Z polityką zagraniczną jest jak z „Polską w ruinie” [wywiad]
Rozmowa z dr. Wojciechem Szymborskim, politologiem z Wydziału Zarządzania bydgoskiego UTP, o nowej polityce zagranicznej rządu Beaty Szydło.
- Minister Witold Waszczykowski oświadczył wczoraj, że polska polityka zagraniczna odzyskuje podmiotowość. Czy PO prowadziła politykę zależną od innych?
- Z polityką zagraniczną nowej ekipy jest jak z „Polską w ruinie”. W kampanii wyborczej była w ruinie, a teraz okazuje się, że gospodarka ma się dobrze. Jeżeli szef dyplomacji mówi o odzyskiwaniu podmiotowości, to na pewno myśli o Niemczech, chociaż nie mówi tego otwartym tekstem. No bo niby jakie kraje miał na myśli: USA, Wielką Brytanię, Francję, Ukrainę, Chiny… To strategia PIS - „wiem, ale nie powiem”.
- Czy realne jest zagrożenie Polski ze strony Rosji, co jest priorytetem rządu w sferze wojskowej?
- Wszystko zależy, o jakim rodzaju zagrożeń rozmawiamy. Z militarnego punktu widzenia, bo ten mamy najczęściej na myśli, rozpętanie przez Rosjan wojny w naszej części Europy nie przyniosłoby im wymiernych korzyści. Mimo wszystko Putin wykazuje wstrzemięźliwość wobec Ukrainy, współpracuje z Orbanem, „dogaduje” się z Czechami i Słowakami. Zatem po co miałby ruszać na Polskę? Podobnie jest w sferze gospodarczej - przy obecnej koniunkturze na światowym rynku wstrzymanie dostaw ropy i gazu to działanie kompletnie irracjonalne.
Natomiast istnieje problem w sferze politycznej, albowiem Rosja, a wcześniej ZSRR, traktuje Unię jako byt fasadowy i zamiast z Brukselą woli rozmawiać bezpośrednio z Berlinem czy Paryżem, mając świadomość, że tam znajdują się unijne centra decyzyjne. Polska jest członkiem NATO i UE i kwestie percepcji naszych potencjalnych zagrożeń powinny zostać „wtopione” w strategie obu tych struktur, które współtworzymy.
- Czy spotkanie wiceministrów spraw zagranicznych Polski i Rosji to jakieś światełko w tunelu?
- Nie świadczy o tym komunikat końcowy, mówiący o wymianie poglądów i woli kontynuowania dialogu, co jest rutynową formułą wskazującą na brak porozumienia. Nikt zresztą nie powinien spodziewać się, że wizyta wiceministra Ziółkowskiego będzie stanowić jakiś przełom; miała ona przecież charakter techniczny i sondażowy.
- Jakie są szanse na dialog, skoro Rosjanie nie oddają wraku?
- PiS popełnia kolosalny błąd, zapominając, że w dyplomacji wpierw się negocjuje, a potem ogłasza. Minister Waszczyko- wski mówi, że klucz do poprawy stosunków polsko-rosyjskich znajduje się w Moskwie, czyli: jak oddacie wrak, to porozmawiamy o reszcie. Nie ulega wątpliwości, że wrak już dawno powinien być w Polsce, lecz uzależnianie stanu stosunków dwustronnych od jego zwrotu świadczy o braku politycznego profesjonalizmu.
- Czym może grozić swego rodzaju marginalizacja Niemiec na korzyść Wielkiej Brytanii, jak mówił minister Waszczykowski?
- Stawianie na Wielką Brytanię, która za pół roku lub rok może opuścić Unię, to jakieś, mówiąc najdelikatniej, nieporozumienie. Tego politycy PiS nie są w stanie racjonalnie uargumentować. Wszak premier Cameron nie artykułuje żadnych ambicji w sferze unijnej polityki zagranicznej. Skupia się głównie na wynegocjowaniu korzystniejszych warunków członkostwa: mniejszych obciążeń i zobowiązań głównie w sferze gospodarczej. Wielka Brytania to zupełnie inna liga i w tym sensie nie buduje eurosceptycznej koalicji - w kwestiach fundamentalnych obowiązuje w Unii zasada jednomyślności.
- Jaka więc będzie przyszłość Polski w Unii pod eurosceptycznymi rządami PiS?
- Mam nadzieję, że w pewnym momencie zwycięży realizm. To przede wszystkim potrzeba budowy silnej pozycji Polski w Unii i to w jej głównym nurcie. Silnie artykułujemy potrzebę rozwijania ścisłych związków z USA, zapominając, że - co często powtarzają dyplomaci amerykańscy - pozycja międzynarodowa Polski zależy wprost od jej pozycji w Unii! Powinni o tym pamiętać ci spośród rządzących, którzy głośno mówią o rosyjskim zagrożeniu. Na razie mamy do czynienia ze swoistym chaosem, pada wiele słów, które mają wiele znaczeń, i sprzecznych argumentów.