Wybory samorządowe wygrać trudno, ludzi podzielić łatwo
Strach pomyśleć, że wybory samorządowe to pierwsze z serii czterech elekcji, które czekają nas w krótkim czasie.
Dobry pomysł na kampanię wyborczą to nie byle jaka rzecz. Czasem za taki pomysł trzeba zapłacić grube pieniądze agencji piarowskiej, czasem pomysł jest zupełnie za darmo, trzeba tylko dobrze wejść w rolę. Na przykład w gminach Kleszczów i Bełchatów dobroczyńcą obecnych władz jest posłanka PiS Małgorzata Janowska, taka Katarzyna II, która kilka miesięcy temu nakreśliła plan podzielenia gminy Kleszczów tak, żeby z jej bogactwa skorzystały inne gminy. Kleszczów czerpie bowiem pieniądze z tytułu podatków od gruntów wykorzystywanych przez kopalnię i elektrownię Bełchatów.
Można powiedzieć, że posłanka Janowska spadła z nieba władzom gmin Kleszczów i Bełchatów. Mechanizm jest bardzo prosty. Ludzie zawsze mobilizują się wokół władzy kiedy jest dużo do zdobycia, a jeszcze bardziej, kiedy mają dużo do stracenia i znajdują się w sytuacji zagrożenia. Wtedy nawet jak się wójta czy radnego nie lubi, to się na niego zagłosuje.
Spór o podział gminy Kleszczów ma jeszcze ten plus, że będzie trwał i trwał, i na pewno nie zakończy się przed wyborami samorządowymi.
Nie wszędzie ojcowie oraz matki miast i wsi mają tak łatwo. Nikt na przykład nie chce oderwać od Łodzi Bałut, ani wywieźć pomnika Kościuszki. Poczucie zagrożenia jest niskie, więc trzeba rozbudzić inne uczucia. Trudno mówić na okrągło, że jest bardzo dobrze, a będzie jeszcze lepiej. No, ale się mówi, bo coś trzeba mówić. Jak się nic nie mówi, bo sondaże są różowe, to się kończy jak Bronisław Komorowski.
Teoretycznie w lepszej sytuacji są tu pretendenci do tronu. Jeszcze nie było tak, żeby nie dało się czegoś wytknąć, skrytykować. Jak pięć ulic jest gładkich, zawsze znajdzie się jakaś szósta dziurawa. No i każda władza w gruncie rzeczy jest sitwą, którą trzeba zastąpić własnymi fachowcami.
Niby proste, ale czy każdy potrafi? Kto nie potrafi, może liczyć na pomoc PiS. W miniony weekend premier Morawiecki i prezes Kaczyński zgrabnie to razem ujęli. – Czy chcemy takich samorządów, które będą wojowały, warczały na rząd? Czy chcemy takich, które będą współpracować? – zapytał Kaczyński. A premier Morawiecki podczas wystąpienia w Łowiczu podał przykład takiego dobrego, współpracującego samorządu – Podkarpacie, gdzie rządzi PiS. Tak się jakoś złożyło, że tam powędrowała duża inwestycja zagraniczna, o czym również nie omieszkał wspomnieć.
Nazwano to szantażem, ale jak zwał tak zwał – to jest pomysł na kampanię. Od tej chwili nie ma samorządów jako takich. Są samorządy warczące na rząd i merdające ogonem. Rząd woli te, co merdają i ma możliwości, żeby je stosownie wynagrodzić.
Kampania wyborcza jeszcze trochę potrwa i usłyszymy jeszcze niejedno. Najważniejsze, to patrzeć i wiedzieć swoje. Żeby nie dać się zwariować tym, co mówią w jak wspaniałym mieście i gminie żyjemy, jak i tym, którzy chcieliby wszystko wypalić żelazem i zacząć od nowa.