Wybory samorządowe 2018. Ruszyć z miejsca. Konieczna jest generalna zmiana, aby otrząsnąć Kraków z kurzu niedbalstwa, arogancji i cwaniactwa
Wielu turystów, którzy odwiedzają Kraków, wyjeżdża zachwyconych. Spędzili dwa lub trzy dni w przyzwoitym hotelu, pochodzili po Rynku i okolicznych ulicach, zobaczyli Wawel, zjedli kolację na Kazimierzu.
Jeżeli nie woził ich luksusowy autokar, to wynajęli dorożkę (raczej wiedeński powóz, który nie wiadomo czemu przyjął się w Krakowie) lub miejscową osobliwość, czyli obskurny meleks, obleczony folią.
Atrakcje, jakie zapewnia Kraków na potrzeby średnio zamożnych turystów lub podobnych grup wycieczkowych, są wystarczająco oryginalne i tanie. Także dla poszukiwaczy łatwych rozrywek, którzy przyjeżdżają tu upić się i bezpiecznie porozrabiać.
Czy to jest wszystko, na co stać Kraków? Czy turystyczna enklawa w centrum miasta, pozostawiona sama sobie, nadal będzie rozwijać się siłą rozpędu? A co z mieszkańcami Krakowa, dla których miasto nie jest tylko weekendową atrakcją?
Czy nadal będą skazani na komunikacyjny bezwład, podmiejską martwotę, która zaczyna się niedaleko za obrębem Plant, budowlane bezhołowie, ślimaczące się remonty, duszącą mgłę, gdy nie ma wiatru? Czy zanim prokuratura nie upora się z lokalnymi układami, złodziejska „prywatyzacja” przedawni się i ujdzie bezkarnie jej sprawcom?
Czy nikt nie rozliczy budowlanych samowoli i podejrzanych rozbiórek? Czy tysiące magistrackich i miejskich pracowników nadal pozostanie bezpiecznym, ale z czasem jedynym zapleczem lokalnej władzy?
Zmiany są konieczne, żeby ruszyć z miejsca. Przeciąć sieci niejasnych interesów, wyrwać się z wszechwładzy niemożności, poskromić butę budowlanych magnatów i tupet remontowych rutyniarzy. Kraków jest pięknym miastem, ale dramatycznie brakuje mu troski i wysiłku miejskich władz.
Bez tego z czasem opatrzy się zamożniejszym turystom, a ci mniej zamożni przyczynią się do jego degradacji. Bez tego będzie stopniowo marnieć wraz z nowymi blokowiskami, których standard za kilka lat okaże się na tyle niski, że ich obecni nabywcy przekonają się jak słono przepłacili.
Nie pomoże usunięcie jednego czy drugiego wiceprezydenta, nie pomogą areszty dla urzędników. Konieczna jest generalna zmiana, aby otrząsnąć Kraków z kurzu niedbalstwa, arogancji i cwaniactwa. Nowa Huta i tzw. stare osiedla szczególnie potrzebują nowego etapu rozwoju. Ich mieszkańcom nie wystarczą okruchy z miejskiego stołu, nie zaspokoi ich potrzeb przyzwolenie na bylejakość, nie przekonają wciąż niedotrzymywane obietnice.
Jeżeli zgodzimy się na kolejne pięć lat marazmu (przypominam, że kadencja samorządów została wydłużona), przewodniki po Europie będą wymieniać Kraków jako przykład dwudziestowiecznego skansenu, w którym szczęśliwie zachowało się trochę zabytków minionej wielkości i odległej o wieki zamożności.