„Błogosławieni miłosierni, albowiem oni miłosierdzia dostąpią” - to hasło Światowych Dni Młodzieży. Papież przybędzie z przesłaniem miłosierdzia.
Przesłanie papieskie będzie niezwykle istotne, gdyż obecna Polska to rzeczywistość pełna podziałów, zawiści i niezrozumienia. Natomiast w skali świata zniszczenie sieją terroryzm i wojny. Wydaje się, jakby miłosierdzie nie miało szans w szarej codzienności i ustępowało miejsca arogancji, sile i egoizmowi.
Takiej właśnie Polsce i takiemu światu Franciszek proponuje miłosierdzie, które jest podstawowym kryterium pozwalającym zrozumieć, kim jest chrześcijanin i czym jest chrześcijaństwo.
Papież przypomina, że miłosierdzie zawiera w sobie konkretne cechy miłości - wierność, bezinteresowność i przebaczenie.
Wierność w rozumieniu papieża to umiejętność doświadczenia prawdziwego braterstwa. Być wiernym sobie - to wyjść poza siebie, otworzyć drzwi, a nie zamykać się w twierdzy. Franciszek posługując się metaforą drzwi, podkreśla, że „drzwi otwiera się często, by zobaczyć, czy ktoś nie czeka na zewnątrz i być może nie ma odwagi, a nawet siły, by zapukać”.
Papieżowi chodzi o Kościół ofensywny, wolny i twórczy, a nie będący w defensywie z obawy, że coś utraci. Metafora drzwi ma niezwykłe znaczenie w perspektywie zjawiska przymusowych migracji mających swoje źródło w terroryzmie i wojnie. Otwarcie ich jest realizacją wierności w powołaniu i przejawem uczynków miłosierdzia.
Z wiernością ściśle związana jest bezinteresowność. Franciszek powiedział: „kiedy wielkodusznie przyjmujemy kogoś i czymś się z tą osobą dzielimy - odrobiną jedzenia, miejscem w naszym domu, naszym czasem - nie tylko nie stajemy się biedniejsi, ale się ubogacamy”. W ten sposób w relacji do uchodźców zostaje wyzwolona nadzieja.
Choć bez nadziei także można przez świat wędrować, to jednak „stajemy się wtedy zimni, obojętni, wyalienowani, pełni dystansu i odrzucający innych”, a pojawiający się duchowy paraliż neutralizuje ducha i sprawia, że „dusza jest chora”.
Dlatego „mamy nadzieję - stwierdził Franciszek - że świat stanie się wrażliwy na sytuacje tragicznej i naprawdę rozpaczliwej potrzeby i zareaguje w sposób godny naszego wspólnego człowieczeństwa”.
W końcu cechą miłości staje się przebaczenie, które jest drogą do pojednania.
Aby jednak pojednanie miało miejsce, przebaczenie powinno być oparte na prawdzie, co oznacza, że nie może być rezygnacją z wymagań sprawiedliwości.
Przebaczenie jest uzdrowieniem, podczas gdy aprobata zła oznaczałaby destrukcję, byłaby akceptacją choroby, czyli zgodą na negację dobra drugiego.
Istnieje ścisły związek miłosierdzia i sprawiedliwości, gdyż przebaczenie w imię miłości nie deprecjonuje obiektywnych wymagań sprawiedliwości. Bo przebaczenie nie oznacza uniewinnienia. Wręcz przeciwnie - jak zauważył ks. Tischner - jest potwierdzeniem winy, gdyż wtedy się przebacza, gdy bliźni jest winny. Jednak przebaczenie nie winowajcę oczyszcza, lecz oczyszcza poszkodowanego przed chęcią odwetu.
Franciszek podkreśla, że nie da się żyć dobrze, nie przebaczając sobie wzajemnie.
Od chrześcijan wymaga się, aby natychmiast podejmowali leczenie ran, naprawiali zerwane więzi i nie kończyli dnia w stanie zagniewania, lecz ćwiczyli się w dobroci. Oznacza to, że „przebaczenie coś człowieka kosztuje - najpierw tego, który przebacza”.
Chodzi o to, że zło nie istnieje samoistnie. Zło jest wyraźnym brakiem dobra. Pojawia się na dobrym organizmie, stanowiąc cień prawdziwej rzeczywistości. Dobro natomiast ma naturę światła. Jeśli nie stawia się mu przeszkód, rozchodzi się samo przez się. Dobro wypływa z głębokiej wiary. Wystarczy niewiele, aby zmieniło wiele.
Dlatego prośba o przebaczenie jest czymś więcej, niż tylko wezwaniem moralnym. Jest - w swojej najgłębszej treści - modlitwą eucharystyczną. Mając tego świadomość, papież dopowiada, że człowiek wierzący nie może charakteryzować się zamkniętym umysłem i zatwardziałym sercem. „My, chrześcijanie, musimy się nawrócić”, aby mieć te same Jezusowe uczucia.
Wielu chrześcijan próbuje deprecjonować postawę i naukę papieża Franciszka, jakby to była jego prywatna nauka. Takie postawy wynikają m.in. z braku gruntownej wiedzy historii Kościoła i słabej znajomości papieskiego nauczania.
Jedno jest pewne, u niektórych - według Franciszka - „zauważa się ostentacyjną troskę o liturgię, o doktrynę i prestiż Kościoła, ale nie przejmują się oni rzeczywistym wprowadzaniem Ewangelii w życie Ludu Bożego i w konkretne potrzeby historii. W ten sposób życie Kościoła zamienia się w kawałek muzeum albo jest udziałem niewielu”.
Tymczasem papież staje się prorokiem naszych czasów...
Robert Nęcek
Autor jest rzecznikiem prasowym Archidiecezji Krakowskiej i kierownikiem Katedry Edukacji Medialnej Uniwersytetu Papieskiego Jana Pawła II