Wzniecanie magii, czyli jak edukować do wolności?
Myślenie, że rzeczy same w sobie są złe, jest bardzo niebezpieczne. A to nie świat materialny jest zły. Złe albo dobre jest to, co z nim zrobimy.
Widok młodych ministrantów patrzących na płonący stos musi budzić troskę. Czego oni się nauczą? Pali się przedmioty: książki, parasolki, maski i inne. Organizują to księża. Jaki wniosek wyciąga dziecko? To są złe rzeczy. Pan Bóg ich nie lubi. Mówi się mu też, że są niebezpieczne: jak się ich nie zniszczy, to ściągną jakieś złe moce, które ich zaczarują. Stos kojarzy się z czarami.
Myślenie, że rzeczy same w sobie są złe, jest bardzo niebezpieczne. Jest to stara, ale ciągle obecna herezja manicheizmu, która twierdzi, że materia jest zła. A to nie świat materialny jest zły. Złe albo dobre jest to, co z nim zrobimy. Decyduje nasza wola, a nie obecność takich lub innych przedmiotów.
Wmawianie ludziom (zwłaszcza dzieciom), że to przedmioty mają jakąś magiczną moc, służy zrzucaniu odpowiedzialności na rzeczy. Wtedy człowiek nie postrzega siebie jako wolnego, a więc odpowiedzialnego, ale jako „urzeczowionego”, jako przedmiot w rękach różnych „mocy”.
Oczywiście to, co materialne, może służyć zniewalaniu człowieka, ale tylko wtedy, gdy ludzie na to pozwolą. To my sami wpadamy w zniewolenia, gdy źle używamy rzeczy. Np. alkoholu, lekarstw, broni, zaangażowania społecznego, pracy, jedzenia, komputera… i seksualności. Wpadamy w różne „holizmy”, gdy coś staje się wszystkim.
Jak edukować do wolności, do tego, by nie dać się zniewolić?
Jedna metoda to napiętnować (spalić) przedmioty, jako magiczne. Ale wtedy przyznajemy, że one mają magiczną moc, że istnieją różne złośliwe dżiny, które tylko czyhają na to, że się zbliżymy do tych talizmanów, by nas posiąść. Paweł Apostoł (w 1 Kor 8) naucza, że choć wiemy, że nie ma żadnych bożków, to jednak nie powinniśmy jeść mięsa im ofiarowanego, by ktoś nie pomyślał, że wierzymy w te bożki. Czy ministranci patrzący na księży palących bajki nie pomyślą sobie, że oni wierzą w czary i zaklęcia? A przecież kiedyś Kościół tak bardzo bał się posądzenia o magię, że nie używał mszałów, bo kojarzyły się z zapisanymi zaklęciami.
Inna metoda to edukacja, to poznawanie zjawisk i przedmiotów oraz tego, jak ich używać. Pomóc w poznaniu, a nie straszyć.
Można by powiedzieć, że wspomniani ministranci i tak kiedyś wyśmieją ten „katoperformans”. Że nie ma się czym martwić. Ale co z seksem traktowanym jak tabu, demonizowanym? Rzeczywiście lepiej o nim nie uczyć? Seksoholizm to zniewolenie. Nie bierze się jednak z wiedzy o seksualności, lecz ze strachu przed nią. Gdy się ją traktuje jak „nieczystą siłę”, młodzi, zamiast doceniać ją jako piękny dar, widzą w niej samo zło i porywają się na niemożliwe, na ucieczkę od własnej seksualności. To się nie udaje. I korzystają z byle czego.