Wybory prezydenckie 2020. PiS chce korespondencyjnego głosowania dla wszystkich. "Rozumiem, że te wybory przeprowadzi Poczta Polska"
Wiele zaczyna wskazywać na to, że dyskusja o wyborach prezydenckich nie dotyczy już pytania "kiedy", ale "jak". Tak przynajmniej można interpretować kolejne działania Prawa i Sprawiedliwości, które zamierza wprowadzić kolejne zmiany w zasadach głosowania. Z najnowszych informacji wynika, że lokale wyborcze miałyby być zamknięte, a głosowanie odbywałoby się w całości korespondencyjnie. W taki scenariusz trudno uwierzyć wielu urzędnikom, politologom, a nawet listonoszom. Co więcej - wątpliwości przybywa też w samym obozie rządzących.
Dopiero co we wtorek do Sejmu trafił projekt ustawy złożony przez posłów Prawa i Sprawiedliwości, a już wszystko wskazuje na to, że będą chcieli w nim wprowadzić poprawki. Chodzi oczywiście o zaplanowane na 10 maja wybory prezydenckie. PiS najpierw przegłosował możliwość głosowania korespondencyjnego dla osób przebywających m.in. w kwarantannie i izolacji. Było to w nocy z piątku na sobotę (28/29 marca). Już 31 marca pojawił się projekt, żeby głosować korespondencyjnie mogli wszyscy Polacy, którzy wyrażą taką chęć. Dwa dni później RMF FM poinformował o kolejnych planach PiS - wybory prezydenckie mają się odbywać w całości korespondencyjnie, a lokale wyborcze będą zamknięte.
Czytaj więcej: Wybory prezydenckie 2020: PiS zmieni Kodeks wyborczy: Głosowanie tylko korespondencyjne, lokale wyborcze będą zamknięte
To projekt ustawy w takiej wersji planują w piątek, 3 kwietnia uchwalić posłowie Prawa i Sprawiedliwości. Wszystko wskazuje na to, że nie należy tych chęci utożsamiać z całą większością rządzącą, bo wyborów w maju nie chce Jarosław Gowin i jego Porozumienie. Doniesienia medialne wskazują, że jest gotów położyć na szali wszystkich swoich ministrów i ostatecznie opuścić koalicję, bo nie godzi się na ultimatum Jarosława Kaczyńskiego. Gowin apeluje, by wybory odbyły się za rok, a nie dziś - w czasach pandemii koronawirusa.
Urzędnik: "Rozumiem, że wybory przeprowadzi Poczta Polska"
Rzecz w tym, że w poselskim projekcie ustawy, widniejącym na sejmowych stronach jeszcze w czwartek - nie wiadomo jak dokładnie takie wybory kopertowe miałyby przebiegać. Gdyby udało się uchwalić projekt - wiele do sprecyzowania będą mieli zarówno poszczególni ministrowie, jak i Państwowa Komisja Wyborcza. To na nich spoczywałoby ustalenie zasad wyborów, czyli np. tego jak pakiety wyborcze trafiałyby do wyborców i jak mogłyby być od nich odbierane i dostarczane do komisji liczących głosy. Wiadomo, że pakiety mogliby np. dostarczać listonosze - wprost do skrzynek wyborców.
Sprawdź: Głosowanie korespondencyjne dla wszystkich wyborców? Prawo i Sprawiedliwość złożyło projekt ustawy
- Rozumiem, że te wybory przeprowadzi Poczta Polska - mówi Wojciech Kasprzak, dyrektor Wydziału Organizacyjnego Urzędu Miasta Poznania. Zarówno poznański samorząd, jak i wiele innych z całego kraju zadeklarowało już, że nie będzie w stanie przeprowadzić w maju wyborów w normalnej formie.
- Ustawa w projektowanym kształcie jest właściwie delegująca. Ona niczego nie reguluje, odsyła do rozporządzeń, które oczywiście jeszcze nie istnieją. Decyzje zapadają teraz poza samorządem. Z doświadczenia wiemy jednak jedno - wybory korespondencyjne to najbardziej czasochłonna forma. Co więcej - już na niewielką skalę były z nią komplikacje
- podkreśla Kasprzak.
Zaznacza, że do tej pory w skali Poznania korespondencyjnie w wyborach głosowało zwykle kilkaset osób. Zauważalne były problemy z właściwym wypełnieniem dokumentów wchodzących w skład pakietu wyborczego. Nie tylko karty do głosowania, ale też oświadczenia wymaganego do poświadczenia o prawidłowości oddanego głosu. I tak, wiele spośród korespondencyjnie oddawanych głosów było nieważnych.
- Pamiętajmy, że sam projekt ustawy nie dotyczy tylko głosowania korespondencyjnego, ale też tego jak będą powoływane okręgowe komisje wyborcze i kto w nich zasiądzie. Od tego też zależy jak będą liczone głosy. Tego nadal nie wiadomo. Projekt burzy całą dotychczasową, budowaną przez lata, ordynację wyborczą
- nie ma wątpliwości Kasprzak.
I stwierdza, że te wybory mogą być całkiem inne od poprzednich. W skali Poznania - będą wymagały wydrukowania 400 tys. pakietów wyborczych za co odpowiada PKW i KBW. Później trzeba je jednak będzie rozkolportować. - A wśród listonoszy już pojawiają się głosy sprzeciwu - zaznacza dyrektor.
- Jestem blisko wieku potencjalnego zagrożenia, a nikt mnie nie przebadał. Nie wiem czy nie mam koronawirusa, a chodząc od domu do domu mogę się zarazić i sam go roznosić po klientach. W obecnej sytuacji wybory korespondencyjne wydają się nierealne. Chociażby dlatego, że jest za mało listonoszy na tyle listów poleconych. W jednym dniu na jednego listonosza przypadłoby ich około tysiąca
- mówi nam anonimowo jeden z listonoszy pracujących w Poznaniu.
Podkreśla, że rozważa wzięcie urlopu na żądanie. W okolicach daty wyborów.
Tradycyjne wybory praktycznie niemożliwe. Zgłoszeń brak
Wojciecha Kasprzaka pytamy też o liczbę zgłoszeń na członków okręgowych komisji wyborczych w Poznaniu. Przypomnijmy, że powinno ich być minimum 1,3 tys., a optymalnie - około 2,2 tys. Czas na ich zgłoszenie upływa 10 kwietnia.
- Według stanu na środę, 1 kwietnia mieliśmy 279 zgłoszeń od komitetów wyborczych, ale jeden z nich w całości wycofał kandydatów. W ten sposób zostało nam 41 kandydatur. Jeśli chodzi o zgłoszenia indywidualne - wiele z nich jest jeszcze sprzed czasu stanu epidemii. Mieliśmy ich 436, ale na bieżąco je potwierdzamy. Udało nam się dodzwonić do około połowy osób. W ten sposób usłyszeliśmy już 100 rezygnacji. Dziennie przybywa nam nie więcej niż osiem nowych zgłoszeń
- wylicza Kasprzak.
Trudna jest też sytuacja z lokalami wyborczymi. W Poznaniu w 150 lokalach pracuje 260 obwodowych komisji wyborczych (227 stałych i 33 odrębne np. w szpitalach). Dwie placówki - szkoła i przedszkole poinformowały już UMP, że nie będzie możliwości zorganizowania u nich lokalu wyborczego. Z kolei według bieżących informacji - dla 40 komisji nie udało się zapewnić pracownika do obsługi gospodarczej i dyżuru na czas wyborów.
Brakuje także operatorów, którzy pomagają wprowadzać wyniki do systemów teleinformatycznych. Zgłoszenia przyjęto od 80 osób (są zapowiedzi rezygnacji), a potrzeba od 220 do 240.
Na przykładzie Poznania widać, że przeprowadzenie w maju tradycyjnych wyborów będzie bardzo trudne. Choć sami samorządowcy mówią dosadniej: niemożliwe.
Poseł PiS: Jeżeli sytuacja epidemiczna będzie bardzo trudna, to wybory w maju się nie odbędą
- Jestem sceptyczny wobec głosowań korespondencyjnych, bo widzę wiele wad takiego rozwiązania. Jednak nie dziwią mnie próby znalezienia rozwiązania i szukanie sposobów na przeprowadzenie wyborów w trudnej i nietypowej sytuacji, jaka panuje w Polsce i na świecie
- komentuje w rozmowie z "Głosem" Bartłomiej Wróblewski, poseł PiS.
Zastrzega jednak, że nie chodzi mu o te konkretne wybory, ale głosowanie korespondencyjne ma takie same wady w każdej sytuacji. - Przede wszystkim nie ma bezpośredniości aktu wyborczego. Oznacza to między innymi, że nie ma pewności, kto ostatecznie zagłosował. Ale w Polsce są wykorzystywane metody pośredniego oddawania głosu, które się przyjęły i nie budzą już wielkich wątpliwości, w szczególności dla osób starszych głosowanie przez pełnomocnika a w przypadku osób niepełnosprawnych właśnie głosowanie korespondencyjne - mówi poseł.
Dodaje, że obecnie jest wiele państw, gdzie szeroko wykorzystuje się głosowanie korespondencyjne, nie tylko w czasie epidemii.
- W ostatni weekend głosowanie korespondencyjne masowo wykorzystano w 12-milionowej Bawarii, co pokazuje że to może w czasie epidemii i także w dużej skali zadziałać - wskazuje Wróblewski.
Zapytany o to, czy wyborów nie należałoby przesunąć, powołuje się na dwie prawne możliwości takiego działania. - Pierwsza wymagałaby wprowadzenia zmian w konstytucji, a na to nie ma już czasu. Druga to ogłoszenie stanu klęski żywiołowej lub stanu wyjątkowego. Ale zasada jest taka, że ich wprowadzenie byłoby uzasadnione, gdyby do walki z epidemią nie wystarczały przepisy obowiązujących ustaw, w szczególności regulujące wprowadzony przez PO-PSL w 2008 r. stan epidemii. W takim wypadku wprowadzenie stanu wyjątkowego tylko dla przeniesienia daty wyborów byłoby odczytywane jako konstytucyjnie wątpliwe - ocenia poseł.
Zaznacza, że trudno ocenić jak długo będzie trwała epidemia. Prognozuje, że jeśli zacznie wygasać za 2-3 tyg. to przeprowadzenie wyborów będzie możliwe. Jeśli potrwa kolejne kilka miesięcy, a jesienią nadejdzie druga fala, to według Wróblewskiego przeniesienie wyborów nie rozwiąże, a odroczy problem. - Tymczasem przedwyborczy czas nie sprzyja podejmowaniu trudnych decyzji, które niewątpliwie trzeba podejmować - mówi poseł.
I podsumowuje: - Jeżeli sytuacja epidemiczna będzie bardzo trudna, to wybory w maju się nie odbędą. Za dwa-trzy tygodnie będziemy mogli powiedzieć więcej. Dlatego namawiałbym, aby niezależnie od poglądów, nie eskalować emocji.
Senator KO: Jarosław Kaczyński robi to, by przedłużyć swoją władzę absolutną
Coraz więcej mówi się o tym, że wstrzymać procedowanie projektu ustawy będzie chciał Senat, gdzie większość ma opozycja, czyli Koalicja Obywatelska, PSL, Lewica i kilku senatorów niezrzeszonych. Nawet jeśli w piątek Sejm przegłosuje ustawę i trafi ona do wyższej izby, Senat będzie miał na jej rozpatrzenie 30 dni. Możliwe więc, że jego decyzja zapadnie na... tydzień przed wyborami. Niewykluczone, że prace nad szczegółami wyborów trwać będą jednak już w tym czasie.
- Mam nadzieję, że działania Senatu nie będą złośliwe. Rozumiem wątpliwości, ale są także argumenty za przyjęciem takich rozwiązań. Chciałbym, aby dyskusja w Senacie była racjonalna i rzeczowa - apeluje poseł Wróblewski z PiS.
- Senat nie przyłoży ręki do tego projektu, zrobimy wszystko, żeby nie wszedł w życie. Jesteśmy w trakcie szczegółowych rozmów, ale nie wyobrażam sobie, by Senat, przy zachowaniu wszelkiej chęci procedowania prawa wychodzącego z Sejmu, szybko rozpatrzył ten projekt
- odpowiada Marcin Bosacki, senator Koalicji Obywatelskiej.
I tłumaczy, że według niego pomysł głosowania korespondencyjnego jest bardzo zły z kilku powodów: - Przede wszystkim "ociera się" o prawo karne i narażenie ludzi na niebezpieczeństwo. Rozesłanie 20 mln pakietów wyborczych, to co najmniej 40 mln kontaktów ludzkich, licząc po dwa na wyborcę. Do tego dochodzą kolejne miliony kontaktów przy pracy komisji. I to wszystko w środku epidemii, kiedy przewiduje się, że na przełomie kwietnia i maja może być w Polsce jej apogeum.
Według Bosackiego wybory w maju, to przedłużenie stanu zagrożenia i epidemii w Polsce. Głosowanie korespondencyjne tylko częściowo ogranicza kontakty międzyludzkie, niezależnie czy za kolportaż pakietów wyborczych będzie odpowiadała poczta czy wojsko.
- Wybory powinny zostać przesunięte na przełom lipca i sierpnia, gdy kończy się kadencja Andrzeja Dudy, a jeśli jest to niemożliwe, na jeszcze późniejszy termin. Po końcu kadencji obecnego prezydenta, jego obowiązki powinien przejąć marszałek Sejmu - proponuje Bosacki.
Senator uważa też, że zorganizowanie wyborów kopertowych w maju może naruszać konstytucję i prawo unijne.
- Nie rządzi premier czy prezydent. Rządzi w Polsce Jarosław Kaczyński i robi to wszystko, by przedłużyć swoją władzę absolutną. Nawet kosztem życia i zdrowia ludzi
- mówi Bosacki.
Politolog: Wybory korespondencyjne byłyby jednym wielkim chaosem
- W tym momencie nie widzę możliwości przeprowadzenia w maju „normalnych” wyborów. Czyli takich, w których każdy Polak chcący wziąć w udział w głosowaniu, będzie mógł to zrobić bez obawy o własne zdrowie. Ponadto wyborcy zostali w praktyce pozbawieni możliwości poznania kandydatów i ich programów. Kampania wyborcza co prawda przeniosła się do mediów tradycyjnych i społecznościowych, ale ich głównym tematem nie są wybory tylko epidemia koronawirusa - uważa prof. Szymon Ossowski, politolog z Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu.
Podkreśla, że jest zwolennikiem wprowadzenia stanu klęski żywiołowej i uważa, że byłoby to w tym momencie zgodne z konstytucją. Przypomina, że w podobnym tonie wypowiadają się wybitni prawnicy, np. byli prezesi Trybunału Konstytucyjnego.
- W obecnej sytuacji wiele praw i wolności obywatelskich i tak już zostało znacząco ograniczonych. Mamy ograniczone możliwości przemieszczania się, firmy nie mogą normalnie funkcjonować. Dodatkowo próba wprowadzenia zmian w kodeksie wyborczym, w tak krótkim czasie przed wyborami, jest sprzeczna nie tylko z orzecznictwem Trybunału Konstytucyjnego ale także np. z Kodeksem dobrej praktyki w sprawach wyborczych Komisji Weneckiej - wylicza prof. Ossowski.
Dlaczego więc nie jest wprowadzany stan klęski żywiołowej? Według niego powody mogą być dwa. Pierwszy to chłodna kalkulacja wyborcza.
- Sondaże przedwyborcze wskazują, że w obecnej sytuacji, póki co, rosną szanse urzędującego prezydenta na reelekcję. Natomiast gdyby wybory odbyły się jesienią, z uwagi na przewidywane znaczne pogorszenie sytuacji gospodarczej i społecznej w Polsce, szanse wspieranego przez rząd i PiS Andrzeja Dudy na zwycięstwo mogą znacznie zmaleć. Wyborcy za swoją aktualną sytuację będą obwiniać rządzących, a nie opozycję i swoje niezadowolenie mogą zamanifestować brakiem poparcia dla kandydata związanego z obozem sprawującym władzę
- komentuje politolog.
Czytaj również: Wybory prezydenckie 2020: Waldemar Witkowski z Poznania zebrał podpisy i wystartuje w wyborach na prezydenta Polski
Drugi powód? To sprawa odszkodowań, które w przypadku wprowadzenia stanu klęski żywiołowej przedsiębiorcy mogliby w przyszłości łatwiej wyegzekwować od państwa. - A straty ponoszone przez firmy i ludzi są olbrzymie. Warto też podkreślić, że płacimy teraz cenę za wprowadzone w ostatnich latach programy społeczne. Rządzący przez pięć ostatnich lat, mimo bardzo dobrej sytuacji gospodarczej i koniunktury, jak się wydaje nie zgromadzili oszczędności „na czarną godzinę”, która niestety jak widać przyszła - mówi prof. Ossowski.
I zaznacza: - Wybory korespondencyjne w obecnej sytuacji byłyby najprawdopodobniej jednym wielkim chaosem.
Nie widzi też sensu, by porównywać się np. do Bawarii, przede wszystkim dlatego, że odbyły się tam wybory lokalne.
- Zresztą nie tak dawno PiS ograniczył przecież możliwość korespondencyjnego głosowania, a teraz nagle chce je wprowadzić dla wszystkich. Takie ruchy świadczą o tym, że mimo wszystko nie zrezygnowano jeszcze z pomysłu, żeby jednak przeprowadzić wybory w maju - podsumowuje politolog.