Wybory korespondencyjne dzielą polityków, obywateli i... listonoszy
Ciągle nie wiadomo, kiedy będziemy wybierali prezydenta RP, ale pewne jest jedno – będą to wybory korespondencyjne, czyli przeprowadzone z udziałem listonoszy. Co na to doręczyciele? Jedni boją się zakażenia koronawirusem, inni – odpowiedzialności prawnej za zniszczenie lub niedostarczenie pakietów wyborczych adresatom. Są jednak i tacy, dla których nie ma różnicy, czy będą wrzucać do skrzynek reklamowe ulotki czy też kopertę z kartą do głosowania, bo przy okazji wyborów będą mogli sobie dorobić.
Trwa przeciąganie politycznej liny – kiedy i na jakich zasadach Polacy mają wybrać prezydenta RP. Projekt korespondencyjnych wyborów, zaplanowanych na 10 maja, został w miniony wtorek odrzucony przez Senat, co nie było wielkim zaskoczeniem. Zaskoczeniem zaś okazało się oświadczenie, wydane w środowy wieczór przez Jarosława Gowina i Jarosława Kaczyńskiego, w którym czytamy, że po 10 maja 2020 r. oraz przewidywanym stwierdzeniu przez Sąd Najwyższy nieważności wyborów, wobec ich nieodbycia, Marszałek Sejmu ogłosi nowe wybory prezydenckie w pierwszym możliwym terminie. I dalej: „wybory przeprowadzone przez Państwową Komisję Wyborczą, w trosce o bezpieczeństwo Polaków, ze względu na sytuację epidemiczną, odbędą się w trybie korespondencyjnym”.
Listonosz: Jesteśmy wysłannikami śmierci
Tymczasem pomysł korespondencyjnych wyborów wzbudza sprzeciw zrzeszonego w Związkowej Alternatywie Wolnego Związku Zawodowego Pracowników Poczty. Jego zarząd jeszcze w kwietniu zaapelował w piśmie do marszałka Senatu Tomasza Grodzkiego o odrzucenie ustawy. Czego obawiają się pracownicy poczty?
– O ile wydawać by się mogło, że bezpośrednie narażanie zdrowia listonoszy w przypadku planowanego doręczania pakietów wyborczych do skrzynek oddawczych klientów zostało znacznie, choć nie całkowicie wyeliminowane, to pozostaje przecież kwestia doręczania ich do osób chorych i poddanych kwarantannie, co stwarza ogromne niebezpieczeństwo transmisji wirusa – uważają przewodniczący WZZPP Piotr Moniuszko i wiceprzewodniczący Józef Grabarczyk. Dodają, że na pracowników Poczty Polskiej spadnie nie tylko obowiązek doręczania pakietów wyborczych, ale też dostarczenie ich w dniu wyborów do gminnych komisji wyborczych. A to już wiąże się z bezpośrednim narażeniem na zakażenie dziesiątek, albo i setek tysięcy ludzi.
– Słyszałem o zabójczych kopertach i określenia, że jesteśmy wysłannikami śmierci – przyznaje jeden z białostockich listonoszy. Nie chce wypowiadać się pod imieniem i nazwiskiem, bo obawia się reakcji przełożonych. – Już teraz ludzie unikają kontaktu z nami. Do podpisania przesyłki poleconej używają własnego długopisu.
Jeszcze w marcu zadzwonił do naszej redakcji inny białostocki doręczyciel. Pomysłem korespondencyjnych wyborów był przerażony. Dostarczył bowiem list polecony mężczyźnie, który – jak się dopiero później okazało – był objęty kwarantanną domową na wypadek COVID-19. Listonosz dowiedział się o tym od... sąsiadki klienta. Podobne sytuacje przeżyli jego koledzy w całej Polsce.
– Uważam, że niepotrzebnie narażane jest nasze zdrowie i życie. My musimy roznieść karty do głosowania do wszystkich, niezależnie od tego, czy ktoś jest chory czy zdrowy. Będziemy mieć kontakt ze wszystkimi. Gdyby doszło do takich wyborów, będziemy mimowolnymi ofiarami. To oznacza dla nas bardzo ciężką i niebezpieczną pracę. Szczerze, uważam, że nie damy rady tego zrobić – ocenia listonosz z powiatu przemyskiego.
Wątpliwości wciąż jest wiele. Na przykład? Jaką przesyłką – w myśl Ustawy prawo pocztowe – będzie pakiet wyborczy: zwykłą, rejestrowaną, czy drukiem bezadresowym. Jeśli formalnie będzie listem, za zawartość i prawidłowe zaadresowanie odpowiadać będzie Państwowa Komisja Wyborcza. Jeśli drukiem bezadresowym, czyli po prostu ulotką, za cały proces dystrybucji będzie odpowiadała Poczta Polska. Wówczas wszystkie skargi klientów, związane z jakimikolwiek nieprawidłowościami, będą kierowane pod adresem pracowników PP. A tym – jak wynika z treści pierwotnej Ustawy o wyborach korespondencyjnych – grozi grzywna, jeśli odbiorca poskarży się, że dostał zniszczony lub w jakikolwiek sposób uszkodzony pakiet wyborczy. Albo że nie dostał go wcale. A to jest możliwe. Bo nie wiadomo, jak ma postąpić pracownik Poczty Polskiej, gdy adresat nie posiada skrzynki oddawczej lub jest ona zniszczona. Czy ma podjąć próbę doręczenia pakietu wyborczego osobiście, awizować przesyłkę, czy zwrócić do Komisji Wyborczej? A co z tymi, którzy nie mają skrzynek, tylko wynajęte skrytki pocztowe? Czy pakiet wyborczy może być tam dostarczony?
Czy w ogóle Poczta Polska ma już rejestr podlaskich wyborców? Część samorządów, mimo kwietniowych próśb wysłanych przez PP mailem, odmawiała udzielenia takiej informacji powołując się na Kodeks wyborczy. W nim nie ma zapisu o roli Poczty Polskiej w wyborach, a tym bardziej przesyłaniu wrażliwych danych (jak PESEL, nazwisko i adres) drogą elektroniczną i w odpowiedzi na wiadomość bez kwalifikowanego podpisu. Prezydent Białegostoku złożył nawet doniesienie do prokuratury w sprawie podejrzenia próby wyłudzenia danych osobowych, a burmistrz Bielska Podlaskiego przywołuje RODO.
Dodatkowe źródło dochodu
Rzecznik spółki Poczta Polska, Justyna Siwek, nie udziela odpowiedzi na pytanie, czy pocztowcy mają już wykaz wszystkich polskich, w tym podlaskich wyborców (istnieją domysły, że PP, nie czekając na odpowiedź gmin, uzyskała takie dane z bazy PESEL resortu cyfryzacji). We wtorek Justyna Siwek przekazała tylko, że dystrybucja pakietów wyborczych się nie zaczęła, ale ma potrwać trzy dni.
– Pakiety będą roznoszone przez dwuosobowe zespoły, w ich skład wejdzie: listonosz i osoba towarzysząca, którą będzie inny pracownik Poczty – wyjaśniała we wtorek Siwek. – Jest bardzo duże zainteresowanie pracowników dołączeniem do zespołów dystrybuujących pakiety, bo będzie to dla nich dodatkowe źródło dochodu.
Według nieoficjalnych źródeł radia RMF FM, może to być wysokość nawet miesięcznego wynagrodzenia brutto.
Dodatkowych pieniędzy dla zaangażowanych w wybory listonoszy domagały się związki zawodowe. Ale jednocześnie ci sami związkowcy obawiają się, że – z powodu zaangażowania PP w dystrybucję pakietów wyborczych – część placówek pocztowych zostanie na czas wyborów w ogóle wyłączona z innej działalności albo nawet zamknięta.
– Wybory mają zablokować wiele usług pocztowych, gdyż w trakcie ich organizacji Poczta Polska ma zawiesić wszystkie swoje usługi, czyli nie będą docierać wezwania sądowe, administracyjne, pisma z urzędów skarbowych czy ZUS-u. To nie jest dobry pomysł – mówił na początku tygodnia Piotr Szumlewicz, przewodniczący Związku Zawodowego Związkowa Alternatywa.
Co będzie w przypadku, gdy klient będzie chciał odebrać awizowaną do niego przesyłkę i będzie upływał termin odbioru, a urząd pocztowy będzie nieczynny? Co w przypadku złożenia przez klienta oferty przetargowej, np. przesyłką kurierską, która ma ściśle określony termin doręczenia, a pocztowcy będą zajęci doręczaniem pakietów wyborczych? Kto pokryje ewentualne roszczenia odszkodowawcze, jeśli z winy Poczty Polskiej nadawca nie weźmie udziału w przetargu?
Związkowcy obawiali się też nadmiernego obciążenia pracą listonoszy. Jeszcze w połowie kwietnia szacowali, że frekwencja w pracy tej grupy zawodowej wynosi tylko 60 proc. Pozostałe 40 proc. 26-tysięcznej załogi poszło na zwolnienia lekarskie lub też opiekuje się dziećmi po zamknięciu szkół i przedszkoli. Tymczasem trzeba będzie roznieść prawie 30 milionów wyborczych pakietów.
Jednak nie wszyscy doręczyciele panikują, choć przyznają, że faktycznie konkretnych wytycznych na razie nie mają i temat znają tylko z mediów.
– Będę musiał roznieść kilka tysięcy przesyłek – przyznaje listonosz z Białegostoku. – Ale, o ile nie będą to polecone ani rejestrowane, będzie to dzień jak co dzień. Bo przecież codziennie rozkładam do skrzynek setki gazetek reklamowych i ulotek. Tyle, że ja pracuję w mieście, więc w blokach jest to prostsze. Natomiast moi koledzy z rejonów poza Białymstokiem będą mieli do odwiedzenia nawet po 600 domów.
Podobnego zdania jest kolejny białostocki listonosz. Uważa, że początkowe obawy wynikały z niedomówień i strachu, że pakiety będzie trzeba dostarczać bezpośrednio do rąk wyborców.
– Wciąż nie znamy szczegółów, ale obecnie u nas nastroje są dobre. Traktujemy to jak usługę rozniesienia reklamy. I tak pracujemy. Dla nas to żaden problem dostarczyć taki pakiet wyborczy. Tym bardziej, jeśli przez te kilka dni przestaniemy roznosić zwykłą pocztę i dostaniemy pomoc drugiego pracownika. Mam rejon „domkowy“, ale po moich wieloletnich prośbach coraz więcej osób montuje skrzynki. To dobry trend, który bardzo poprawi wrzucanie pakietów. Poza tym będzie to dodatkowo płatne. A każdy zastrzyk gotówki się przyda – zaznacza doręczyciel ze stolicy woj. podlaskiego.
Wirusa już chyba przechorował
W swoim rejonie obsługuje 700 punktów. Nie wie, ile w każdym z nich jest zameldowanych osób, ale szacuje, że będzie musiał roznieść ponad 2 tysiące pakietów. Zakażenia koronawirusem się nie boi, bo nie wyklucza, że już go przechorował.
– W moim rejonie już na przełomie lutego i marca sporo osób było na L4, ja też chorowałem w tym czasie. Śmieliśmy się trochę, że to z tych chińskich przesyłek nam przyszło. Ale teraz nikogo kaszlącego nie widziałem.
– Nie jesteśmy przeciwnikami wyborów, gdyż rozumiemy, na czym polega proces demokracji – zaznaczał przewodniczący WZZ PP Piotr Moniuszko. – Niezrozumiałym jest dla nas wciąganie za wszelką cenę w czasie epidemii w mechanizm procesu wyborczego dziesiątek tysięcy pracowników Poczty Polskiej i narażanie całego społeczeństwa na dodatkowe zagrożenie. To jednocześnie marnowanie ogromnych ilości środków ochrony osobistej na dodatkowe zabezpieczenie pracowników Poczty Polskiej. Można by je przeznaczyć tam, gdzie są one najbardziej potrzebne, czyli dla pracowników służby zdrowia.
Prócz obaw organizacyjnych związkowcy i eksperci mieli też zastrzeżenia do samej formuły wyborów korespondencyjnych, która nie zapewnia równości, powszechności ani tajności głosowania. Każdy wyborca ma odesłać nie tylko kartę do głosowania z krzyżykiem przy nazwisku kandydata, ale i oświadczenie o tajnym oddaniu głosu potwierdzone podpisem i numerem PESEL.
– Zarówno pakiety wyborcze, jak i koperty zwrotne nie będą przesyłkami rejestrowanymi. Pakiety wyborcze mają być wrzucane do skrzynek, czyli nie będzie gwarancji, że kartę wyborczą odbierze osoba uprawniona – podkreślał Piotr Szumlewicz, przewodniczący „Alternatywy“. – Rodzi się też niebezpieczeństwo, że jedna osoba z danego adresu zamieszkania odbierze wszystkie listy i odda kilka głosów. Czy Państwowa Komisja Wyborcza będzie weryfikować każdy podpis? Rząd zdaje się też nie zauważać, że duża część społeczeństwa nie mieszka pod adresami, które widnieją w oficjalnych rejestrach.
W czwartek Sejm przyjął ustawę o szczególnych zasadach przeprowadzania wyborów powszechnych na Prezydenta RP zarządzonych w 2020 r. Jak zapowiada Jarosław Gowin, ustawa o głosowaniu korespondencyjnym będzie jeszcze nowelizowana, a zasady powszechności i tajności korespondencyjnych wyborów zostaną otoczone szczególną troską.