Z Koszalina do Hiszpanii
Dziś cofamy się głęboko w czasie i piszemy o dwóch koszalińskich mieszczanach. Obaj wybrali się na daleką i ryzykowną pielgrzymkę do słynnego, hiszpańskiego sanktuarium.
Pierwszy z nich to niejaki Henryk Ewentin, który żył w pierwszej połowie XIV wieku. Wiemy o nim dzięki dokumentom, które przetrwały do naszych czasów i są przechowywane w koszalińskim Archiwum Państwowym.
Henryk Ewentin po raz pierwszy pojawia się w dokumencie biskupa kamieńskiego z 1332 roku.
Wówczas to obywatel Koszalina „Henrico dicto Ewentin” kupił od biskupa za kwotę 475 marek biskupi dochód w postaci 24 potrójnych korców z młyna położonego przed miastem. Według ówczesnych standardów był to niezwykle hojny gest i mógł on świadczyć o tym, że Henryk Ewentin był człowiekiem, który cieszył się szczególnym uznaniem biskupa. Co ciekawe Fryderyk von Eickstedt został biskupem w 1330 roku.
Nastąpiło to po długoletnim konflikcie, w jakim pozostawał ze swoim poprzednikiem, biskupem Arnoldem, a w który to konflikt aktywnie zaangażowały się oba najważniejsze miasta w regionie: Koszalin i Kołobrzeg. W sporze tym Koszalin poparł przyszłego biskupa, który w dowód wdzięczności - po zwycięstwie nad swoim rywalem - przekazał miastu wieś Jamno. Kolejne dokumenty, w który pojawia się nasz Henryk, to spisy rajców miejskich. Występuje w nich zarówno w dokumencie z 1319 roku, jak i w tym z roku 1333.
Jednak najciekawsze są te zapisy, które wydają się świadczyć o tym, że nasz mieszczanin albo był bogobojnym mężem, albo musiał dopuścić się niezwykle ciężkich przewinień, które wymagały kosztownej i pełnej wyrzeczeń pokuty. Otóż zgodnie z zapisem - wystawionym przez samego Henryka w dniu 26 marca 1333 roku - podjął się on pieszej pielgrzymki do hiszpańskiego sanktuarium w Santiago de Compostella.
Zastrzegł jednocześnie, że gdyby z tej pielgrzymki nie wrócił (co - biorąc pod uwagę odległość i ówczesny poziom bezpieczeństwa - było bardzo prawdopodobne), to wówczas koszaliński klasztor cysterek miał otrzymać równowartość tej pokuty w postaci 24 potrójnych korców zboża.
Czy Henryk Ewentin wrócił z tej wielce ryzykownej i dalekiej wyprawy? Tego nie wiemy. Tutaj ślad się po nim urywa. Niemniej ciekawa, a nawet zabawna, jest historia drugiego pielgrzyma, niejakiego Paula Bulgrina (ta została opisana w Kronice Johanna Wendlanda). Opowieść zaczyna się od tragedii. Otóż Paul zgrzeszył bardzo ciężko, bo w przypływie wściekłości zabił swojego brata.
Potem żałował bardzo tego czynu i w ramach pokuty postanowił odbyć pielgrzymkę do Santiago de Compostela, bo tam można było uzyskać rozgrzeszenie za tak ciężką zbrodnię. Po długiej, pełnej niebezpieczeństw podróży, dotarł do celu. Będąc już na miejscu, w dalekiej Hiszpanii, zapytał się miejscowych mnichów, czy jest jeszcze na świecie inne święte miejsce, w którym można odkupić winy za najcięższe grzechy, które się popełniło.
Okazało się, że tak. Ku swojemu zdumieniu usłyszał, że jest jeszcze takie miejsce - sanktuarium maryjne na Górze Chełmskiej, koło Koszalina.
- „Co u diabła szukam tutaj, ponad 400 mil od miejsca, które mam pod drzwiami?” - miał zapytać kompletnie zaskoczony i poirytowany Paul Bulgrin.
Czy wiecie, że...
W czasach, w których żyli dwaj pielgrzymi w Koszalinie rządziło dwóch burmistrzów, a radnych wybierała tylko część mieszkańców . Władzę w mieście sprawowała rada miejska, a na jej czele, co ciekawe, nie stał jeden, ale dwóch burmistrzów. Pieczę nad majątkiem miejskim sprawowali dwaj podskarbi.
To właśnie oni dbali o skarbiec, czyli o miejską kasę. W owym czasie rajcy miejscy nadzorowali sprawy handlu, rzemiosła i ceł, rolnictwa, bezpieczeństwa, urządzeń przeciwpożarowych, Zajmowali się też nadzorem nad administracją instytucji dobroczynnych. Co ważne, we władzach miejskich zasiadali reprezentanci nie tylko samych mieszczan. Znajdowali się tam również przedstawiciele okolicznej szlachty, którzy na terenie miasta nabyli nieruchomości i zarazem stali się obywatelami miejskimi.