Wybuch na Dębcu: "Tomasz J. był psychopatą. Nawet psy się go bały" - zeznała sąsiadka. Mężczyzna nie przyznaje się do winy
W poznańskim sądzie trwa proces przeciwko Tomaszowi J. oskarżonemu o zabójstwo pięciu osób oraz usiłowanie zabójstwa kolejnych 34 osób poprzez doprowadzenie do wybuchu kamienicy na Dębcu w Poznaniu. W piątek zeznawali pokrzywdzeni mieszkańcy nieistniejącej już kamienicy na Dębcu. Wielu z nich krytycznie oceniało Tomasza J. "To był psychopata" - mówiła jedna z mieszkanek.
Do tragicznego wybuchu na Dębcu doszło w niedzielę, 4 marca, około godziny 8 rano. Początkowo wszystko wskazywało na to, że mamy do czynienia z tragicznym wypadkiem. Dopiero dzień później okazało się, że przed wybuchem doszło do morderstwa Beaty J.
Odpowiedzialny za to ma być jej mąż Tomasz, który następnie miał doprowadzić do wybuchu gazu w kamienicy, by zatuszować ślady morderstwa.
Wybuch na Dębcu w Poznaniu: Ruszył proces Tomasza J.
Proces Tomasza J. ruszył 15 listopada. On sam od początku nie przyznaje się do winy i odmawia składania wyjaśnień. Już na pierwszej rozprawie złożył też oświadczenie, że nie chce uczestniczyć w procesie. Dlatego też zabrakło go na drugiej rozprawie, która obyła się w piątek. Tego dnia sąd przesłuchał czworo mieszkańców zniszczonej kamienicy.
Zgodnie z oświadczeniem złożonym na pierwszej rozprawie, Tomasz J. (oskarżony o pięciokrotnie zabójstwo i wybuch w kamienicy na Dębcu), jest nieobecny na sali rozpraw. Tydzień temu oświadczył, że nie chce uczestniczyć w procesie #Poznań pic.twitter.com/8cPuOY9NGt
— Norbert Kowalski (@norkowalski) November 22, 2019
Jako pierwsza zeznawała Dalida K., która przez większość swojego życia mieszkała w kamienicy.
– Od urodzenia mieszkałam w tym budynku z pominięciem dwuletniego okresu, gdy mieszkałam z mężem. Kiedy się rozwiodłam, wróciłam do tej kamienicy, gdzie mieszkała mama - mówiła Dalida K.
Tragicznego poranka nie było jej w kamienicy. Noc z soboty na niedzielę spędziła bowiem u znajomej. O tragedii dowiedziała się od swojej mamy Renaty.
– W niedzielę zadzwoniła rano mama i powiedziała, że kamienicy już nie ma i szuka Daniela. Powiedziała, że była w kuchni a Daniel z psem w pokoju. Od ludzi dowiedziała się, że spadła z gruzem - zeznawała pani Dalida.
Jej mama, Renata, przeżyła wybuch i zeznawała już na ostatniej rozprawie. W wyniku wybuchu zginął jednak Daniel, brat pani Dalidy.
– Byłam bardzo związana z bratem. Daniel miesięcznie dokładał około 1000 zł na czynsz i jedzenie. Pracował dorywczo - mówiła płacząc Dalida K.
Jednocześnie bardzo negatywnie oceniała Tomasza J., który został oskarżony o zabójstwo swojej żony, czterech innych osób i doprowadzenie do wybuchu w kamienicy.
– To był psychopata. Kiedy się wkurzył to rzucał talerzami. Wiem, że spowodował wypadek samochodowy, w którym ucierpiał jej syn. Według mnie zrobił to celowo. Słyszałam o tym z opowieści. Rodzice Beaty też go nie lubili. Tomasz miał ksywę Brazylia. Pił alkohol. Często chodził do sklepu z plecakiem
- zeznawała Dalida K.
I dodawała: – On był od zawsze nielubiany w kamienicy. Starszym osobom nie mówił nawet „dzień dobry”. Jak był Tomasz, to psy na podwórku nie szczekały. Bały się. Jak go nie było, to szczekały.
Wybuch na Dębcu w Poznaniu: "Tomasz J. to był kawał wariata"
Ponadto poznański sąd przesłuchał także troje innych mieszkańców kamienicy. – Nigdy nie przypuszczałam, że sąsiad może coś takiego zrobić. Że może rozszczelnić rurę i dojdzie do wybuchu w kamienicy. Byłam tego dnia w domu i nagle usłyszałam głośne wycie, jakby trąba powietrzna. Nastąpił wybuch. Pamiętam, że mąż kazał mi i Kajetanowi (synowi - dod. red.) uciekać. Nic więcej nie kojarzę - zeznawała Magdalena K.
Czytaj też: Poznań: Twierdzi, że firma Universum pochowało jego matkę w złym miejscu. Sprawa może skończyć się w sądzie
Jednocześnie, tak jak Dalida K., również negatywnie wypowiadała się o samym Tomaszu J.
– To był kawał wariata. Nieraz było słychać awantury dobiegające z jego mieszkania. Sąsiadki mówiły, że Beata miała z nim trudne życie
- zeznawała Magdalena K.
I dodawała: – Ani „dzień dobry” nie mówił, zawsze chodził w dresach, głowa spuszczona na dół. Był nieludzki. Mieszkaliśmy razem w kamienicy, to wypadałoby powiedzieć te „dzień dobry”. Był taki szorstki, że człowiek bał się koło niego przechodzić. Miał taki wyraz twarzy, jakby chciał coś zrobić. Mój syn Kajetan też się go bał. Był niemiły, zadufany w sobie. Widziałam jak kopał w drzwi do samochodu.
Magdalena K. przyznawała też, że bardzo przeżyła wybuch. Jak mówiła, ucierpiała przede wszystkim psychicznie.
- Śni mi się to, trauma pozostała, chociaż to już półtora roku minęło. Jestem na tabletkach uspokajających, ale trauma wraca. Straciliśmy dosłownie wszystko, cały dobytek - mówiła w sądzie.
Zobacz też: Rozmowa z prokuratorem Łukaszem Stanke:
W chwili wybuchu oprócz kobiety w mieszkaniu była także jej mąż, Leszek K. On również zeznawał w piątek w sądzie.
– Położyłem się spać w sobotę około 20, w niedzielę wstałem przed 6 i zawiozłem jednego syna do pracy. Jak wróciłem do domu żona już nie spała. Nagle usłyszałem potężny huk. Na początku myślałem, że wybuch piec kaflowy. Wybiegłem i zobaczyłem, że nie ma drzwi do naszego mieszkania. Mobilizowałem rodzinę do szybkiej ucieczki. Na drugi czy trzeci dzień spadła podłoga. Fizycznie ucierpiała tylko żona, była posiniaczona
- zeznawał mężczyzna.
I dodawał: – Moja kondycja psychiczna jest dobra. Ale najbardziej tę sytuację przeżywa żona. Jeszcze jak mieszkaliśmy w hotelu, to przyjeżdżało do niej pogotowie, bo to przeżywało. Po mnie ta sytuacja spłynęła, ale u żony pozostała. Straciliśmy wszystko, cały dorobek.
Podobnie jak poprzedni świadkowie, tak i Leszek K. wypowiadał się niekorzystnie o Tomaszu J.
- Zawsze był nadęty, lecz nie bałem się go. Ale z tego co wiem, to coś miał kiedyś do naszego syna. Chodziło o jakieś drzwi, chciał go chyba pobić. Wedle mojej wiedzy syn się go jednak nie bał. Widziałem jednak, że był agresywny. Ze złością, przeważnie nogą, zamykał auto. A psy kopami wyprowadzał, kopał je - opowiadał w sądzie.
Wybuch na Dębcu w Poznaniu: "Bałem się Tomasza J."
W piątek sąd przesłuchał także Kajetana K., syna Magdaleny i Leszka.
– W niedzielę 4 marca, obudziłem się, słuchałem muzyki. Nagle usłyszałem potężny huk. Myślałem, że może coś się stało w kuchni. Wyszedłem z pokoju i zobaczyłem, że nie ma drzwi do mieszkania. Ojciec kazał nam uciekać. Nagle zobaczyłem, że po jednej stronie nie ma ściany i widać ulicę
- wspominał dzień wybuchu Kajetan K.
Jednocześnie wspominał sytuację, w której, jak twierdził, Tomasz J., chciał go uderzyć. – Myślał, że trzasnąłem drzwiami do klatki mieszkaniowej. Wchodziłem do klatki i drzwi się same trzasnęły. On podszedł do mnie i mówi: „co trzaskasz drzwiami?”. Powiedziałem, że to nie ja i się zaśmiałem. Zapytał czy mnie to bawi. Powiedziałem, że nie. Taki był napięty, jakby chciał mnie uderzyć. Odszedłem stamtąd. To było kilka lat temu - zeznawał.
Z kolei na pytanie czy bał się Tomasza J. odpowiedział: - Kto się go nie boi? Bałem się go.
I dodawał: - Tomasz J. był taki dziwny, niesympatyczny. Miał taką mimikę, jakby chciał kogoś pobić.
Piątkowa rozprawa trwała zaledwie nieco ponad godzinę. Kolejna odbędzie się w połowie grudnia. Tego dnia mają zostać przesłuchani kolejni mieszkańcy kamienicy, w której doszło do wybuchu.
Bardzo szybko zakończyła się druga rozprawa w procesie ws. zabójstwa i wybuchu na Dębcu. W ciągu nieco ponad godziny sąd przesłuchał wszystkich czworo świadków i odroczył rozprawę. Więcej świadków ma być przesłuchanych na kolejnej rozprawie, w grudniu
— Norbert Kowalski (@norkowalski) November 22, 2019
Czytaj więcej o wybuchu na Dębcu i procesie Tomasza J.: