Wynalazek, który może być rewolucją w leczeniu astmy
Jest ich trzech: Jacek, Tomek i Michał. Dwaj pierwsi to bracia. Trzeci - ich kolega. Wiek - 26, 28 i 28. Już niedługo może usłyszeć o nich cały świat. We trójkę stworzyli produkt, który w przyszłości pomoże tysiącom osób chorych na astmę.
Spotykamy się w kawiarni obok Politechniki Krakowskiej - uczelni, którą kończy Jacek. Przy stole, naprzeciwko mnie siada zespół, który chce zrewolucjonizować i ułatwić leczenie astmy.
Jacek Mikosz, pomysłodawca projektu, to typ artysty. Włosy spięte na czubku głowy, luźna koszulka. Obok jego brat w nienagannej, błękitnej koszuli. Tomek zajmuje się stroną biznesową pomysłu. Jest też Michał Czyż - marynarka, okulary, typ naukowca. On zajął się częścią związaną z programowaniem i kwestiami technicznymi.
Stworzyli coś, co sprawi, że życie osób chorych na astmę będzie łatwiejsze - inteligentny inhalator.
Trzy problemy
- W rozmowach z chorymi zdiagnozowaliśmy trzy główne problemy - zaczyna Tomek. - Po pierwsze nie ma kontroli nad leczeniem astmy. Pomiędzy wizytami u lekarza są miesiące przerwy, a więc specjalista nie wie dokładnie, jak choroba postępuje: ile było ataków, ile razy trzeba było użyć inhalatora. Lekarz stawia diagnozy na podstawie pamięci pacjenta, która jest przecież zawodna. Jedynym rozwiązaniem stosowanym w tej sytuacji jest dzienniczek astmy, ale wiemy, że niewiele osób go prowadzi. Drugim problemem jest to, że zgubienie inhalatora jest niebezpieczne dla życia chorego. Nigdy nie wiadomo, kiedy przyjdzie atak i kiedy lek będzie potrzebny, dlatego trzeba mieć go ze sobą cały czas. No i trzeci problem: poprawne zażywanie leków wymaga dużego wysiłku i jest skomplikowane. Mając to na uwadze, stwierdziliśmy, że stworzymy coś, co pomoże astmatykom. Tak postał FindAir One - tłumaczy.
FindAir One, bo tak naukowcy nazwali swój wynalazek, to nakładka, która pasuje na klasyczny, plastikowy inhalator, używany przez astmatyków. Jest skomunikowana z aplikacją mobilną, która pobiera z niej dane. Działa na czterech polach: automatycznie prowadzi dziennik użyć, tak, aby pacjent mógł pokazać lekarzowi dokładny wykaz inhalacji. To po pierwsze. Po drugie, aplikacja ma funkcję przypominania o stale przyjmowanych lekarstwach. Po trzecie, lokalizuje inhalator, tak, żeby go można było łatwo znaleźć.
- Jeśli tylko pacjent oddali się od inhalatora, na przykład wyjdzie z domu bez niego, aplikacja go o tym powiadomi - tłumaczy Tomek. I po czwarte: specjalny algorytm będzie informował o możliwości ataku i podpowiadał jego przyczyny.
- FindAir zbiera dane, w jakiej okoliczności doszło do ataku, jaka była pogoda, jakie alergeny, jakie zanieczyszczenie powietrza - wymienia Tomek.
Ponad rok prac
- Wszystko zaczęło się od tego, że miałem w bliskim otoczeniu osobę chorą na astmę - mówi Jacek Mikosz. - Dała mi dodatkowy inhalator, prosząc, żebym miał go przy sobie na wszelki wypadek. Pomyślałem wtedy, że coś jest nie tak. Że przecież tak nie powinno być. Zacząłem kombinować, jak można rozwiązać ten problem - opowiada.
To było jakieś półtora roku temu. Jacek, który jest projektantem, wyobraził sobie, jak innowacyjny inhalator może wyglądać. Zawsze pociągały go nowe rozwiązania, ścieżki, którymi do tej pory nikt nie chodził.
Od dziecka czuł pociąg do tworzenia nowych rzeczy i rozwiązań, które tylko pojawiły się w jego głowie. Tak samo stało się z inhalatorem.
- Mamy takie przekonanie, że rzeczy związane z leczeniem muszą mieć wygląd jak ze szpitala. A tak wcale nie jest, można taki produkt przedstawić w ładniejszej i atrakcyjniejszej formie - tłumaczy. Brakowało mu jednak pomysłu, jak swój wynalazek wprowadzić na rynek. No i potrzebny był jeszcze specjalista, który zajmie się techniką i oprogramowaniem.
- Tomek wie o biznesie znacznie więcej niż ja, więc opowiedziałem mu o pomyśle. Podchwycił od razu - mówi Jacek.
- A ja pomyślałem, że Michał może zająć się programowaniem. Znamy się od dawna, studiowaliśmy razem na Uniwersytecie Ekonomicznym informatykę i ekonometrię. Z tym, że ja zająłem się biznesową częścią, a Michał informatyczną. Był idealnym kandydatem - mówi Tomek.
Siedli we trzech i rozrysowali cały projekt, razem z biznes-planem. Wtedy machina ruszyła.
Światowy sukces
- Potrzebne były nam fundusze. W marcu wysłaliśmy zgłoszenie do programu Startupbootcamp Digital Health - opowiada Tomek.
To międzynarodowy program, wspierający projekty łączące medycynę z nowymi technologiami. Z 513 zgłoszonych pomysłów wybrano 10. W tym - inhalator krakowskiej trójki. W Berlinie, gdzie pracują teraz zwycięskie grupy, Tomek, Michał i Jacek spotykają się z naukowcami ze Stanów Zjednoczonych, Izraela, Estonii…
Teraz, w styczniu, inhalator będzie testowany. Przygotowano 40 próbek. Pacjenci mogą zgłaszać się do testowania nakładki i aplikacji - oczywiście zupełnie za darmo. - Wszystko, co robimy, robimy dla osób, które będą później naszego produktu używać - mówi Jacek. - Chcemy usłyszeć, co jeszcze powinniśmy zmienić, co dodać, a czego jest za dużo. Zależy nam na każdej opinii - dodaje.
Kiedy znajomi chłopaków usłyszeli o pomyśle, byli zachwyceni. - Bywało tak, że mówili nam: byłoby fajnie, gdyby w aplikacji znalazło się to albo tamto. A my już o tej rzeczy pomyśleliśmy! - mówi Jacek.
FindAir jest cały czas ulepszany, naukowcy pracują nad algorytmami i jeszcze sprawniejszym działaniem aplikacji.
Testy potrwają cztery tygodnie. Ostateczna prezentacja projektu odbędzie się w Berlinie za miesiąc. Na wiosnę planowana jest produkcja nakładek. Później - całych, nowoczesnych inhalatorów.
Trzej naukowcy podporządkowali pomysłowi życie, rzucili dotychczasowe zajęcia. Dlatego mówią: to nie może się nie udać. I działają dalej.