Przez kilkadziesiąt lat wydarzenia z 30 maja 1960 były zapomniane. Dlaczego? Jak chcą historycy trochę w tym zastraszenia, a trochę wyparcia uczestników protestu...
„Chuligani - narzędziem antyspołecznych planów ks. dziekana”, grzmiał tytuł w gazecie. Data? Początek czerwca 1960 roku. Wprawdzie tzw. wydarzenia zielonogórskie z 30 maja 1960 nie trafiły do podręczników historii, ale w pełni zasłużyły na miejsce obok wystąpień w Nowej Hucie, Toruniu, Świdniku... Zarówno skalą tego wystąpienia, jak i późniejszych represji...
- Z jednej strony funkcjonowało tutaj zorganizowane środowisko katolickie, a z drugiej dążenie władz, a przynajmniej niektórych jej przedstawicieli, do konfrontacji - mówi Tadeusz Dzwonkowski, historyk, dyrektor Archiwum Państwowego w Zielonej Górze. - Wokół księdza Kazimierza Michalskiego wytworzyła się grupa ludzi, którzy tego duchownego mieli za wzór, bohatera otoczonego już legendą nie tylko prześladowanego przez władzę, ale także byłego więźnia obozu koncentracyjnego w Dachau.
Właśnie na przełomie lat 50. i 60. rozpoczynał się nowy akt wojny ówczesnej władzy z Kościołem. Trwała kampania usuwania religii ze szkół przez odmowę zezwoleń na pracę katechetyczną niewygodnym księżom. Trwało także „odzyskiwanie” nieruchomości z rąk Kościoła. W kwietniu 1959 r. podjęto decyzję o pobieraniu czynszów dzierżawnych za te obiekty.
- Według naszych informacji Dom Katolicki, czyli poe-wangelicki budynek, został przekazany parafii pod tymczasowy zarząd - dodaje Dzwo-nkowski. - Później procedura była prosta, wystarczyło wystąpić do odpowiedniego urzędu w Poznaniu, aby parafia otrzymała obiekt na własność jako porzucone mienie poniemieckie. Czy to zostało zrobione? Trudno mi powiedzieć. Strona rządowa twierdziła, że nie, ksiądz Michalski, że tak.
Więcej o 30 maja 1960 za tydzień, w sobotnim Magazynie „Gazety Lubuskiej”
Dom służył parafii do działalności duszpasterskiej i katechetycznej, nawet w okresie gdy usunięto z Zielonej Góry proboszcza Michalskiego. Gdy ksiądz Michalski wrócił do parafii w 1956 r. w budynku zaczęło się więcej dziać co irytowało władzę. Na początku roku 1960 zaplanowano kontrolę Domu Katolickiego, na którą ksiądz Michalski się nie zgodził. W lutym poinformowano, że parafia obiekt zajmuje nieprawnie. 15 kwietnia wydział spraw lokalowych wydał nakaz opuszczenia części pomieszczeń, które miało rzekomo zająć miasto na cele biurowe. Termin: 14 dni. Ksiądz się odwołał jednocześnie przekazując wiernym szczegóły awantury. Urząd wyznaczył datę eksmisji na 28 maja, którą przesunięto na 30 maja...
- Rano przyszedł do Domu Katolickiego pracownik wydziału lokalowego z nakazem eksmisji mówi Dzwonkowski. - Towarzyszyło mu kilka osób, które miały zająć się wynoszeniem wyposażenia. Jednak trwała lekcja religii. Postanowili czekać. Najpierw pojawiło się kilka kobiet, później grupka rosła. Nie pozwolono urzędnikowi, jak wówczas mówiono, wykonać czynności. Ten wezwał milicjantów. Rozpoczęła się szarpanina, która zwróciła uwagę ludzi. Wówczas tuż obok, przy ul. Kasprowicza, znajdował się dworzec autobusowy. Hasło „milicja bije kobiety” swoje zrobiło. Nie na wiele zdało się wezwanie posiłków najpierw z całej Zielonej Góry, później z Gorzowa.
Miejscowe siły MO i ZOMO okazały się za słabe. Pod naporem tłumu funkcjonariusze wycofywali się w stronę komendy miejskiej. Tam nie odpuścił i próbował opanować budynek, posypały się szyby. Milicjanci nie używali broni palnej, ale pałki i granaty z gazem łzawiącym wystarczyły, aby pojawili się ranni. Było wiadomo, że mimo przygotowań sytuacja wymknęła się władzy spod kontroli. Wysłano apele o wsparcie do Warszawy, gdzie zapadła decyzja o skierowaniu batalionu ZOMO z Poznania. Tymczasem w Winnym Grodzie trwała regularna uliczna bitwa. Po godz. 14.00 na placu pojawili się wychodzący z pracy robotnicy, uczniowie. Godzinę później zapłonęły dwie milicyjne ciężarówki, protestujący opanowali auto-więźniarkę. Wzywano, jak odnotowano w sprawozdaniach SB, „do obrony Boga i wiary katolickiej”.
W zielonogórskiej bibliotece przygotowano wystawę poświęconą rocznicy wystąpień
- Wyszliśmy ze szkoły i widzieliśmy idących Aleją Niepodległości płaczących ludzi - wspomina Roman Filecki, który miał wówczas 14 lat. - Na ul. Żeromskiego zorientowaliśmy się, że coś się dzieje. Na Placu Wielkopolskim zobaczyliśmy tłum ludzi. Obserwowaliśmy co się dzieje z okna mieszkania koleżanki. Raz milicja goniła ludzi, po chwili ludzie milicjantów... Gdy wyszliśmy podeszło do nas dwóch milicjantów po cywilnemu. Trafiłem na 48 godzin do aresztu. Dopiero tam dowiedziałem się co się działo...
Około godz. 16.30, gdy dotarło ZOMO z Poznania. Bardzo szybko tłum rozproszono „pacyfikując” kolejne ulice. Wieczorem, gdy w kościele Mariackim zakończyło się nabożeństwo majowe i wierni wyszli na ulice, ponownie zaczęły gromadzić się tłumy. Gdy siły milicyjne atakowały protestujący chronili się w świątyni. Późnym wieczorem wprowadzono do akcji kolejne siły ZOMO, które ostatecznie opanowały sytuację...
Zatrzymano 333 osoby, skazano przed sądem 196 osób, w kolegiach orzekających 48 osób. Kary, zwłaszcza w pierwszych procesach, były wysokie, dwie osoby skazano nawet na pięć lat pozbawienia wolności.
- Występowałem jako obrońca w jednym z pierwszych procesów - wspomina adwokat Walerian Piotrowski. - Rozprawy toczyły się przed sądem powiatowym. Atmosfera była niesamowita, groźba wisiała w powietrzu, na schodach stali milicjanci z psami... Banda zadymiarzy? Nie potrafiłbym wskazać wśród tych ludzi ani jednej osoby, którą można tak określić. Byli to młodzi ludzie, na swój sposób odważni. Działali pod wpływem emocji, które tam się uwolniły, a nie żeby w jakiś sposób zemścić się, odegrać na milicjantach... Nie jest także prawdą, że sytuację zaognił ksiądz Michalski. Wręcz przeciwnie...
- godz. 9.00 – przed Domem Katolickim ok. 15 osób.A godz. 9.00- delegacja do Prezydium Miejskiej Rady Narodowej odesłana do I sekretarza KM PZPR Jana Gomółki.
- godz. 9.50 – grupa eksmisyjna w asyście funkcjonariuszy MO usiłuje wejść do budynku, przed budynkiem ok. 200 osób, wezwano dalsze posiłki milicji
- godz. 10.05 - na placu pojawia się kompania ZOMO i rozpędza zebranych przed budynkiem. A godz. 10.15 -10.20 z budynku wychodzi ksiądz wraz z grupą dzieci, do budynku dostały się starsze kobiety, które nie pozwalały się milicjantom z niego wynieść, w tym czasie zaczyna bić dzwon na wieży kościoła p.w. Matki Boskiej Częstochowskiej.
- godz. 10.30 -11.00 na placu zbiera się około 2.000 osób, zatrzymano kilku z nich, zebrani domagają się ich uwolnienia.
- godz. 11.30 dowodzenie milicją przejmuje komendant MO Lech Kosiorowski, oddziały milicji obrzucają zebranych pojemnikami z gazem. Przybywa kompania szkolna ZOMO.
- godz. 12.00 – następuje kontratak około 2. 500 zgromadzonych, milicjanci chronią się w budynku Komendy MO na ul. Kasprowicza. Komendant wojewódzki MO pułkownik Henryk Piotrowski powiadomił Komendę Główną o sytuacji w mieście.
- godz. 13.00 – władze stawiają w stan gotowości jednostkę wojsk wewnętrznych w Czerwieńsku, która obsadza gmachy KW PZPR, banku, Prezydium WRN.
- godz. 13.30, do rozpędzania tłumu przystępuje ZOMO z Gorzowa Wlkp.
- godz. 14.00 – 15.00 - na placu kiedy to dołączyli do zebranych pracownicy niektórych zakładów i młodzież szkolna A godz. 16,00 – usuwanie demonstrantów z placu od strony ul. Westerplatte rozpoczyna milicja poznańska, jednocześnie od strony ul. Kasprowicza milicja zielonogórska. A od godz. 17.30 – walki niewielkich grup, zwłaszcza młodzieży z milicją przeniosły się na sąsiednie ulice i tam zostały one rozpędzone, a część uczestników zajść została zatrzymana.