Wybuch gazu w Bytomiu to było samobójstwo czy wypadek? Tajemnica 13-latki
Trwa ustalanie przyczyn wybuchu gazu, do jakiego doszło we wtorkowe popołudnie na Stroszku. W eksplozji zginęły dwie osoby.
Nadal nie wiemy, co było przyczyną wybuchu gazu, do którego doszło we wtorek po południu w budynku przyskwerze Heleny Modrzejewskiej w Bytomiu. Hipotez jest sporo.
- Musimy wszystko sprawdzić. Słyszałem, co ludzie opowiadali, ale nie możemy na tym bazować, bo nikt nie był naocznym świadkiem zdarzenia - mówi Tomasz Bobrek, rzecznik policji w Bytomiu, która bada przyczyny tragedii. W eksplozji zginęły dwie osoby: 43-letni mężczyzna oraz jego 67-letnia matka. Ich losu cudem nie podzieliła 13-letnia dziewczynka - córka mężczyzny, która na co dzień mieszka z matką, ale właśnie wczoraj odwiedzała swoją rodzinę. Dziewczynka na kilka chwil przed wybuchem opuściła mieszkanie.
Opinia biegłego i zeznania dziewczynki
- Najważniejsza dla śledztwa jest więc rozmowa z dziewczynką, a także to, co ustali biegły z zakresu pożarnictwa - podkreśla rzecznik bytomskiej policji dodając, że do oględzin miejsca zdarzenia już doszło, ale na opinię biegłego trzeba będzie jeszcze poczekać. Natomiast termin rozmowy z dziewczynką na temat wtorkowych wydarzeń ma ustalić dopiero prokuratura. Po wypadku dziecko było w szoku. Nastolatkę przewieziono do szpitala.
CZYTAJCIE TEŻ:
Wybuch gazu w Bytomiu: Jak doszło do tragedii?
Wybuch gazu w Bytomiu: w przyszłym tygodniu przesłuchają dziewczynkę?
Wczoraj 13-latka miała opuścić szpital i wrócić do domu pod opiekę swojej matki. Jej wyjaśnienia mają być kluczowe dla ustalenia, dlaczego doszło do tego wybuchu. Na razie policjanci usłyszeli tylko mnóstwo plotek i domysłów, co też mogło zajść tuż przed nim. Autorami są sąsiedzi. Policjanci muszą wziąć pod uwagę każdy scenariusz - od awarii po celowe działanie.
- Nie wykluczamy niczego. Zawsze jak dochodzi do wybuchu gazu, to jest to albo przypadek, albo awaria, albo też celowe działanie, tak jak to się zdarzyło ponad dwa lata temu w Miechowicach, gdzie mężczyzna chciał popełnić samobójstwo. Sam celowo odkręcił wtedy kurki - mówi Tomasz Bobrek.
Budynek nie zostanie rozebrany. Ale straty są
Po wybuchu w Miechowicach blok trzeba było wyburzyć. W tej sytuacji tak nie będzie. Po oględzinach powiatowego inspektora nadzoru budowlanego wiadomo już, że konstrukcja domu jest nienaruszona. Teraz pozostaje kwestia doprowadzenia go do stanu sprzed wybuchu.
Problemu w tej kwestii nie będzie z częścią oznaczoną numerem 2a. Tam już wszyscy lokatorzy wrócili do swoich mieszkań, które nie uległy żadnym uszkodzeniom.
CZYTAJCIE DALEJ NA NASTĘPNEJ STRONIE
Gorzej jest w przypadku mieszkań znajdujących się najbliżej wybuchu, czyli w klatce 2b. Tam zniszczeniu w większości mieszkań uległy drzwi wejściowe, a także okna. Ponadto nad tą częścią uszkodzony został dach, a największe szkody poniósł lokator, którego mieszkanie znajdowało się bezpośrednio nad tym, gdzie doszło do eksplozji.
ZOBACZ TAKŻE: Potężny wybuch gazu w Bytomiu zabił ojca i babcię. Córka cudem ocalała ZDJĘCIA
- Będziemy rozmawiać z właścicielami, czy chcą we własnym zakresie dokonywać napraw, czy będą oczekiwać pomocy z naszej strony - mówi Wojciech Kowalczyk, zarządca wspólnoty, gdzie doszło do wybuchu.
Kowalczyk dodaje przy tym, że pięć z sześciu znajdujących się w tej klatce mieszkań było ubezpieczonych. Lokatorzy tych mieszkań, mimo pomocy oferowanej przez miasto, zdecydowali się spędzić najbliższe noce u swoich bliskich. Obecnie wszystkie mieszkania są zabezpieczone przed złodziejami, jednak nie wiadomo, kiedy dojdzie do pierwszych napraw.