Wygrały walkę z rakiem i ruszyły w drogę, aby zdobywać szczyty
Choroba dała im kopa i korzystają z życia. Jeżdżą na rowerach, pływają, a kilka dni temu poleciały balonami. - Chcemy pokazać, że z nowotworem można żyć i realizować marzenia - mówi Katarzyna Gulczyńska, prezes fundacji „Pokonaj raka”. - Ważne, by nie czuć się samotnym w swoim boju, nie poddać się ograniczeniom, które powstają w naszych głowach i wierzyć w sukces.
Mieszkają w różnych regionach kraju. Dzieli je wiek, wykształcenie i status społeczny. Łączy to, że pokonały chorobę nowotworową i właśnie zakończyły Onko Tour. W osiem dni rowerami przejechały około 400 kilometrów, z Suwałk przez Augustów, Goniądz, Tykocin dotarły do Zarzeczan (gm. Gródek). Podczas eskapady wsiadły też do kajaków, aby zmierzyć się z sejneńską Marychą, ponieważ popierały bój o legalizację leczniczej marihuany. Natomiast w Goniądzu, po raz pierwszy w życiu wzbiły się balonami w niebo. Lot też miał symboliczne znaczenie. Kobiety pokazały, że jeśli się chce, można zdziałać wiele.
- Pomagamy nie tylko chorym na raka - dodaje Gulczyńska. - Także ich rodzinom, które niejednokrotnie nie radzą sobie z nowymi sytuacjami, też pokazujemy, że warto walczyć.
Walczą każdego dnia
Dorota Sobczak ma 38 lat. Trzy lata temu lekarze stwierdzili u niej raka piersi. Przeszła zabieg, jest po sześciu, czy siedmiu chemioterapiach, szykuje się do kolejnej operacji i walczy każdego dnia. Bo ma dla kogo. W domu czekają na nią kilkuletnie dzieci.
- Chcę przekonać kobiety, by dały sobie szansę i regularnie się badały - mówi. - Wszystkie, dzięki samobadaniu wyczułyśmy u siebie guzy w piersiach, zaczęłyśmy się leczyć i wygrałyśmy z czasem.
Iza Kolka pochodzi z Łomży. Ale w rodzinnym mieście pojawia się tylko od święta. Na co dzień mieszka w Poznaniu, zajmuje się grafiką, współpracuje z tamtejszym teatrem. Mówi, że chyba urodziła się w czepku, bo jest leczona „tylko” hormonalnie. Nie ukrywa, że choroba nowotworowa przewróciła jej świat do góry nogami. Wiele rzeczy, o które do tej pory zabiegała wydało się błahych, mało wartych. Teraz najbardziej zależy jej na relacjach i robieniu tego, co naprawdę chce. Tak jakby zaczynała wszystko od nowa.
Z kolei Bogusława Pstręgowska przeżyła już pół wieku, mieszka na południu kraju. Z rakiem walczy od dziewięciu lat. Poza tym, jest sołtysem wsi oraz realizuje swoje pasje. Trzy lata temu pojechała na rowerze do Zakopanego. Pokonała ponad pół tysiąca kilometrów w pięć dni. Padała ze zmęczenia, ale uważa, że było warto, ponieważ w końcu spełniła swoje marzenie.
- O chorobie nie mówię i staram się nie myśleć - dodaje. - A jeśli już to w pozytywnym sensie. Uważam, że chemioterapia mnie wzmocniła. Dała kopa i dzięki temu korzystam z życia.
Podróżując po województwie podlaskim realizuje kolejne - jak mówi - zachcianki. Podobnie jak 35-letnia Katarzyna Kachniarz z Włodawy, która cztery lata temu wyczuła guz w swojej piersi. Po badaniach okazało się, że to nowotwór. Przeszła cykl chemii, zabiegi, podwójną mastektomię. Ale nie poddała się. Dwa lata temu na rowerze pojechała na pielgrzymkę do Częstochowy. Daleko, bo 700 kilometrów w jedną stronę. Nie ukrywa, że był to wielki wysiłek, ale dała radę.
- Mam dla kogo walczyć - mówi pani Kasia.
Rok temu, w ramach pierwszej edycji Onko Tour, z Elbląga przyjechała do Suwałk. A w tym roku pojawiła się nad Czarną Hańczą ponownie. Bo stąd zaczynał się drugi etap rowerowej wyprawy.
Kolega dyktował testament
Katarzyna Gulczyńska, prezes fundacji przez lata pracowała w korporacji. W wiecznym pędzie, od rana do nocy. Na starcie kolejnej, można powiedzieć nowej drogi życiowej stanęła dziesięć lat temu. A zaczęło się od tego, że postanowiła zdobyć szczyt Mont Blanc.
- Pewnie nikt mi nie uwierzy, ale wcześniej nigdy nie byłam w górach - wspomina. - Znałam je jedynie z opowieści oraz zdjęć.
Ruszyła wraz ze znajomymi. W górę poszło nieźle, ale w drodze powrotnej załamała się pogoda, ekipa musiała nadłożyć drogi. Nie ukrywa, że wtedy były bardzo trudne momenty. Do tego stopnia, że jeden z kolegów zaczął dyktować testament. Na szczęście, w nocy doszli do nich ratownicy i sprowadzili w bezpieczne miejsce.
- Kiedy nieco ochłonęłam, zatelefonowałam do bliskich z informacją, że jestem cała - wspomina prezes. - Wtedy dowiedziałam się, że szwagier jest chory na raka. Najpierw w szoku, później w rozpaczy poddał się i nie chciał walczyć. Obiecałam Frankowi, że wejdę na tyle szczytów z Korony Ziemi, ile on dostanie chemii. Wydaje mi się, że chyba nie całkiem zdawałam sobie sprawę z tego co mówię. Ale obietnic trzeba dotrzymywać. Tak więc szwagier dostawał chemię co dwa tygodnie, a ja co dwa, trzy miesiące wchodziłam na szczyt. Dawałam radę, bo miałam konkretny cel.
Dlaczego akurat wybrała wspinaczkę. Bo choroba i góry są do siebie podobne. W obu przypadkach trzeba walczyć o własne życie.
Gdy szwagier wyzdrowiał, pani Katarzyna zaczęła zastanawiać się co z tym dalej zrobić. Zbiegło się to w czasie, gdy z chorobą nowotworową walczył kolarz Lance Armstrong. Lekarze dawali mu trzy procent szans na zwycięstwo. Wygrał. Stworzył swoją fundację.
- Postanowiłam spiąć swój projekt tzw. różą życia, przekazać to dalej - wspomina. - Kontynuować wyprawy i zapraszać do udziału w nich osoby, które pokonały raka i poprzez swój udział w projekcie mogą dać nadzieję innym chorym.
Pojechała na Mont Blanc, była na Babiej Górze w towarzystwie trzynastu amazonek, a w minionym roku rozpoczęła Onko Tour. Pierwszej edycji patronował Czesław Lang, polski kolarz torowy i szosowy, wicemistrz olimpijski. Sportowiec przejechał z „onkotwardzielami” z Elbląga do Fromborka. W ubiegłym roku uczestnicy rajdu dotarli do Suwałk. Dlatego właśnie w tym mieście rozpoczęli kolejną edycję Onko Tour.
- Pragniemy delektować się pięknem Podlasia - mówi Gulczyńska.
Tegorocznym komandorem był Paweł Grzyb. To 25-letni suwalczanin pasjonujący się światem rowerów. Po Suwal-szczyźnie jeździ od dziewięciu lat i pokazuje piękno tej krainy z perspektywy dwóch kółek.
- W tym roku postawiliśmy na wypoczynek - dodaje prezes. - Chcemy pokazać, że w życiu warto się zatrzymać i - być może - zmienić nieco kurs.
Chcemy być tylko piękni
Katarzyna Gluczyńska mówi, że przed jej fundacją ogrom pracy. Musi nie tylko motywować chorych do działania, ale też zmienić pogląd na raka.
- To, że ludziom trudno jest przyznawać się do choroby to wina nasza, czyli zdrowych - uważa. - Bo ich odrzucamy, zwalniamy z pracy. Chcemy być tylko piękni, bogaci i młodzi. Dlatego oni siedzą w domach!
Ma nadzieję, że w przyszłym roku Onko Tour będzie kontynuowany. Trasa rajdu rozpocznie się wówczas w gminie Gródek i przypuszczalnie poprowadzi na południe kraju. Bo „onkotwardziele” poruszają się trasą Green Velo. Chcą promować ją i siebie.