Z Kingiem było trudno. W niedzielę ze Spójnią w Stargardzie też nie będzie łatwo
Nadspodziewanie zacięte było środowe zaległe spotkanie Stelmetu Enei BC z Kingiem Szczecin. Męczyliśmy się, ale wygraliśmy 96:89. W niedzielę gramy ze Spójnią w Stargardzie.
Przez dużą część spotkania nie widać było różnicy między rywalami, mimo iż Stelmet jest w ścisłej czołówce, a King w środku tabeli. Nasz zespół jest typowany do medali, a przeciwnik może najwyżej marzyć o ósemce i udział w play offach, ale tak bywa. Ambitni goście nie mając nic do stracenia, widząc naszą słabość walczyli na całego. Na szczęście zielonogórzanie się przełamali i w końcówce pokazali coś lepszego. Wcześniej rzeczywiście im nie szło. Długo nie mogliśmy się wstrzelić, znów nie trafialiśmy z wolnych (aż 11 niecelnych rzutów - 28/39), mieliśmy zbyt wiele strat (15, przy 12 gości). Z gry mieliśmy 48,3 proc. (29/60), przy 50 proc. rywali (30/60). Lepiej wypadliśmy w zbiórkach 38:30. Najważniejsze jednak jest zwycięstwo, bo to istotne, że zespół jednak potrafi się zmobilizować, zewrzeć szeregi i mimo kłopotów odnieść sukces.
- Był to mecz dwóch dobrych drużyn - powiedział zastępujący walczącego z chorobą pierwszego szkoleniowca Mindaugasa Budzinauskasa, Łukasz Biela. - Chcę pogratulować mojemu zespołowi za świetną odpowiedź po nieudanym meczu z Polpharmą. Gratuluję Stelmetowi zwycięstwa, szczególnie w czwartej kwarcie wykonał dobrą robotę. W pewnym momencie prowadziliśmy różnicą dziesięciu punktów i wydawało się, że mamy ten mecz pod kontrolą. Jednak grając z tak klasową drużyną jak Stelmet nigdy nie można mieć wrażenia, że już się jest niemal zwycięzcą. W końcówce popełniliśmy kilka kolejnych błędów w ataku, także w obronie. Wszystkie Stelmet zamienił na punkty. Graliśmy z bardzo dobrą energią, agresją w obronie. Byliśmy w końcu drużyną i to jest najważniejsze. Jeśli uda nam się tak zagrać w najbliższym meczu w Lublinie, to jestem optymistą.
- To był dla nas trudny mecz - powiedział trener Stelmetu Igor Jovović. - Wiedzieliśmy że zespół ze Szczecina będzie chciał wykorzystać to w jakiej obecnie sytuacji się znajdujemy. Powinniśmy ten mecz rozstrzygnąć wcześniej. W pierwszej kwarcie prowadzilismy siedmioma punktami, ale nie utrzymaliśmy przewagi. Potem był to już twardy mecz do samego końca. Pewnie był ekscytujący dla kibiców, z fajnym finałem. Cieszę się, że wygraliśmy to spotkanie.
- To był dla nas trudny mecz - dodał Jarosław Mokros. - W drugiej połowie odzyskaliśmy energię. Byliśmy razem do końca i z tego trzeba się cieszyć. Przecież było już minus dziesięć, a jednak wróciliśmy do gry i obroniliśmy własny parkiet. Obyśmy tak jak w końcówce walczyli przez cały sezon.
Martynas Sajus: - Cieszę się że przez cały mecz trzymaliśmy Stelmet pod presją. W czwartej kwarcie zabrakło nam trochę szczęścia, popełniliśmy kilka fauli i niepotrzebnych błędów. To sprawiło, że przegraliśmy ten mecz.
Tyle trenerzy i zawodnicy. Przed zielonogórzanami kolejny mecz w ekstraklasie. W niedzielę w Stargardzie zagrają z beniaminkiem, Spójnią. Klub z Pomorza Zachodniego po wielu latach wrócił do ekstraklasy. Nasi rywale chcą w tym sezonie utrzymać się na najwyższym szczeblu i są w stanie to zrobić. W zespole trenera Krzysztofa Koziorowicza jest kilku bardzo solidnych zawodników, na czele z rzucającym obrońcą Piotrem Pamułą. W ekipie jest wychowanek zielonogórskiego Zastalu, silny skrzydłowy Marcel Wilczek i niski skrzydłowy, który ma za sobą występy w Zastalu, Maciej Raczyński. Amerykanie jakich ściągnięto do Stargardu na razie nie pokazują nic nadzwyczajnego. Stąd w dziewięciu meczach Spójnia wygrała tylko dwukrotnie i zajmuje na razie 14 miejsce. Dodajmy jednak, że jednym z tych zwycięstw był sukces we Włocławku, gdzie Spójnia pokonała Anwil 81:80. Tak więc tego zespołu absolutnie nie należy lekceważyć. Mecz w niedzielę o godz. 19.15. Liczymy, że Stelmet zagra tam tak jak w końcówce pojedynku z Kingiem Szczecin.