Wzięto go za terrorystę. Sprawą zajął się rzecznik
W samolocie miał mówić o ładunkach wybuchowych - sytuacja okazała się nieporozumieniem. Sprawą zajmie się rzecznik praw obywatelskich.
Gdańscy pogranicznicy zostali zawiadomieni o mężczyźnie, który na pokładzie samolotu miał mówić o ładunku wybuchowym i katastrofie w przestworzach. Ostatecznie - jak podają służby - cała sytuacja okazała się fałszywym alarmem. Jednak sprawą zajmie się z urzędu rzecznik praw obywatelskich.
- Chcielibyśmy sprawdzić sposób działania służb, czy nie była to nadmierna reakcja - wyjaśnia Krzysztof Szerkus, pełnomocnik terenowy rzecznika praw obywatelskich.
- W ostatni czwartek około godziny 22 otrzymaliśmy zgłoszenie od dyżurnego portu o potrzebie przeprowadzenia interwencji na pokładzie samolotu. Według załogi, na pokładzie był mężczyzna, który miał mówić o ładunku wybuchowym, o katastrofie w przestworzach. O tym załogę poinformowała jedna z pasażerek - mówi z kolei kpt. Straży Granicznej Andrzej Juźwiak. Tłumaczy, że mundurowi weszli na pokład samolotu, by wyjaśnić okoliczności sprawy. - Funkcjonariusze podeszli do wskazanego przez załogę mężczyzny. W naszej asyście mężczyzna dobrowolnie opuścił samolot. Wbrew informacjom pojawiającym się w mediach - nie został wyprowadzony siłą, nie był skuty kajdankami - mówi funkcjonariusz. Zaznacza także, że nieprawdą jest to, iż Straż Graniczna miała grozić bronią. - Podejrzewam, że ta wersja wydarzeń, pojawiająca się w mediach, wynika z tego, iż każdorazowo przed interwencją, tak jak policja, informujemy, że jeżeli dana osoba nie zastosuje się do poleceń wydanych przez funkcjonariuszy, będą zastosowane środki przymusu bezpośredniego, do użycia broń palnej włącznie. Tak to wygląda zgodnie z procedurą. Jeżeli nie będzie takiej informacji przed interwencją, to ta interwencja jest przeprowadzona po prostu źle - mówi kpt. Juźwiak. Ostatecznie mężczyzna złożył wyjaśnienia w placówce Straży Granicznej. - Nie był zatrzymany, tym samym - wbrew medialnym informacjom - nie mógł być przesłuchiwany. Wyjaśnienia złożyli też świadkowie - kobiety, które siedziały obok tego mężczyzny, i kobieta, która zgłosiła incydent - tłumaczy funkcjonariusz. Zastrzega, że mężczyzna stanowczo zaprzeczył, by używał sformułowań o ładunkach wybuchowych czy katastrofie. - Z wyjaśnień świadków - ostatecznie - również wynikło to samo - dodaje kpt. Juźwiak.
Tłumaczy też, że cała sytuacja i fałszywy alarm to najprawdopodobniej wynik nieporozumienia, być może spowodowany podenerwowaniem pasażerów.
- Wydarzenia rozgrywały się późnym wieczorem w czwartek, podczas obfitych opadów deszczu. Samolot ostatecznie nie odleciał z lotniska, ale z powodów meteorologicznych - mówi. Potwierdza, że mężczyzna jest Polakiem, urodzonym w Armenii. - Dla nas nie ma znaczenia to, kto skąd pochodzi, jaką ma karnację, jakie jest jego wyznanie itd. Reagujemy wówczas, kiedy otrzymamy sygnał od członków załogi samolotu lub przedstawicieli lotniska - kończy funkcjonariusz SG.
Autor: Szymon Zięba