Wypadek w Mikołowie. Nastolatki zginęły na pasach. Wyrok został zaskarżony
Lena i Wiktoria zginęły na pasach na DK44. Wyrok wydano, ale jest zaskarżony. Prokurator: kara jest zbyt niska. Obrońca kierowcy też się nie zgadza
Sprawa śmiertelnego wypadku w Mikołowie, w którym zginęły 14-letnia Lena i 13-letnia Wiktoria, wróci na wokandę. Mikołowska prokuratura, pełnomocnik rodziców dziewczynek, a także obrońca oskarżonego zaskarżyli wyrok, który zapadł przed Sądem Rejonowym w Mikołowie.
20 listopada 2017 roku Arkadiusz O. potrącił trzy osoby na DK44 w Mikołowie. Zginęły wówczas dwie dziewczynki - 14-letnia Lena i 13-letnia Wiktoria, a 20-letni mężczyzna został ranny. W grudniu ubiegłego roku kierowca usłyszał wyrok: 1 rok więzienia w zawieszeniu na 3 lata. Dodajmy, że sąd orzekł również nawiązki po 100 tysięcy złotych dla każdego z rodziców dziewczynek oraz 50 tysięcy złotych dla poszkodowanego mężczyzny.
Ponadto tyszanin ma pięcioletni zakaz prowadzenia pojazdów. W sądzie, po ogłoszeniu wyroku, zapadła grobowa cisza, a temat wysokości kary dla sprawcy odbił się szerokim echem w całym kraju.
Odwołali się od wyroku
Ustaliliśmy, że wszystkie strony postępowania zdecydowały się na apelacje.
- Kara jest zbyt niska, ale mamy zastrzeżenia do całego wyroku - podkreśla mecenas Dariusz Kawalec, który jest pełnomocnikiem rodziców jednej z dziewczynek oraz matki drugiej z nieżyjących nastolatek.
Wskazuje również na to, że kwota zadośćuczynienia dla rodziców dziewczynek jest zbyt niska i nie wyczerpano wszystkich możliwości dowodowych, by ostatecznie rozstrzygnąć czy Arkadiusz O. rozmawiał w czasie wypadku przez telefon komórkowy. Od wyroku odwoła się także mikołowska prokuratura.
- Kara jest zbyt niska. Czekamy na wyznaczenie terminu rozprawy przed Sądem Okręgowym w Katowicach - przekazała prokurator Maria Zaręba, prokurator rejonowy w Mikołowie.
Obrońca Arkadiusza O. mecenas Witold Guja przekazał nam, że również zaskarżył wyrok. - Którą część? Na to pytanie nie mogę odpowiedzieć - przekazał mecenas.
Łzy w sądzie
-Przyznaję się do tego, co się wydarzyło - mówił przed sądem Arkadiusz O. Tuż po wypadku nie przyznawał się do zarzutów, nie odpowiadał na pytania i nie składał wyjaśnień. W sądzie wyjaśniał, że w trakcie jazdy nie rozmawiał przez telefon, który znalazła w aucie policja. Z urządzenia miała korzystać 6-letnia córka, która oglądała na nim bajki. Arkadiusz O. nie pracuje, nie ma dochodów. Nie jest także zarejestrowany jako bezrobotny. Podczas przesłuchań tłumaczył, że był na utrzymaniu żony (wówczas jeszcze policjantki). W sądzie płakał, ale rodziny nie wierzyły w jego skruchę. Mówił, że chciał skontaktować się z rodzicami dziewczynek, które zginęły, ale zabronił mu tego mecenas, z którego usług korzystał na początku postępowania. W sądzie przedstawił swoją wersję wydarzeń.
- Tego dnia wracaliśmy z córką ze sklepu. Zaczęła się śnieżyca. Jak już byliśmy na DK44, to zatrzymaliśmy się na światłach, które szybko się przełączyły. Ruszyliśmy, ale nie mogłem już zjechać na prawy pas, ponieważ widziałem w lusterku, że jedzie samochód. Po kilku sekundach usłyszałem ogromny huk, a przednia szyba została wybita. Nie widziałem co się wydarzyło. Córka powiedziała: tato, to chyba piesek. Powiedziałem jej, że muszę wyjść i zobaczyć co się z nim stało - wyjaśniał przed sądem. Arkadiusz O. mówił, że zauważył dziewczynkę leżącą za samochodem. Twierdzi, że podbiegł do niej i sprawdził jej puls. Miał ją także reanimować.
Tragedia na przejściu dla pieszych
Arkadiusz O. z Tychów 20 listopada 2017 potrącił trzy osoby na DK44 w Mikołowie. Zginęły wówczas dwie dziewczynki - 14-letnia Lena i 13-letnia Wiktoria, a 20-letni mężczyzna został ranny. Proces ruszył przed Sądem Rejonowym w Mikołowie w lipcu 2018 roku.
Sprawca usłyszał wyrok
Wyrok zapadł pod koniec ubiegłego roku. Prokuratura i pełnomocnik rodziców dziewczynek chcieli 3 lat bezwzględnego więzienia dla oskarżonego. Obrona wnosiła o karę w zawieszeniu. Ostatecznie sąd orzekł: 1 rok więzienia, ale w zawieszeniu na 3 lata.Na taki wyrok miało wpłynąć to, że Arkadiusz O. nie był wcześniej karany, a w chwili, gdy doszło do wypadku był trzeźwy. Nie ustalono też dokładnej prędkości z jaką jechał - zdaniem biegłego wynosiła od 67 do 85 km na godzinę. Ta rozbieżność działa na korzyść oskarżonego.