Wypadek pod Wolsztynem: Biznesmen dostał zarzut za śmiertelny wypadek. Prawie 4 lata po tragedii
W wypadku pod Wolsztynem, w listopadzie 2015 roku, zginęła Aneta. Uderzył w nią powypadkowy mercedes lokalnego biznesmena Piotra J., którym jechał bez ważnych badań technicznych. Ale prokuratura najpierw oskarżyła nie jego, lecz nieobecnego na miejscu mechanika, bo rzekomo źle przykręcił koło w samochodzie szefa. Potem prokuratura zmieniła zdanie i niedawno postawiła zarzuty spowodowania wypadku Piotrowi J.
- W oparciu o nową opinię biegłych Piotrowi J. postawiliśmy zarzut spowodowania wypadku drogowego ze skutkiem śmiertelnym. Na drodze publicznej poruszał się autem niesprawnym technicznie. On się nie przyznał do winy
– mówi nam prokurator Michał Smętkowski, rzecznik prowadzącej śledztwo poznańskiej Prokuratury Okręgowej.
To nowe, przełomowe informacje w sprawie, o której pisaliśmy już wcześniej. Obecne śledztwo prowadzone jest w Poznaniu, natomiast najpierw postępowanie prowadzili prokuratorzy z Wolsztyna. I doszli wtedy do zaskakujących wniosków.
Więcej na ten temat: Wypadek pod Wolsztynem: rodzice zmarłej Anety od początku oskarżali lokalnego biznesmena
Wypadek pod Wolsztynem: najpierw oskarżono nieobecnego na miejscu mechanika
Krótko po wypadku z 2015 roku wolsztyńska prokuratura uznała, że sprawcą jest… nieobecny na miejscu mechanik Jacek Kaczmarek (zgadza się na podanie danych). Oskarżyła go w sprawie wypadku, którego nie był ani uczestnikiem, ani świadkiem.
Sprawdź też: Wypadek pod Wolsztynem: świadek twierdzi, że wie, kto chciał pogrążyć mechanika
Zdaniem wolsztyńskiej prokuratury, Jacek Kaczmarek był ostatnią osobą, która dokręcała koło w powypadkowym mercedesie jego szefa. Choć brakowało na to mocnych dowodów, a Jacek Kaczmarek zaprzeczał tym twierdzeniom, do sądu trafił akt oskarżenia.
Wolsztyński sąd skazał nieprawomocnie Jacka Kaczmarka na 8 miesięcy więzienia w zawieszeniu. Nie brakowało opinii, że mechanik stał się kolejną ofiarą wypadku, bo na siłę zrobiono z niego sprawcę tragedii. Ale wolsztyńska prokuratura, w oparciu o opinię pierwszego zespołu biegłych, długo przekonywała, że powypadkowa historia auta i brak nowych badań technicznych nie miały żadnego wpływu na wypadek.
Wyrok na mechanika, który walczy o uniewinnienie, do tej pory się nie uprawomocnił. Akta trafiły do poznańskiego Sądu Okręgowego, który sprawę zawiesił. Poznański sąd czeka bowiem na finał drugiego śledztwa prokuratury. Tym razem jest prowadzone w poznańskiej Prokuraturze Okręgowej. Zainteresowała się sprawą wskutek pisemnych interwencji ojca zmarłej Anety.
Zobacz też: Wypadek pod Wolsztynem: śledczy piszą apelację pod naciskiem przełożonych z Poznania
Mieszkający w Poznaniu Józef Ciemniejewski i jego żona do tej pory nie pogodzili się ze śmiercią jedynej córki. Nigdy nie pogodzili się także z tym, że kierujący autem lokalny biznesmen Piotr J. został najpierw uznany za ofiarę - bo wskutek wypadku doznał obrażeń ciała. Znamienny był fakt, że ojciec zmarłej Anety nie miał pretensji do oskarżonego mechanika. Na jego procesie w sądzie Józef Ciemniejewski wstał i powiedział, że o tragedię oskarża jego szefa, czyli właśnie Piotra J.
Do takich wniosków doszła w końcu również prokuratura, ale ta z Poznania. Prokuratura Okręgowa nie tylko poleciła śledczym z Wolsztyna napisać apelację na korzyść skazanego mechanika. Sama wszczęła drugie śledztwo uznając, że w Wolsztynie nie wyjaśniono wszystkich wątków tej historii.
Wypadek pod Wolsztynem: powypadkowe auta z Hiszpanii miały trafiać do turystów na Teneryfie
Stan sprawy jest obecnie taki, że mechanik Jacek Kaczmarek jest nieprawomocnie skazany za wypadek. Z kolei jego były szef Piotr J., po niedawnym postawieniu zarzutów przez poznańską Prokuraturę Okręgową, jest drugim podejrzanym w sprawie tego samego wypadku drogowego.
Wina biznesmena ma polegać na tym, że w listopadzie 2015 roku wyjechał na drogę publiczną bez ważnych badań technicznych, niesprawnym autem. Wcześniej sprowadził z Hiszpanii powypadkowego mercedesa, którego zniszczenia były tak duże, że nadawał się do kasacji. Biznesmen polecił go jednak naprawić, by w przyszłości auto mogło zarabiać w jego wypożyczalni aut na Teneryfie.
Świadkowie mówili, że biznesmen miał taki pomysł na biznes. Tanio sprowadzać bardzo zniszczone auta z Hiszpanii, aby naprawiać je w rodzinnych stronach u okolicznych mechaników i na starych, przedwypadkowych hiszpańskich papierach, odsyłać do swojej wypożyczalni aut na Teneryfie. Podobno sprowadził kilkanaście takich „rozbitków”. Ponoć liczył na to, że nikt nie sprawdzi, ani policja, ani turyści, że auto jest powypadkowe i jeździ na przeglądach technicznych sprzed wypadku.
Wypadek pod Wolsztynem: biznesmen zapewniał, że nie ma nawet procenta jego winy
W końcu doszło do tragedii. W piątek, 13 listopada 2015 roku, biznesmen testował naprawianego w Polsce, powypadkowego mercedesa GLK z Hiszpanii. Auto miało wcześniej uszkodzony przód, tył, bok, zawieszenie, wystrzelone poduszki powietrzne, uszkodzony dach. Podczas późniejszych testów słyszał, że w aucie coś stuka, ale jechał dalej. Po chwili odpadło mu koło, zjechał na lewy pas i czołowo uderzył w innego mercedesa, którego prowadziła pochodząca z Poznania 48-letnia Aneta.
Kobieta zginęła na miejscu. Zostawiła męża, córkę, rodziców.
Sam Piotr J. mówił nam później, że oczywiście przykro mu z powodu tragedii, ale Aneta najwidoczniej jechała gorszym autem, a on nie ponosi nawet procenta winy za wypadek. Niedawno, w prokuraturze, już taki rozmowny nie był. Gdy usłyszał zarzuty za tragedię sprzed prawie 4 lat, odmówił składania wyjaśnień. Do winy się nie przyznaje.