Krowa, która dużo ryczy, mało mleka daje. To stare przysłowie zyskuje w ostatnich czasach zupełnie nowy wymiar, oczywiście za sprawą polityków, zwłaszcza tych z Solidarnej Polski.
Już kiedy ukuli hasło „weto albo śmierć” wiedziałem, że to tylko machanie tępą szabelką, bo wszystko i tak zależy od tandemu Kaczyński - Morawiecki. A na koniec z obietnic spektakularnego seppuku zostaną co najwyżej śmieszne memy z panami Zbigniewem Ziobrą i Januszem Kowalskim w roli głównej.
Po tym ostatnim zresztą trudno byłoby spodziewać się czegoś innego niż kwintesencji sformułowania „z gęby cholewa”. Nie trzeba bowiem być wielkim śledczym, by znaleźć w internecie dowody na to, że pan Kowalski swego czasu był aktywnym politykiem PO i reklamował się w kampanii wyborczej 2005 roku hasłem „Ostatni na liście, pierwszy w działaniu”. Dziś wiemy, że nie w działaniu bywa mocny, ale w gadaniu.
Podobne uczucia mną targają, gdy słyszę pohukiwania innego złotego dziecka Zjednoczonej Prawicy, czyli ministra z PiS Przemysława Czarnka. Dużo ten pan pohukuje, tak jakby kierował jakąś firmą zatrudniającą pracowników na śmieciówkach, a nie resortem nadzorującym najlepiej wykształconych Polaków. No cóż, ale przecież nie po to do ministerstwa został skierowany, by reformować znajdującą się na dnie edukację, ale by straszyć nauczycieli sankcjami.
Aby być sprawiedliwym, trzeba przyznać, że ta choroba czasami mija. Mocny w gębie (i zapraszający na solówki Wałęsę) Dominik Tarczyński, nagle zaniemówił, jak zaczął odbierać tłuste diety europosła z Brukseli. No cóż, może nie ma czasu na politykę, bo zbyt często chodzi na zakupy.