Z magistratu odchodzi ceniona urzędniczka. Nie ona pierwsza i raczej nie ostatnia. - W Gorzowie doszłam do pewnej ściany... - mówi w wywiadzie Hanna Gill - Piątek. Prezydent Jacek Wójcicki „zauważa problem”. I zapowiada podwyżki dla urzędników
Wypowiedzenie złożyłaś...?
...28 lutego.
Do kiedy pracujesz w urzędzie?
Formalnie do końca maja.
Dlaczego odchodzisz?
Nie odpowiem jednym zdaniem. Są powody zewnętrzne: będę znowu współpracowała z Ministerstwem Rozwoju jako ekspertka ds. rewitalizacji. To rodzaj opieki nad realizacją ministerialnych programów w różnych miastach. Tym zajmowałam się przed przyjściem do Gorzowa, to starałam się robić cały czas. Ciągnie mnie do tej działki.
A powody wewnętrzne?
W Gorzowie doszłam do pewnej ściany. Wyszło nam wiele rzeczy, zaczęliśmy wdrażać świetny program profilaktyki uzależnień. Śmiem twierdzić, że jeden z najlepszych w Polsce. Jest nowa strategia polityki społecznej, zaraz będzie też strategia mieszkaniowa, nad którą współpracował zespół ludzi z urzędu i jednostek miasta. Wprowadziliśmy szereg drobnych ulepszeń dla osób starających się o mieszkania. To nowe otwarcie przełożyło się konkretnie na sytuację ludzi: już 10 proc. pustostanów w zeszłym roku wyremontowali przyszli lokatorzy, a miasto w dwóch turach z pomocą środków rządowych będzie remontować 113 kolejnych mieszkań. Właśnie weszła w życie karta seniora, sprawnie poszło, otworzyliśmy nowy żłobek...
Gdzie ta ściana?
W budżecie, który nie jest z gumy. Są pomysły i możliwości, ale nie ma pieniędzy na realizację. Dużo kosztowała nas reforma edukacji, co było trudno przewidzieć rok temu. Miasto tak bardzo „zakopało” się w wielkich inwestycjach i remontach, że na działkę społeczną nie zostało dość dużo, bym miała poczucie, że mogę się jeszcze przydać, coś zrobić, zmienić. Brakuje nawet na wkłady własne do projektów, na które można pozyskać środki.
A powody personalne?
Co masz na myśli?
To, że przyszłaś do Gorzowa jako przedstawicielka ruchów miejskich, blisko związana z Martą Bejnar - Bejnarowicz i Aliną Czyżewską. One teraz ostro krytykują prezydenta Jacka Wójcickiego, który przecież jest twoim szefem.
Cóż, ich podział i to co się potem stało i dzieje, przypominał dla mnie nieco sytuację dziecka podczas rozwodu rodziców.
Wybrałaś mamę czy tatę?
Jestem związana z ruchami miejskimi. Nie zmieniłam poglądów. Ale też byłam i jestem lojalnym pracownikiem urzędu, bo pracuję dla mieszkańców Gorzowa. W wielu sprawach dotyczących miasta osobiście mogę mieć inne zdanie niż prezydent, co jednak nie przeszkadzało mi wypełniać swojej roli najlepiej jak potrafię.
Miasto traci kolejnych fachowców (piszemy o tym powyżej - dop. red.). Coś urząd robi źle, że ludzie odchodzą?
Mogę mówić za siebie, za swój przypadek. I powody odejścia już wyjaśniłam. Dodam, że odchodzę bez trzaskania drzwiami.
Z buziakiem i zapewnieniem: - Do zobaczenia?
Raczej z kulturą i nadzieją, że obie strony skorzystały na współpracy. Znaczące jest też to, że miałam w umowie miesiąc wypowiedzenia, ale po rozmowie z prezydentem postanowiłam ten czas wydłużyć. Liczę, że miasto wykorzysta to, co udało nam się wypracować.
Walczono o to, żebyś pozostała?
Czy walczono? Na pewno byłyby szanse na dalszą współpracę, ale miasto wybrało kierunek rozwoju, który na dziś nie pozwoliłby mi wiele zmienić. Władze postawiły na inwestycje i remonty, sprawy społeczne muszą poczekać. Na moim stanowisku wystarczy więc osoba sprawnie zarządzająca , bo na większy postęp na razie nas nie stać.
Bo wybory wygrywa się nowymi ulicami, budynkami, a nie sprawami społecznymi.
Tak? A nie masz wrażenia, że niedawne wybory parlamentarne tak myślących wysłały do ław opozycji? Podejście ludzi się zmienia, poprzeczka jest dziś wyżej. Chcą nie tylko nowych dróg i mostów. Chcą zadbanej zieleni, sprawnej komunikacji, miejsc dla dzieci w żłobkach i przedszkolach, fajnego klimatu, a potem np. domu dziennego pobytu dla rodziców czy dziadków. Tymczasem u nas właśnie przepadł pomysł stworzenia takiego miejsca w willi przy ul. Borowskiego, bo nie ma środków na jego utrzymanie. Te potrzeby i oczekiwania nie mają partyjnych barw i są uniwersalne. Przestrzegałabym przed myśleniem, że ludzie chcą tylko równych dróg i inwestycji.
A nie jest tak, że przyszłaś tu z nadziejami i chęcią zmienienia Gorzowa? Że miałaś to robić z pomocą prezydenta z ruchów miejskich? I że ten prezydent dobrał sobie potem ludzi z partii i odciął się od środowiska, które go wyniosło na to stanowisko? A Ty musiałaś świecić oczami?
(Śmiech) ty to powiedziałeś! Nawet jeśli mamy inne wizje miasta, bo zmienił się układ polityczny czy na jakichś odcinkach zawiodła współpraca , to udało się wiele razem zrobić . Dlatego nie żałuję. A na ruchy miejskie przyjdzie czas. W końcu one wygrały w Gorzowie ostatnie wybory.
Tych urzędników też już nie ma
Dlaczego z magistratu odchodzą fachowcy? Krzysztof Karwato - wicz, spec od unijnych funduszy, który napisał o nich około 200 publikacji, z urzędu w Gorzowie odszedł w zeszłym roku. Mówi, że w jego przypadku chodziło o „łamanie kręgosłupa”. Zdegradowano go (był szefem wydziału strategii miasta) i przeniesiono. Więc się zwolnił. Tym bardziej, że dostał ofertę z urzędu w Santoku.
- Przynajmniej kilkanaście osób w tym samym czasie pożegnało się z miastem w podobnych okolicznościach. Często byli to ludzie z wielkim doświadczeniem - mówi. A był to czas wymiany kadr po umoszczeniu się w urzędzie nowej władzy. Wszyscy wtedy zwolnieni szybko znaleźli pracę w innych urzędach i firmach.
AWANSE I REZYGNACJE
Z pracą dla miasta pożegnali się także inni ważni urzędnicy i dyrektorzy. Szefowa filharmonii Małgorzata Pera zwolniła się sama, w pożegnalnym stanowisku do mediów pisząc m.in. „Nigdy nie było i nie będzie mojej zgody na łamanie prawa, psucie atmosfery pracy (…)”). Zaraz odejdzie dyrygent Monika Wolińska. Justyna Pawlak z Gorzowskiego Centrum Pomocy Rodzinie odeszła, bo dostała ofertę pracy w ministerstwie rodziny. Teraz zwolniła się dyr. wydziału spraw społecznych Hanna Gill - Piątek, współpracę z urzędem zakończył także Wojciech Kłosowski. To tylko osoby z najbardziej eksponowanymi funkcjami i znanymi nazwiskami. - Odejść zwykłych inspektorów nikt nie zauważa i nie nagłaśnia. To ci ludzie dźwigają w urzędzie codzienność. Ja miałam dość atmosfery - mówi nam urzędniczka, która związana była z inwestycjami (prosi, by nie podawać stanowiska).
Prezydent Jacek Wójcicki odejścia kwituje krótko: - To naturalna kolej rzeczy. Awanse do ministerstwa, to dla nas wręcz radość. Oznaczają, że ktoś docenił naszych ludzi.
Zapewnia, że chce zawalczyć o najlepszych. I ma plan: najpewniej na majowej sesji rady miasta będzie mowa o podwyżkach w urzędzie. Karwatowicz: - Pieniądze to nie wszystko. Liczy się też klimat pracy, poczucie stabilizacji. A ostatnie zwolnienia i odejścia sprawiły, że doszło do zerwania „pamięci administracyjnej”, czyli płynnego zastępowania doświadczonych urzędników młodymi. Nie wszystko jest w dokumentach. Wiele spraw i faktów było tylko w pamięci ludzi. Nowi nie nadrobią tego lekturą teczek.