Z opony pancernej limuzyny prezydenta Dudy uszło propagandowe powietrze
Z dużą dozą prawdopodobieństwa można powiedzieć, że lot prezydenta Lecha Kaczyńskiego przygotowano tak, jak wyjazd Andrzeja Dudy.
4 marca po południu na 204 kilometrze autostrady Wrocław - Katowice opancerzona prezydencka limuzyna niemal wylatuje w powietrze, obraca się w tumanie kurzu o 180 stopni i ląduje w rowie. Pasażer, prezydent Polski Andrzej Duda, nie odnosi żadnych obrażeń dzięki umiejętności kierowcy.
Tego samego dnia rządowe „Wiadomości” pokazały w atmosferze grozy rozerwaną na części specjalną oponę, która - jak się później okazało - skierowana była przez poprzednie kierownictwo Biura Ochrony Rządu do zniszczenia. Nie wiadomo, dlaczego ją założono.
Zmiany w BOR zaczęły się w grudniu - nowym szefem został płk Andrzej Pawlikowski, który kierował służbą w latach 2005-2007 za czasów pierwszych rządów PiS. Na stanowisko wiceszefa transportu powołał Rafała Niwińskiego, osobistego kierowcę Marii Kaczyńskiej. A szefem logistyki został płk Jacek Lipski, odpowiedzialny za zakupy sprzętu (kilka lat nie był w służbie czynnej).
W prawicowych mediach jeszcze tego samego dnia zawrzało. Strategiczne pozycje zajęli publicyści „wPolityce” oraz „wSieci”. Jako pierwszy wytoczył najcięższe działo Michał Karnowski: „Należy przyjąć, że próbowano zabić prezydenta”!
Wtórował mu publicysta Maciej Pawlicki: „Nie wiem tylko, czy był to zamach na życie Prezydenta Dudy, czy tylko ostrzeżenie, żeby zmienił postępowanie, bo są tacy, którym się ono nie podoba. Zbyt wiele mają do stracenia. I którzy są gotowi, by przejść do czynów”.
Spiskowa teoria zataczała coraz szersze kręgi, by ziścić się w słowach Ryszarda Makowskiego, dawnego kabareciarza OT.TO, a obecnie publicysty „wPolityce”: „Na moje zupełnie niefachowe oko, to musiał być snajperski strzał w oponę. Opony nie rozpadają się ot tak”. I wcale nie był to żart.
O ile można wziąć poprawkę na nawiedzenie i fanatyzm części prawicowych dziennikarzy, o tyle rojenia polityków PiS to poważniejsza sprawa. Jacek Sasin, medialna twarz partii Jarosława Kaczyńskiego, już na drugi dzień po prezydenckiej kraksie znalazł winnego, obciążając winą... poprzednie kierownictwo. Jednocześnie nie wykluczył zamachu i zapewnił, że odpowiednie służby już się tym zajęły.
Kilka dni po kraksie limuzyny odezwali się kolejni posłowie PiS, zastanawiając się, kto planował zamach na życie Andrzeja Dudy? „Nie wierzę w przypadki. To mógł być zamach” - przekonywał poseł Andrzej Jaworski z PiS. Bardzo emocjonalne słowa padły też z ust stryja prezydenta Antoniego Dudy, także posła PiS: „Nie wierzę, że to wypadek. Wciąż bardzo boję się o życie Andrzeja”.
Jednak z biegiem dni coś zaczęło zacinać się w propagandowej machinie prawicy. Jarosław Kaczyński nie odniósł się do „zamachu”, natomiast bulwarówki z upodobaniem przypominały, że siedem miesięcy wcześniej prezes Kaczyński przeżył podobny wypadek.
Zaczęły się jednak zwolnienia w „naprawionym” BOR, które przeszły bez echa. Jednocześnie szef logistyki BOR płk Jacek Lipski zorganizował konferencję prasową, na której dowodził, że podległe mu służby pracowały zgodnie z błędnymi instrukcjami kierownictwa służby z czasów PO.
Bomba wybuchła 18 marca, kiedy w „Rzeczpospolitej” ukazał się materiał dowodzący, że funkcjonariusze BOR założyli do prezydenckiej limuzyny oponę przeznaczoną od dawna do utylizacji! Tego samego dnia minister Błaszczak, któremu podlega BOR, powołał komisję, która ma sprawdzić, czy... gazeta napisała prawdę. Wyniki mają być gotowe za tydzień.
Błędów było znacznie więcej: prezydent np. powinien jechać limuzyną z napędem na cztery koła, kierowca nie miał prawa jechać ponad 150 kilometrów na godzinę, a 3,5-tonowe auto mogło jeździć tylko po asfalcie.
Na rewelacje „Rzeczpospolitej” zareagował doradca prezydenta Marcin Kędryna, pisząc, że to bzdury. Tymczasem kierownictwo BOR ośmieszyło się po raz kolejny, kierując do prokuratury doniesienie, jakoby... poprzednie kierownictwo naraziło życie i zdrowie prezydenta Andrzeja Dudy.
Jednak manipulacje prawicowych mediów stawały się coraz mniej pokrętne. Telewizyjne „Wiadomości” traktują sprawę jako drugorzędną, a tygodniki nie kontynuują tematu. Portal „wPolityce” w ogóle nie wspomina o zamachu, podobnie jak „Gazeta Polska Codziennie”.
Tymczasem kropkę nad „i” postawiła wczoraj redakcja „Rzeczpospolitej”. Dziennikarskie śledztwo ujawniło, że w garażach BOR był komplet czterech nowych opon do prezydenckiej opancerzonej limuzyny. Co się więc z nimi stało? Założono je do innego auta.
Jakie patriotyczne media, taki zamach.