Prawdopodobnie złe odczytanie rysunku technicznego sprawiło, że wyciąg na jeziorze w Sławie zamiast sprawiać frajdę, tylko... burzy krew.
Sławski Wake Park miał być największą turystyczną atrakcją tego sezonu. Miał, bo od ponad dwóch tygodni stoi nieużywany, z powodu awarii jaka dotknęła część instalacji. Usterka wyszła na jaw zaledwie 10 dni po oficjalnym otwarciu wyciągu, który w sumie kosztował, bagatela, ok. 550 tys. zł...
Inwestorem w tym przypadku było Sławskie Centrum Kultury i Rekreacji. Wczoraj nie udało mi się skontaktować z dyrektor placówki, Małgorzatą Sobczak, jednak również wczoraj w internecie pojawiło się obszerne oświadczenie szefowej SCKiR, dotyczące właśnie awarii Wake Parku. Czytamy w nim m.in., że „nastąpiło pęknięcie żelbetowego oczepu odciągu masztu startowego”. Natychmiast po zauważeniu awarii, uszkodzony maszt został jednak zabezpieczony, aby nie zagrażał bezpieczeństwu, ewakuowano też ludzi z pomostu. Awaria została zgłoszona także do Powiatowego Inspektoratu Nadzoru Budowlanego we Wschowie oraz do Transportowego Urzędu Dozoru Technicznego w Poznaniu. Obydwie instytucje wydały decyzje o wstrzymaniu eksploatacji.
30 maja PINB stwierdził wykonanie elementu (uszkodzonego) niezgodne z projektem. W decyzji tej nie został jednak wskazany winny zaistniałej sytuacji. Wspólnie z wykonawcą i projektantem, SCKiW przygotowało plan naprawczy wyciągu, który zaakceptował PINB. Wyciąg został dopuszczony do użytkowania po uzyskaniu wszelkich niezbędnych odbiorów i pozwoleń. Choć inspektorat winnego nie wskazał, przyczyna awarii jest de facto znana.
- To błąd wykonawcy, który wykonał połączenie słupka naciągu z palem fundamentowym niezgodnie z projektem, z rysunkami. To był zwykły, ludzki błąd - mówi mi szef PINB, Ryszard Jakubczak. - Postępowanie zakończyliśmy decyzją, w której nakazujemy naprawić tę awarię i wykonać połączenie zgodnie z opinią techniczną. Termin na wykonanie prac ustalono do końca czerwca, ale pewnie inwestorowi zależy na jak najszybszym naprawieniu - wyjaśnia. - Według prawa budowlanego, to nie wykonawca jest stroną w postępowaniu, tylko inwestor - dodaje. Budową wyciągów zajmowała się spółka Gospodarstwo Rybackie Sława. Prezes Mirosław Kmiecik odebrał ode mnie wczoraj telefon, jednak zamiast skomentować sprawę awarii, odesłał mnie do internetowego wywiadu, którego udzielił radnemu gminy, Pawłowi Żygadło, na portalu gminaslawa.pl. - Tam się pan wszystkiego dowie - rzucił krótko M. Kmiecik, który we wspomnianej rozmowie mówi m.in. tak: - Chciałbym uciąć wiele spekulacji na temat samego urządzenia, gdyż konstrukcyjnie ani projektant ani konstruktor nie ponoszą żadnej winy. Jest to zaprojektowane zgodnie ze sztuką. To był ludzki błąd w samym wykonaniu. Prawdopodobnie któryś z pracowników źle odczytał rysunek, źle została pewna część wykonana.
M. Kmieciak wyjaśnia w rozmowie, że od początku deklarował natychmiastową pomoc, naprawę zepsutego wyciągu i pokrycie kosztów. Ostatecznie okazało się jednak, że jakiekolwiek prace będą mogły ruszyć dopiero wtedy, gdy zapadną decyzje w poznańskim urzędzie dozoru technicznego.
- Od nas te budowy zostały odebrane bez żadnych zastrzeżeń. Nasza firma od lat buduje różne budowle na wodzie i nie pozwolę sobie na szkalowanie. To jest błąd ludzki a rzeczą ludzką jest się mylić - wyjaśnia szef gospodarstwa.