Z powodu zadań domowych polski uczeń spędza w szkole prawie tydzień
Szkoły bez zadań domowych nie wyobraża sobie 98 procent polskich nauczycieli. Nasze dzieci ślęczą nad nimi najdłużej w Europie. Ostatnio Rzecznik Praw Dziecka zapytał MEN czy tak musi być.
Dominik i Ania Krajewscy z Opola mają 13 i 11 lat. On chodzi do gimnazjum, ona jeszcze do podstawówki. Nienawidzą zadań domowych. Ich rodzice też. - Ciągle z tego powodu wybuchają awantury. Co masz zadane, czy odrobiłeś już lekcje, kiedy zabierzesz się do nauki? Tak wyglądają nasze domowe rozmowy. Syn chodzi na treningi, córka ma lekcje muzyki, oboje uczą się dodatkowo języka obcego. Nie wyrabiają się z tym wszystkim. Nad lekcjami siedzą do 19-20. Zamiast spędzać popołudnia na rozwijaniu swoich pasji, zadręczają siebie i nas, rodziców, zadaniami domowymi. Ostatnio oboje z mężem musieliśmy odbyć przyspieszony kurs budowy i działania atomów, bo syn nie radził sobie z zadaniami z chemii. A od czego jest szkoła? - złości się ich mama.
Marek Michalak: Wszędzie trzeba zachować umiar
Dwa lata temu głośnym echem odbił się w Polsce napisany do mediów list ojca dwójki dzieci. „Krew mnie zalewa, jak dzieci mi opowiadają: Dziś byliśmy w kinie, za tydzień idziemy do teatru. Albo że nie będzie lekcji, bo jest akademia z tej czy innej okazji. Albo jak mają dzień wolny, bo jest dzień nauczyciela. Zaraz, zaraz, to może niech nauczyciele uczą moje dzieci, a ja będę chodził z nimi do kina? Marzy mi się szkoła, która będzie uczyła dzieci tego, co powinna, i to w czasie, jaki ma do dyspozycji.
Problem nie znika, skoro dwa tygodnie temu interwencję podjął Rzecznik Praw Dziecka.
Zgłaszają się do niego dzieci i ich rodzice ze skargami na nadmiar zadawanych prac domowych. Uczniowie wskazują, że są przemęczeni, zniechęceni do zajęć szkolnych, nie mogą dostatecznie wypocząć i realizować swoich zainteresowań. Rzecznik sam przyznaje, że nadmierne obciążanie pracami domowymi narusza prawa dziecka do wypoczynku i czasu wolnego, a także stanowi poważną ingerencję w życie prywatne rodzin, utrudniając podejmowanie wspólnych aktywności.
Rzecznik zwrócił się więc do ministra edukacji narodowej „o analizę wskazanego problemu oraz rozważenie możliwości włączenia zagadnienia zmniejszenia obciążenia uczniów pracami domowymi do planu nadzoru pedagogicznego na kolejny rok szkolny”.
Fińskie dzieci nie dostają zadań do domu ani stopni w szkole. Nie męczy się ich egzaminami. I są najlepszymi uczniami w Europie
Teoretycznie szkoła może zrezygnować z zadawania do domu i wpisać taką zasadę do swego statutu. Są placówki, także publiczne, które to zrobiły - ale nieliczne. Polska szkoła generalnie jest przywiązana do prac domowych. Z badań przeprowadzonych przez Instytut Badań Edukacyjnych wynika, że zaledwie 2 procent nauczycieli wyobraża sobie funkcjonowanie bez nich.
- Z chwilą pójścia dziecka do szkoły na pewno zwiększają się obowiązki rodziców, ale to „przesiadywanie nad książkami” to jakiś mit. Ja zadaję do domu, ale nie jest tego dużo. Zadaję, kiedy jestem przekonana, że dziecko pewną umiejętność posiadło na tyle, że sobie z zadaniem poradzi. A zadaję dlatego, że dziecku potrzebne jest ćwiczenie. Jeśli zrobimy coś tylko w szkole, a po krótkiej przerwie tego nie powtórzymy, to dziecko nie będzie umiało. Obowiązkiem rodziców jest dobre zaplanowanie dziecku czasu. Z rodzicami moich uczniów monitoruję czas odrabiania zadań domowych. Przy zadaniu dzieci rysują zegarek.
Mama obserwuje, jak długo dziecko je robi, i wpisuje: 10 minut, 15 minut. Czy to jest dużo? - mówi Maria Wodyńska, nauczycielka edukacji wczesnoszkolnej w SP w Chróścicach, uczestniczka debaty w nto na temat edukacji sześciolatków.
- Dzieci same proszą o zadania domowe. Szkoła od początku z tym im się kojarzy i na to czekają. Lubią, jak im się zadaje, lubią za to dostać pochwały, buźki, słoneczka. Nie spotkałam się, by ktoś traktował to jako karę. To forma utrwalenia tego, co robi się w szkole. Nie dla oceny. A że rodzice czasem wyrywają dziecku kartkę z zeszytu i każą przepisywać, żeby było ładnie, to inna sprawa - dodaje Klaudia Tomczyk z PSP nr 9 w Opolu.
Zwolennikami zadań domowych - paradoksalnie - są też sami rodzice.
- To uczy samodzielności, systematyczności, samodyscypliny - uważa mama trzecioklasistki Antosi z Opola. Antosia by jej nie poparła. Po lekcjach, z których wraca najczęściej o 14-15, chce się wyłącznie bawić, zamiast - jak ostatnio - szukać w atlasie Pyrzyc i Rabki i mierzyć ich odległość od rodzinnego Opola.
Co ciekawe, Antosia ma wsparcie autorytetów naukowych, które są zdania, że zadania domowe nie tylko nie sprzyjają rozwojowi dzieci, ale wręcz mogą mu zaszkodzić. Do takiego wniosku doszedł australijski naukowiec zajmujący się psychologią dziecięcą, metodami wychowawczymi i edukacją, dr Justin Coulson, żywiący przekonanie - poparte naukowymi badaniami - że im więcej pracy domowej mają zadawane dzieci, tym gorsze osiągają wyniki w nauce. Badania dotyczą dzieci do około 14. roku życia. W późniejszych etapach edukacji prace domowe albo nie mają żadnego znaczącego wpływu na osiągnięcia dziecka, albo wpływają pozytywnie, choć w niewielkim stopniu.
W Niemczech poruszenie wywołała książka „Praca domowa – nie, dziękuję!”. Jej autor, Armin Himmelrath, zakwestionował bowiem jeden z najstarszych filarów zachodniego systemu edukacji. Pracę domową nauczyciele zadawali już pod koniec XV wieku, a od 130 lat prowadzi się badania nad ich wpływem na dzieci. „We wszystkich tych badaniach nie znalazłem jednak wyników, które świadczyłyby o jej pozytywnym wpływie” – twierdzi Himmelrath. Przeciwnie. Kiedy dzieci odrabiały zadanie domowe wieczorem, następnego dnia już nie miały ochoty na naukę w szkole.
W 1993 roku nauczyciele w szwajcarskim kantonie Schwyz przestali zadawać do domu. Wytrwali tak 6 lat, po czym musieli ulec presji konserwatywnych rodziców. Okazało się jednak, że dzieci z kantonu bez prac domowych otrzymywały takie same oceny jak uczniowie z sąsiednich kantonów, gdzie prace zadawano. A jedyna różnica była taka, że dzieci nieprzymuszone do nauki w domu były bardziej zmotywowane w klasie. Zdaniem Himmelratha praca domowa przyczynia się też do wzrostu nierówności społecznych. Z badań wynika bowiem, że im bardziej wykształceni są rodzice dzieci, tym chętniej angażują się w pracę domową pociech - albo osobiście, albo zatrudniając korepetytora.
Między innymi z tego powodu zadań prawie nie zadaje się w fińskiej szkole. Każde dziecko ma tam mieć takie same szanse na zdobycie wykształcenia. Wszyscy uczą się więc w szkole i tylko w szkole, zarówno dzieci profesorów, jak i tych z niższym wykształceniem i mniej zasobnych. Fińskie dzieci nie są też - o zgrozo! - oceniane. Zamiast piątki czy pały otrzymują informację, jaki stopień zaawansowania osiągnęły z danego przedmiotu czy zakresu materiału. Nie ma tam też stresujących egzaminów. Pierwszy test zdają w wieku 16 lat, kiedy decydują, czy pójdą do liceum czy szkoły zawodowej.
I to działa, bo fińskie nastolatki co roku osiągają najlepsze wyniki w badaniach PISA, dwie trzecie uczniów kontynuuje naukę na studiach, a te kończy ok. 90 proc. studentów.
Po 8 godzinach pracy w biurze szef daje ci do zrobienia raport. Na jutro. I tak codziennie. Tym samym jest zadanie domowe dla ucznia
W naszym systemie utarło się, że jak uczeń nie będzie zarywać regularnie nocy, to do niczego (czytaj: świadectwa z paskiem) nie dojdzie. Ten mit próbował już obalić prof. Władysław Puślecki, który w książce „Praca domowa najmłodszych uczniów” zwracał uwagę, by nauczyciele zamiast egzekwowania wyrytych na blachę definicji i wzorów uczyli dzieci szukania informacji i wyciągania wniosków.
Z bogatej i wnikliwej analizy z 2015 roku Instytutu Badań Edukacyjnych wynika, że co prawda praca domowa podwyższa oceny i osiągnięcia uczniów, ale nie ma to związku z pełnymi wysiłku godzinami spędzonym nad ćwiczeniami i zbiorami zadań. Jest dokładnie na odwrót. Im więcej czasu dzieci poświęcają na odrabianie lekcji, tym mniej przybywa im umiejętności matematycznych, pisania i czytania. Jeden z autorów analizy, dr Paweł Grygiel, podkreślał, że zadania domowe powinny być dla uczniów wyzwaniem intelektualnym. Tylko wtedy przyniosą efekty. Oznacza to jednak, że nie mogą być zadawane machinalnie, na zasadzie: zróbcie zadania od numeru 34 do 48, ale ich istota i cel muszą być głęboko przemyślane.
Polscy badacze wykazali, że zadania domowe sprzyjają nauce krytycznego myślenia, przetwarzania informacji i rozwiązywania problemów, ale nie wolno ich nadużywać, bo wtedy raczej szkodzą, niż przynoszą pożądane efekty.
Specjaliści od edukacji na Zachodzie wyliczyli, że dziecko w podstawówce z pożytkiem może spędzić nad zadaniem domowym zaledwie 20 minut. Uczniowie gimnazjów nie powinni siedzieć nad lekcjami dłużej niż godzinę dziennie, a licealiści nie więcej niż dwie godziny. Nie nad jednym przedmiotem, lecz nad wszystkimi łącznie.
Polskie nastolatki statystycznie odrabiają lekcje domowe najdłużej w Europie - 7 godzin tygodniowo (Chińczycy 14 godzin tygodniowo). To tak, jakby zamiast pięciu dni w szkole spędzały sześć. Ale w praktyce jest to jeszcze dłużej.
Licealistka Wika opowiada, jak wyglądało jej wczorajsze przygotowanie do lekcji. W piątek ma chemię, plastykę, matematykę, fizykę, geografię, polski i biologię. Z chemii zaplanowano na dziś sprawdzian z ostatnich 5 lekcji, z plastyki musiała namalować martwą naturę, z matematyki dostała 17 zadań zamkniętych, z fizyki 4 zadania z treścią, z geografii wypracowanie, z polskiego przeczytać fragment „Chłopów” i napisać genezę, z biologii trzy strony ćwiczeń. Do domu wróciła o 15, zjadła obiad, odpoczywała do 16. A potem: „chemia 1,2 h – żeby dostać piątkę, plastyka 1,5 h, matma 40 min, fizyka 20 min, polak 50 min, biola 45 min”. Skończyła o 21.35 - tylko dlatego, że jest zdolna, ambitna i nie pozwoli sobie nie tylko na jedynkę, ale nawet na „bz” (brak zadania). Ale do szkoły poszła przemęczona, a po tygodniu takiej harówki ma ochotę wyć.
Ankietowani przez IBE nauczyciele zwykle twierdzą, że mieszczą się z zadawanymi pracami domowymi w ramach czasowych wyznaczonych przez naukowców. W rzeczywistości każdy ma na myśli wyłącznie zadania zlecone przez siebie, a nie bierze pod uwagę tego, co zlecają koledzy. Matematyka nie obchodzi, że polonista kazał napisać wypracowanie. Każdy uważa, że jego przedmiot jest najważniejszy, i zachowuje się tak, jakby był jedyny.
Zdaniem dr. Pawła Grygiela z IBE całkowita rezygnacja z zadań domowych oznaczałaby jednak wylanie dziecka z kąpielą. Zadawać należy, ale z umiarem. Najbardziej przydatne są zadania domowe w liceach i technikach. Wielu specjalistów od edukacji podkreśla też, że najlepszy efekt przynoszą one wtedy, gdy są odrabiane... dobrowolnie. I najlepiej gdyby nie były oceniane, bo wówczas ucznia mobilizuje jedynie strach przed jedynką. Nauczyciele wychodzą jednak z założenia, że bez bata - w postaci oceny - ani rusz. I nie robią na nich wrażenia dowody, że kiedy ucznia często zmusza się do wielogodzinnego odrabiania lekcji, to traci on zdolność koncentracji, zniechęca się, odpisuje zadania od rówieśników, a w młodszych klasach nadużywa pomocy rodziców. Czy o to chodzi, by stawiać ocenę mamie lub tacie?