Z pomocą uchodźcom. Zaczęliśmy od zrywu, a przed nami długi marsz
- Fala dopiera się zaczyna. To z pewnością jeszcze nie kulminacja - mówi Tatiana Dembska, toruńska przedsiębiorczyni rodem z Ukrainy, organizatorka jednej z większych, oddolnych akcji pomocowych dla uchodźców. Ona również wie, że po wielkim narodowym zrywie czeka nas długi marsz: racjonalne pomaganie, poddanie się koordynacji, elastyczność, zmiany procedur.
Tatiana Dembska z pochodzenia jest Ukrainką, ale od 15 lat mieszka w Polsce i działa w branży pośrednictwa pracy dla obcokrajowców oraz budowalnej. Błyskawicznie zaczęła w Toruniu organizować pomoc dla Ukraińców: od zbiórki darów, po koordynację osób oferujących noclegi uchodźcom, przez transport do i od granicy. W perspektywie ma też pomoc w znajdowaniu pracy chętnym ją podjąć. Na razie przechodzi z fazy spontanicznego zrywu serc w racjonalizację pomocy.
Od spontanu do koordynacji. „Skala oferowanej pomocy nas zaskoczyła”
Gdy tuż po ataku Rosji na jej ojczysty kraj Tatiana Dembska zakładała w mediach społecznościowych grupę "Pomagam Ukraińcom w Toruniu i nie tylko" liczyła na odzew. Ale takiego pospolitego ruszenia się nie spodziewała! Błyskawicznie do grupy wstąpiło ponad dwa tysiące osób, a oferowana pomoc rosła dosłownie z godziny na godzinę.
- Zaczęli zgłaszać się kierowcy chętni jechać na granicę z darami, a zabierać Ukraińców. Z jednego miejsca zbiórki, przy siedzibie mojej firmy (ul. Broniewskiego 4 w Toruniu) zrobiło się kilka. Kolejnym, na tzw. wielkie gabaryty, stało się lotnisko Aeroklubu Toruńskiego. Deklaracji noclegowych nie zliczę. Zwykli ludzie oferują od „łóżka w salonie” i pokoju po mieszkania lub domki. Zgłosili się właściciele apartamentów i deweloperzy. Przedsiębiorcy deklarowali wypożyczenie nawet kilkunastu aut - wylicza Tatiana.
Transporty z Torunia zaczęła wysyłać szybko. Szybko też okazało się, z relacji kierowców, że pomoc trzeba bardzo precyzyjnie celować. Stojącym przed polską granicą tłumom kobiet i dzieci (głównie) najbardziej potrzebne były tzw. pakiety startowe (woda, baton energetyczny, mokre chusteczki i coś przeciwbólowego) oraz karty SIM do telefonu.
Przynoszone przez torunian inne rzeczy, np. żywność, śpiwory, ubrania, leki obecnie Tatiana przekazuje na Ukrainę. Trafiają m.in. do szpitala, ale i do wojska. Część zebranych darów natomiast przyda się uchodźcom. Przedsiębiorczyni szybko nawiązała kontakty z samorządami: lokalnym w Polsce i tym w Łucku, partnerskim mieście Torunia. Doskonale zdaje siebie sprawę z wagi koordynacji. Koordynuje swoją akcje, ale i sama poddaje się koordynacji. Bywa, że wymaga to stopowania ludzkich, pełnych serdeczności zapędów.
- Pomoc uchodźcom z Ukrainy potrzebna będzie jeszcze długo i to na różnych polach. Już myślę o zatrudnieniu dla tych, którzy będą chcieli je podjąć. Chętnych dać pracę naprawdę jest wielu, ale wszyscy też chcą mieć jasność co do przepisów. Na razie uchodźcy w Polsce przez pierwsze miesiące nie mogli pracować. Poza tym, wielu Ukraińców przybywa teraz bez paszportów - zauważa Tatiana. I dodaje, że czekać trzeba na rządowe wytyczne.
Pomagać, ale racjonalnie! Bez szmateksu przy granicy, wypadków i kolejek do stacji krwiodawstwa
Zapchane darami magazyny w Przemyślu i apel prezydenta tego miasta, żeby wstrzymać się z dostarczaniem takiej pomocy - to tylko jeden z przykładów na to, jak brak organizacji niszczy efekty spontanicznych odruchów serca. Kolejny obrazek to widok „szmateksów” tworzących się w przygranicznych okolicach.
Pospolite ruszenie całych grup gotowych „oddawać krew dla Ukrainy”, choć takiej mobilizacji jeszcze nie ogłoszono, spowodowało kolejki w wielu stacjach krwiodawstwa, także w Kujawsko-Pomorskiem. Wyjątkowo smutnymi są natomiast takie wypadki jak ten, do którego doszło w środku nocy 28 lutego na drodze w Gończycach (powiat garwoliński). Pochodzący z Kujawsko-Pomorskiego kierowca busa zasnął za kierownicą i uderzył w tył jadącego przed nim forda. Oba auta wiozły Ukraińców, w tym dzieci...
Organizacja i koordynacja - to wytyczne na przyszłość, których w pomaganiu, a będzie ono długie, musimy się trzymać. Oddolne akcje w nieformalnych grupach, parafiach, miejscach pracy będą miały sens, jeśli tym zasadom się poddadzą. Nie bez przyczyny tworzone są centralne magazyny darów i bazy noclegowe; koordynowany jest transport.
Mikołaj Bogdanowicz, wojewoda kujawsko-pomorskie, podobnie jak inni wojewodowie podkreśla, że duże znaczenie ma dobre zorganizowanie procesu pomocy humanitarnej. Odzew Polaków na potrzebę wsparcia osób uciekających przed wojną jest ogromny. Należy jednak zwrócić uwagę na to, że pomoc ta powinna być świadoma - podobnie jak kwestia dalszego przekazania darów do miejsc docelowych. A niezmiernie ważne jest, by pomoc ta trafiła właśnie tam, gdzie jest potrzebna.
- Dla województwa kujawsko-pomorskiego utworzony zostanie jeden centralny magazyn, który zostanie zlokalizowany - dzięki uprzejmości prezydenta Rafała Bruskiego - w Bydgoskiem Centrum Targowo-Wystawienniczym przy ul. Gdańskiej w Bydgoszczy. Tam będzie zwożona wszelka potrzebna pomoc humanitarna z 23 innych punktów utworzonych przez samorządy powiatowe i miejskie na terenie województwa kujawsko-pomorskiego. Z kolei z Bydgoszczy dary te będą transportowane do centralnego magazynu Rządowej Agencji Rezerw Strategicznych między Warszawą a Lublinem i stamtąd trafią do potrzebujących - wyjaśnia wojewoda Mikołaj Bogdanowicz.
Rzeczy, które są najbardziej potrzebne, zostały skatalogowane. Warto też kontaktować się z samorządami i fundacjami, by mieć wiedzę o tym, co aktualnie jest najbardziej potrzebne. Już zdarzają się sytuacje, że przekazane dary nie znajdują zastosowania.
Czego potrzebuje matka z dziećmi, która ucieka przed wojną?
To pytanie dziś najbardziej aktualne, bo docierają do nas właśnie głównie kobiety z dziećmi, i to najmłodszymi. Są wyczerpane dotarciem do granicy, a potem jej powolnym przekraczaniem. Są w traumie, a starają się przed nią uchronić dzieci. Gdy znajdą u nas zakwaterowanie, wikt i opierunek, wymagać będą dalszej pomocy. Także psychologicznej.
- Czekamy na matkę czwórki dzieci z psami, która kolejny dzień dociera do granicy ze wschodniej Ukrainy. Czeka na nią u nas dom, którego lokatorka zmarła. Przebywająca za granicą córka zdecydowała się przekazać go na potrzeby uchodźców. Z pomocą parafian udało się doposażyć dom w lodówkę, kuchnię, gazową, mikrofalówkę. Wiemy, że matka jest w traumie. Nie wiemy dokładnie, co przeżyła i co zostawia za sobą. Możemy się tylko domyślać. Jest roztrzęsiona, a kontakt z nią ją jest utrudniony, chaotyczny. Z pewnością będzie tutaj potrzebne wsparcie nie tylko materialne, ale i psychologiczne, prawne. Szczęśliwie, deklaracje takiej nieodpłatnej pomocy w parafii już mamy - mówi nam ks. Leszek Stefański, proboszcz parafii w toruńskich Czerniewicach.
Taka pomoc potrzebna będzie zarówno dla dorosłych Ukraińców, jak i dzieci. Ich traumę powiększa rozłąka z pozostawionymi na Ukrainie bliski, często walczącymi mężczyznami. Niektórzy tylko odnajdą w Polsce bliskich czy znajomych, którzy np. wyemigrowali tutaj zarobkowo wcześniej. Dla innych będzie to obca ziemia, miejsce przymusowej ucieczki. Stąd deklaracje nieodpłatnego wsparcia ze strony psychologów (przykładem Centrum Wspierania Dzieci i Młodzieży przy ul. Kwiatowej w Toruniu) w dłuższej perspektywie będą jeszcze cenniejsze.
Już w tym momencie systemowe wsparcie ze strony państwa jest solidne. Ukraińcy, niezależnie od posiadanych (lub nie) dokumentów mają gwarancję statusu uchodźcy, pomocy humanitarnej, medycznej (na NFZ), edukacji dla dzieci, pomocy w legalizacji pobytu, znalezienia zakwaterowania i zatrudnienia. Według zapewnień wiceministra spraw wewnętrznych i administracji Paweł Szefernakera dalsze rozwiązania systemowe będą systematycznie wdrażane. Oczywiście, to praktyka jednak pokaże, czy nawet maksymalnie uproszczonym procedurom sprostają nasze systemy, np. służby zdrowia i edukacji.
Pomagający też będą wymagać... pomocy
Tatiana Dembska już po kilku dniach wyczerpującego koordynowania swojej akcji pomocowej sygnalizowała, że poszukuje dodatkowych osób do pomocy w koordynowaniu właśnie. 1 marca natomiast ogłosiła, że akcja się formalizuje. Po pierwsze zyskała nazwę ("Dobra dla dobra"), po drugie formalizować trzeba będzie status pomocy. To wszystko przed nią.
Ludzie zawodowo zajmujący się pomaganiem innym, a także ci od lat zaangażowani wolontariacko w prace rozmaitych fundacji i stowarzyszeń wiedzą, jak łatwo się tutaj wypalić. Jeśli nasza pomoc ukraińskim uchodźcom ma być długofalowa i skuteczna, jej koordynatorzy też muszą mieć wsparcie. Ze strony państwa, samorządów, zwykłych ludzi.
WAŻNE. Dane z początku marca: już ponad 326 tysięcy uchodźców w Polsce. I przybywają kolejni
- *Od początku agresji rosyjskiej na Ukrainę to jest już 326 tys. osób, które przekroczyły ze strony Ukrainy granicę z Polską" - podawał Paweł Szefernaker, wiceminister MSWiA pierwszego dnia marca. Dodając, że na granicy padają kolejne dobowe rekordy.
- *Zdecydowanie najwięcej osób dociera do Polski. Jest to trzy, cztery razy więcej niż w innych kierunkach. Zdecydowanie najwięcej osób szuka miejsca bezpiecznego do dalszego życia, przetrwania w najbliższych dniach w Polsce" - mówił wiceminister.
- *Wskazał, że na granicę polsko-ukraińską docierają bardzo różne grupy. "Pierwsza grupa osób, to jest grupa, która ma tutaj znajomych, rodzinę. Oni już są w domach, mają bezpieczne schronienie. Druga grupa osób to ci, którzy szukają schronienia w różnych miejscach w Polsce w tych miejscach, które zostały przygotowane wcześniej przez samorządy, wojewodów. I trzecia grupa to ta, która przede wszystkim prosi o to, żeby zostać blisko granicy, która wierzy w to, że za kilka dni, kilka tygodni będzie mogła wrócić na Ukrainę" - tłumaczył.