkowski poseł PiS, minister obrony narodowej Antoni Macierewicz...
W końcu znalazł się odważny, który zaatakował pagony Jaruzelskiego i Kiszczaka. Piotrkowski poseł PiS, minister obrony narodowej Antoni Macierewicz ogłosił, że komunistycznym dygnitarzom zostaną odebrane stopnie generalskie. O obu nie mogę napisać jednego dobrego słowa, a że nie żyją, to zgodnie z polską (narodową) tradycją, nawet się o nich nie zająknę. Zresztą nie piszę o generałach, ale o zaskakującym przypływie odwagi u ministra. Skąd ten wybuch właśnie teraz? Macierewicz już ćwierć wieku temu był w rządzie ministrem spraw wewnętrznych, wyjątkowo wpływową postacią gabinetu premiera Jana Olszewskiego. Już dekadę temu Macierewicz był wiceministrem obrony, osobą do zadań specjalnych (likwidował Wojskowe Służby Informacyjne, tworzył kontrwywiad wojskowy) w rządzie premiera Jarosława Kaczyńskiego. Już w latach 90. minionego wieku i obecnym stuleciu przez wiele kadencji był posłem. Bał się wypowiedzieć wojnę generałom? Nie, to nie było wtedy w jego interesie politycznym. Dziś uznał, że trzeba pielęgnować rozbicie społeczeństwa, bo ono służy PiS, co widać z badań opinii publicznej, które wciąż dają rządzącej partii grubo ponad 30 proc. poparcia. Pogłębienie okopów podziału degradacją generałów ma pomóc przynajmniej utrzymać stan posiadania. Politolog Krzysztof Piekarski wskazuje jednak, że to ryzykowna zagrywka: - Obaj generałowie już nie żyją. I podejrzewam, że wielu Polaków odbierze tego rodzaju działania jako upiorny gest zemsty na nieboszczykach. Nie wiem, co taki gest może zmienić. Tak jak Lechowi Wałęsie, mimo wielu starań, nie odbierze się tytułu lidera Solidarności i ojca wolnej Polski, tak samo od Wojciecha Jaruzelskiego, w mundurze czy bez, nie odklei się tytułu ojca stanu wojennego i ponurych lat 80. Tak zostanie zapamiętany.
Odarcie generałów z wężyka i gwiazdek może jednak rodzić problemy z narodową pamięcią historyczną. Otóż 13 grudnia w 35. rocznicę wprowadzenia stanu wojennego minister Macierewicz ogłosił: - Chcę poinformować Polaków, że po raz ostatni w dniu dzisiejszym ze strony jakiegokolwiek urzędnika MON padło słowo „generał” przy nazwisku pana Jaruzelskiego.
Czyli teraz będą mówić pan, obywatel, towarzysz, osoba ubrana w mundur generalski... Mniejsza o to, jak z rozkazem zwierzchnika poradzą sobie urzędnicy... Trzeba się jednak obawiać, że urodzona przez Macierewicza nowa tradycja rozleje się na inne ministerstwa. Bo jak to, w resorcie obrony Jaruzelski będzie panem, a np. w ministerstwie edukacji generałem? Niemożliwe, bo byłoby wyrazem niekonsekwencji w ciele jednego rządu. A skoro urzędnicy Ministerstwa Edukacji Narodowej też nie będą mogli mówić „generał Jaruzelski”, to i do programów szkolnych może przedrzeć się brak generała. Wyjdzie na to, że stan wojenny 13 grudnia 1981 roku wprowadził jakiś pan Jaruzelski.