Z miodem jest jak z winem. Odwiedzamy Pasiekę w Sadzie w Gostkowicach
Z „Pasieki w sadzie” w podgorzowskich Gostkowicach do mieszkańców okolicy i całego świata trafia tona miodu rocznie. Produkują go pszczoły Pawła Kamińskiego.
- Skąd ta nazwa? Bo ule stoją między jabłoniami, gruszami, wiśniami… To przecież sad – mówi Paweł Kamiński. Wraz z żoną Agnieszką prowadzi w podgorzowskich Gostkowicach „Pasiekę w sadzie”.
Od dziecka interesuję się pszczelarstwem
Z pszczołami jestem od dzieciństwa, a pasiekę prowadzę już ponad 15 lat
Trafić tu można na dwa sposoby. Samochodem, z Gorzowa lub Kostrzyna należy dojechać do centrum Bogdańca, a z niego na południe. Rowerem można tu dotrzeć choćby wałem nad Wartą. Gospodarstwo Kamińskich znajduje się raptem około 100 metrów od rzeki.
- Z pszczołami jestem od dzieciństwa, a pasiekę prowadzę już ponad 15 lat. Pamiętam, że gdy byłem dzieckiem, pod koniec lat 80., tata przywiózł z Nowin Wielkich trzy ule. One najpierw stanęły w ogródku. Z czasem się jednak rozrastały. Najpierw było ich dziesięć, później dwadzieścia. I tak mnie to pochłonęło. Stało się moją pasją – opowiada urodzony w 1981 r. pszczelarz.
Pan Paweł na co dzień pracuje na zmiany w gorzowskim Stilonie, ale pszczelarzem jest zawodowym.
Kamiński pszczelarstwa uczył się nie tylko od ojca i dziadka, ale także szkolił się w Pszczelej Woli na Lubelszczyźnie. – To jedyna szkoła pszczelarska w całej galaktyce – śmieje się pan Paweł. Najpierw został czeladnikiem, później mistrzem… Dziś mistrzem jest też dosłownie. Został bowiem Pszczelarzem Roku 2016! I to nie w gminie czy w województwie… Wiosenny miód wielokwiatowy pana Pawła okazał się najlepszy w całej Polsce. A nagroda wręczana była w Ministerstwie Rolnictwa.
POLSKA TOSKANIA - zobacz film i przewodnik interaktywny po lubuskiej krainie wina i wrażeń.
Poznaj z nami polską Toskanię! Zabierzemy Cię w podróż pięcioma szlakami: pasji, cierpliwości, spełnienia, dumy i tradycji.
Dzięki nauce w Pszczelej Woli Kamiński mógł poznawać pasieki we Francji, we Włoszech. Nie ukrywa, że patrzył na nie trochę z zazdrością.
W Polsce jest krótki sezon na miód
- U nas sezon jest od kwietnia do lipca, a tam trwa on pół roku. W Argentynie to nawet dziewięć miesięcy! – mówi pan Paweł. Po powrocie z pracy lubi stanąć w pobliżu uli i wdychać wentylowane przez pszczoły powietrze. W rozmowie z nami śmieje się, że w jego sadzie można byłoby zrobić sanatorium z apiterapią, czyli leczeniem produktami pszczelarskimi.
Pasieka Kamińskich to dziś 100 rodzin pszczelich, czyli 100 uli. W każdym z nich jest około 70-80 tys. pszczół. W sumie małych robotnic jest więc 7-8 milionów!
- Tutaj, w Gostkowicach, pszczoły funkcjonują lepiej niż w mieście. A niektórzy mówią, że w miastach dla pszczół to jest rewelacja. Na początku sezonu, wiosną, mamy miód wielokwiatowy, później rzepakowy, akacjowy, lipowy. Czasem jest też facelia i gryka – wylicza pan Paweł. Wszystkie pszczoły dają Kamińskim tonę miodu. Do słoików trafiają one przy okazji przeważnie czterech wirowań w ciągu roku.
Pszczelarz z Gostkowic opowiada też, że z miodem jest trochę jak z winem. Jego smak może się różnić w zależności od miejsca, gdzie akurat zbierają nektar pszczoły.
- Gdyby pan miał ule pięć kilometrów stąd, a roślinność byłaby nieco inna, to ten smak byłby inny. Wystarczy, że np. u nas występują bławatki, a u pana nie – mówi naszemu reporterowi Kamiński.
Miody sprzedają za granicę
- Z jednego ula podczas miodobrania wychodzi średnio 7-8 kg. Jedna rodzina przyniesie 15 kg, inna 3 kg. Pszczołom też jednak trzeba coś zostawić w ulu na wypadek załamania pogody – mówi pszczelarz. Opowiada nam przy okazji, jak pracują pszczoły: - Najbardziej ekonomiczny jest lot w promieniu 2 km. Dalej jak już pszczoła poleci, to przynosi straty. By bowiem polecieć dalej, musi wziąć trochę więcej „paliwa”, czyli miodu z ula – mówi pan Paweł. Czasami część uli wywozi z dala od sadu, choćby na plantację rzepaku. – Jak pszczoła ma latać 2 km, to raz czy dwa razy w ciągu dnia z ula wyleci, ale jak ma blisko, to jakby na piechotę do pracy chodziła. Może wylatywać częściej – dodaje mężczyzna.
Miody Kamińskich z miesiąca na miesiąc coraz trafiają w coraz bardziej odległe rejony świata. Pojechały już do Anglii czy Kanady. Jeden stały klient poleca miód nowemu klientowi. I tak się poszerza sprzedaż. Do klientów trafia „wszystko, co się ukręci”. To jednak nie powinno dziwić. Dwa miody – wielokwiatowy oraz nektarowo-spadziowy – wpisane są na listę produktów tradycyjnych. Najwięcej miodu sprzedaje się jednak w okolicy.
Praca z przyjemności
Pan Paweł wraz z żoną dba też o opakowania. Każdy słoik miodu ma własną etykietę, a nawet „banderolę”. Niebawem przed „Pasieką w sadzie” zawiśnie drewniany szyld, by klienci mogli bez problemu do niej trafić. Na razie trzeba pamiętać, by zajechać pod adres Gostkowice 13. Najlepiej przyjechać tu osobiście. Pan Paweł niemal każdą chwilę spędza bowiem przy ulach. Nie ma nawet czasu, by rozreklamować się np. na Facebooku.
- W sezonie to jestem przy pszczołach dzień w dzień. To jednak nie jest praca z przymusu, ale z przyjemności – uśmiecha się pan Paweł.
Miłością do pszczół stara się zarażać młodszych od siebie. I to nie tylko syna Piotra, który pomaga rodzicom przy ulach. Kamiński często spotyka się też z dziećmi. Pokazuje im, jak wyglądają ule, pszczoły i opowiada, jak powstaje złoty przeważnie słodki przysmak. Robi to z ogromną pasją. Nic jednak dziwnego…
- Pszczoły to moje hobby – mówi.
POLECAMY: NASZ SERWIS POLSKA TOSKANIA