Z emigracji do Polski wracają ale nieliczni. "Wciąż za mało tu się zarabia"
Według GUS w ubiegłym roku więcej Polaków wróciło do kraju, niż z niego wyjechało. Na Opolszczyźnie nie widać jednak tej tendencji.
Grzegorz Farela z Kędzierzyna-Koźla wyjechał do pracy w Niemczech siedem lat temu. Pracuje w branży stolarskiej, z którą był związany także w Polsce. - Tęsknię za ojczyzną - przyznaje - Wyjechałem jednak, bo nie było mnie stać w Polsce na utrzymanie rodziny i godne życie.
Mówi, że w Niemczech się już zaaklimatyzował, dołączyła do niego żona, tam też urodził się ich syn. - Kiedy wprowadzono program „500 plus”, a potem pojawiły się dane o tym, że spada bezrobocie w Polsce, zaczęliśmy się zastanawiać, czy nie wrócić - opowiada mężczyzna. - Podzwoniliśmy do znajomych w Polsce i popytaliśmy o pracę, zarobki. Powiedzieli, że ze znalezieniem zatrudnienia faktycznie raczej nie ma problemu, ale pensje wciąż nie są na satysfakcjonującym poziomie. Dlatego na razie nie zdecydowaliśmy się wracać. Czekamy w Niemczech, aż sytuacja w Polsce poprawi się bardziej.
To są pojedyncze przypadki - mówi wójt Reńskiej Wsi Marian Wojciechowski.
Tymczasem Główny Urząd Statystyczny poinformował właśnie, że w zeszłym roku - po raz pierwszy od czasów II wojny światowej - do Polski wróciło więcej osób, niż z niej wyjechało. Dodatnie saldo jest niewielkie, bo wynosi 1,5 tysiąca osób, ale kluczowy jest fakt, że stało się to pierwszy raz od kilkudziesięciu lat. Czy zatem możemy już mówić o tym, że polska emigracja powoli zaczyna wracać? Zapytaliśmy o to opolskich samorządowców, głównie z tych gmin, gdzie migracja zarobkowa była dotąd największa. Wszyscy przestrzegają przed hurraoptymizmem.
- Owszem, mamy takie pojedyncze przypadki osób wracających na stałe z zagranicy, ale nie odważyłbym się nazwać tego jakąś stałą tendencją - mówi Marian Wojciechowski, wójt Reńskiej Wsi.
Tę opinię potwierdzają opolscy przedsiębiorcy, dla których migracje zarobkowe są nie lada kłopotem. - Z miesiąca na miesiąc jest coraz gorzej z szukaniem ludzi do pracy - twierdzi Tadeusz Wójcik, przedsiębiorca budowlany. - Znalezienie dobrego spawacza już od dawna było bardzo trudne. Od jakiegoś czasu coraz trudniej też o murarzy. Całe szczęście, że jest teraz możliwość zatrudniania przybyszów z Ukrainy. Są naprawdę pracowici, chętnie biorą nadgodziny. Bez nich wiele biznesów by padło.
Przyznają to także szefowie nie tylko niewielkich firm budowlanych, ale i dużych przedsiębiorstw. Na przykład takich, jak koksownia w Zdzieszowicach, gdzie pracuje już kilkuset robotników z Ukrainy.