Wypadek autokaru na autostradzie A1 koło Tczewa. Koszmar Małego Haśnika
Kochani, bardzo Wam dziękujemy za ogromne wsparcie, które od Was otrzymujemy. A po tym, co Nas spotkało i co ciągle przeżywamy jest nam ono bardzo potrzebne. Na odległość czujemy te WIELKIE WASZE SERCA, które dla nas biją. I to w tych trudnych chwilach jest takie motywujące i potrzebne, żeby walczyć o powrót do zdrowia - napisali na swoim profilu na FB członkowie zespołu regionalnego Mały Haśnik z Żabnicy na Żywiecczyźnie, którzy ulegli wypadkowi autokaru na autostradzie A1 w okolicach Tczewa. W kilka dni po dramatycznych chwilach część członków zespołu opuściła już pomorskie szpitale i wróciła do domów, część jeszcze pozostaje na leczeniu. Na pewno wszyscy sierpniowy poranek 2020 roku będą pamiętali do końca życia.
Dramatyczne chwile tuż po wschodzie słońca
W sobotę 15 sierpnia niebieski autokar wiozący dzieci i młodzież z zespołu Mały Haśnik z Żabnicy na Żywiecczyźnie podążał autostradą A1 w kierunku Mikoszewa, niewielkiej turystycznej miejscowości w Zatoce Gdańskiej, gdzie młodzi tancerze i śpiewacy - w sumie 31 osób – dzieci, młodzież i ośmioro opiekunów - mieli przez najbliższe dni wypoczywać.
Przez całą noc byli w trasie, pokonali około 600 km. Od celu podróży dzieliło ich jeszcze 40 km, czyli jakaś niecała godzina jazdy. Niestety, chwilę po tym jak wzeszło słońce, nagle autokar zjechał na prawe pobocze, w ułamkach sekund przebił barierki ochronne, przekoziołkował z 3-metrowej skarpy i ponownie stanął na kołach...
Dokładnie o godz. 5.41 do stanowiska kierowania komendanta powiatowego Państwowej Straży Pożarnej w Tczewie wpłynęło zgłoszenie o wypadku autokaru, który - jak można było później przeczytać w strażackim komunikacie - zjechał do rowu na 18,9 kilometrze autostrady A1 w rejonie miejscowości Stanisławie.
Już po chwili na miejscu wypadku pojawiły się pierwsze służby ratownicze. W pierwszej kolejności zostały wysłane zastępy z Jednostki Ratowniczo-Gaśniczej z Tczewa, które zabrały wraz ze sobą namiot pneumatyczny do segregacji poszkodowanych, wezwano także lokalne jednostki OSP. Kiedy pierwsi strażacy dojechali na miejsce, okazało się, że w autokarze uwięziona jest jedna osoba, inni uczestnicy wypadku wydostali się już z pojazdu. Ratownicy medyczni szybko podzielili poszkodowanych na trzy grupy, w zależności od odniesionych obrażeń. Trzy osoby zostały zakwalifikowane jako czerwone, trzy jako żółte, pozostałe jako zielone. Jednak w trakcie działań ratowniczych stan trzech pogorszył się i zostały przypisane do grupy żółtej.
Kiedy na miejscu trwała akcja ratunkowa, na Żywiecczyznę dotarła informacja, że autokarem, który wypadł z trasy jechali członkowie zespołu Mały Haśnik z Żabnicy w gminie Węgierska Górka. Telefon wójta gminy Piotra Tyrlika rozdzwonił się w momencie.
- Dzieci jechały na letni wypoczynek, miały wypoczywać nad morzem. Niestety doszło do tego dramatycznego wypadku. Jesteśmy w stałym kontakcie z osobami, które jechały tym autobusem – mówił na gorąco reporterowi DZ Piotr Tyrlik. - Najważniejsze, że nikt nie zginął. To jest dla nas najważniejsza informacja - dodawał przejęty wójt Tyrlik.
Karetki i śmigłowiec LPR przetransportowały poszkodowanych do szpitali w Gdańsku, Elblągu, Grudziądzu, Starogardzie Gdańskim. Komendant wojewódzki policji wysłał do szpitali psychologów policyjnych.
Okropne przeżycie, o którym ciężko mówić
- Okropne przeżycie dla wszystkich... Ciężko o tym wszystkim mówić... - zwierzała się reporterowi DZ w niedzielę w południe Grażyna Feil, kierownik zespołu Mały Haśnik. Pani Grażyna leżała w szpitalu, po zabiegu, cała poobijana, na silnych środkach przeciwbólowych. Dodawała, że pięć minut wcześniej dostała od lekarzy swój telefon komórkowy. Nie wiedziała, co z pozostałymi uczestnikami wypadku, nie miała z nimi kontaktu. Martwiła się. Bardzo.
Martwili się także rodzice dzieci uczestniczących w wypadku. Część rodziców pojechała na Pomorze już w sobotę, część w niedzielę. Woleli być na miejscu. Tuż przy swoich pociechach.
- Ogromny szok i niedowierzanie, że doszło do takiego wypadku, że to Mały Haśnik - powiedziała nam Magdalena Worek, była członkini zespołu. - A zaraz potem włączyło się myślenie, jak można im pomóc.
- Modlimy się o zdrowie wszystkich uczestników wypadku, na każdej mszy - mówił z kolei ks. Jacek Jaskiernia, proboszcz parafii Matki Bożej Częstochowskiej w Żabnicy. Dodawał, że informacja o wypadku bardzo go zszokowała, bo kilkoro z członków zespołu jest także ministrantami w żabnickiej parafii. - Nie mam z nimi kontaktu, ale smutno, że przytrafiło się to takim fajnym dzieciom - stwierdził ks. proboszcz.
O swej modlitwie za poszkodowanych w wypadku zapewnił także bp Roman Pindel, ordynariusz diecezji bielsko-żywieckiej. - Modlę się w intencji poszkodowanych w wypadku autokaru wiozącego członków zespołu „Mały Haśnik” z Żabnicy. Polecam Bogu także ich Rodziny i Bliskich. O modlitwę gorąco proszę wszystkich Diecezjan - zaapelował bp Pindel.
Znajomi uczestników wypadku (ale nie tylko) modlili się o zdrowie poszkodowanych, a jednocześnie zastanawiali, jak do niego doszło i jaką tragedią to wszystko mogło się skończyć...
Kierowca poczuł ukłucie w klatce piersiowej
Na 18,9-kilometrze autostrady A1, gdzie doszło do wypadku, przez wiele godzin trwały czynności policyjne. Technik kryminalistyki zabezpieczył ślady, porobił zdjęcia, sporządził szkic sytuacyjny oraz oględziny autokaru.
Późniejszy policyjny komunikat, co do przyczyn wypadku był bardzo lakoniczny: - Ze wstępnych ustaleń wynika, że kierowca autokaru zjechał na prawe pobocze, autokar przebił barierki ochronne, spadł ze skarpy, przekoziołkował i ponownie stanął na kołach - informowała policja i dodawała, że śledztwo w sprawie wypadku przejęła prokuratura.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień