Wywołanie harmideru czy wolność wypowiedzi
Obrona twierdzi, że prawo złamali ministrowie rządu PiS. Policja, iż działacze KOD.
Przed suwalskim sądem zakończył się w piątek ponowny proces w sprawie zakłócenia w marcu ub.r. otwarcia wystawy „Armia Skazańców”. Na ławie oskarżonych zasiada pięć osób. Tylko jedna z nich pochodzi z Suwałk. Reszta to mieszkańcy Warszawy, Białegostoku i Sokołowa Podlaskiego.
Jak przekonywał w mowie końcowej mecenas Jakub Wende, zachowali się tak, jak powinien zachować się każdy obywatel. Stwierdzili bowiem, że osoby publiczne, czyli otwierający wystawę minister spraw wewnętrznych Mariusz Błaszczak, jego zastępca Jarosław Zieliński oraz kandydatka PiS do Senatu Anna Maria Anders organizują kampanię wyborczą za publiczne pieniądze. A to jest łamanie prawa.
- Mieli wręcz obowiązek zareagować - przekonywał adwokat. - A w jaki inny sposób mogli to zrobić?
Jego zdaniem, oskarżyciel całkowicie pomija okoliczności zakłócenia otwarcia wystawy. A te są najistotniejsze.
- Nie wierzę, że to otwarcie w tym właśnie dniu i w tym miejscu nie miało kontekstu zbliżających się wyborów - stwierdził. I po raz kolejny przypomniał orzecznictwo Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu dotyczące wolności wypowiedzi. W demokratycznym państwie to nadrzędna wartość.
- Nie doprowadziliśmy do żadnego harmideru, wyrażaliśmy jedynie swoje poglądy - mówił z kolei Marcin Skubiszewski, jeden z obwinionych. - Prawdziwą przyczyną owego harmideru, jaki faktycznie powstał, było bezczelnie łamanie prawa przez przedstawicieli władzy. W tym kontekście ostrość naszych wypowiedzi była uzasadniona.
Zarówno obrońcy, jak i obwinieni domagają się wyroku uniewinniającego.
Policja ma jednak całkowicie odmienne zdanie na ten temat. Jak mówił oskarżyciel - podinsp. Jarosław Golubek, żaden przepis nie pozwala na zakłócanie spotkań w czasie kampanii wyborczej.
- Nawet, gdybyśmy w tym przypadku rzeczywiście mieli z nią do czynienia - zastrzegł.
Dodał, że konfliktów politycznych nie powinno rozwiązywać się na ulicy czy poprzez werbalną agresję, lecz przez działania prawne.
- Wyrok uniewinniający zachęcałby innych do podejmowania podobnych zachowań i stanowiłby wyłom w polskim orzecznictwie - przekonywał. - Polityka polityką, a prawo prawem.
Dla każdego z obwinionych policja domaga się po kilkadziesiąt godzin prac na cele społeczne.
Wyrok sąd ogłosi w czwartek.
Raz już, w styczniu br., cała piątka została uniewinniona. Sędzia podzielił racje obrony, że wolność wypowiedzi była w tym przypadku najważniejsza. Ale sąd okręgowy ten wyrok uchylił. Zarzucił I instancji m.in. zbyt dowolną ocenę dowodów. Zwrócił też uwagę, iż kodeks wykroczeń nie przewiduje okoliczności, które miałyby dane zachowania usprawiedliwiać. Dlatego sprawa wróciła do ponownego rozpatrzenia.