Prokuratura Okręgowa w Słupsku oskarżyła 62-letniego Jerzego R. oraz 46-letnią Marię van E. o bezprawną wycinkę lasu w Łebie.
Cztery hektary boru bażynowego zniknęło w lutym 2017 roku z atrakcyjnych prywatnych działek między bałtycką plażą a brzegiem jeziora Sarbsko. Właściciele skorzystali z ustawy ministra Szyszki, umożliwiającej wycinkę bez uzyskania zezwolenia.
Teraz jednak zostali oskarżeni o spowodowanie zniszczenia w świecie roślinnym i zwierzęcym w znacznych rozmiarach, za co grozi im kara do 5 lat pozbawienia wolności.
- W czasie śledztwa ustalono, że oskarżeni zlecili wycinkę drzew na własnych działkach usytuowanych w pasie nadbrzeżnym w Łebie, mając na uwadze zmianę ustawy o ochronie przyrody, zezwalającej na wycinanie drzew na prywatnych posesjach, jeżeli nie jest to związane z prowadzoną działalnością gospodarczą - informuje Jacek Korycki z Prokuratury Okręgowej w Słupsku. - Nie wzięli jednak pod uwagę zapisów w planie zagospodarowania przestrzennego, z których wynikało, że na terenie ich działek znajdują się tereny leśne oraz siedliska przyrodnicze flory i fauny, będące pod ochroną.
Oskarżeni do końca śledztwa nie przyznali się do zarzuconych im czynów, stwierdzając, że nie wiedzieli o występujących na terenach tych działek cennych przyrodniczo okazach fauny i flory.
Według prokuratury, Jerzy R. zlecił zatrudnionym przez siebie pracownikom wycięcie drzew na czterech działkach, na obszarze około 3 hektarów, oraz usunięcie drzew z obszaru objętego wycinką.
W przypadku jednej z działek miał on działać wspólnie i w porozumieniu z Marią van E. Właścicielka tej działki z kolei zleciła prace Jerzemu R.
Wycinka nieodwracalnie zniszczyła las bażynowy, a także rośliny objęte częściową albo całkowitą ochroną przyrodniczą, takie jak m.in. bażyna czarna, rokietnik pospolity, gajnik lśniący, widłoząb Bergera, wrzosiec bagienny, paprotka zwyczajna, tujowiec tamaryszkowaty, brodawkowiec czysty, borówka brusznica, listera sercowata.
Skutkiem wycinki było też zniszczenie okresowych siedlisk owadów i ptaków podlegających ścisłej ochronie przyrodniczej, takich jak dzięcioł duży czy też pliszka żółta. Według eksperta, zniszczenia w świecie roślinnym i zwierzęcym miały charakter znacznych rozmiarów.
W sprawie powstały trzy opinie biegłego z zakresu ochrony środowiska, w tym dwie uzupełniające.
Wycinka stała się też przedmiotem postępowania administracyjnego. Najpierw regionalny dyrektor ochrony środowiska w Gdańsku nakazał właścicielom działek naprawienie szkody i posadzenie około 18 tysięcy drzew. Jednak ci odwołali się od tej decyzji do generalnego dyrektora ochrony środowiska i okazało się, że nie złamali prawa. Postępowanie, prowadzone w trybie ustawy o zapobieganiu szkodom w środowisku i ich naprawie, umorzono. Dlatego że przepisy ustawy dotyczyły działań prowadzonych przez podmioty gospodarcze i nie miały zastosowania do osób fizycznych. Mimo szkód na wielką skalę ustalono, że wycinkę przeprowadzono na działkach i na zlecenie prywatnych właścicieli. Jednak GDOŚ zapowiedziała, że w przypadku ujawnienia dowodów świadczących o prowadzeniu działalności gospodarczej postępowanie można wznowić.
Sprawa ma także inne umorzone wątki wzajemnych doniesień: RDOŚ na burmistrza Łeby, że za późno powiadomił o wycince, i burmistrza na RDOŚ, że wcześniej nie objął boru ochroną.