Wybory do Sejmu 2019 Poznań. Joanna Jaśkowiak: Panowie chcą nas wrzucić na arenę bokserską
- Myślę, że wystarczającym rozwiązaniem byłyby związki partnerskie. W większości dotyczyć będą i tak par heteroseksualnych, a nie homoseksualnych - tłumaczy w rozmowie z "Głosem" Joanna Jaśkowiak, liderka poznańskiej listy Koalicji Obywatelskiej do Sejmu.
Nawet Pani najbliższa rodzina – siostra – uważa, że byłoby lepiej, gdyby zajęła się Pani szydełkowaniem w domu, a nie startem w wyborach. Po co Joannie Jaśkowiak polityka?
Joanna Jaśkowiak: Siostra po prostu dba o mnie, a jej słowa wynikają z miłości i troski. Muszę jej za to podziękować. A po co polityka? Są w życiu rzeczy ważne i trzeba ich bronić.
To znaczy? Co to za ważne rzeczy?
Podstawowe, dotyczące wartości. To chyba o to najczęściej rozchodzi się w polityce.
Co to za wartości?
Zaczynając od najważniejszych – to praworządność, szacunek dla prawa i drugiego człowieka.
Chodzi również o wartości związane z prawami mniejszości w Polsce? Mówiła Pani, że do startu skłoniły ją wydarzenia, które niedawno miały miejsce w Białymstoku.
Mniejszości to ludzie. To nie są jakieś twory wyobrażone, nierzeczywiste. To są moi znajomi, pana znajomi, nasi sąsiedzi.
Z jednej strony do wejścia w wielką politykę skłoniły Panią bulwersujące zdarzenia, z drugiej szef Platformy Obywatelskiej Grzegorz Schetyna, z którym spotkała się pani osobiście. Co w sobie ma takiego przewodniczący PO, że przekonał Joannę Jaśkowiak do zmiany zdania?
Pan przewodniczący przekonywał, że są to najważniejsze wybory od 30 lat. Zdecydują one na długo o ustroju naszego kraju, jego rozwoju i miejscu w Europie. Chyba to było dla mnie najważniejsze w jego argumentacji.
Na tę chwilę wszystko wskazuje na to, że Koalicja Obywatelska przegra z Prawem i Sprawiedliwością jesienne wybory, więc nic do zmieniania nie będzie.
Zobaczymy jesienią, czy wygra PiS czy opozycja. Nawet jeżeli PiS, to jest jeszcze kwestia wyniku. Chcę mieć spokojne sumienie, że ja zrobiłam, co mogłam, by PiS nie wygrał tych wyborów. Nawet jeżeli Koalicja Obywatelska nie będzie rządzić, będzie miała tak wielu posłów, że nie dojdzie do zmiany najważniejszej ustawy w kraju. Zmiana Konstytucji przez PiS przekreśli nasze osiągnięcia z ostatnich trzydziestu lat i na wiele kolejnych przesunie nas zdecydowanie na wschód, zarówno mentalnie, jak i pod względem uregulowań prawnych.
Jak twierdzą lokalni politycy Platformy do startu miało tez Panią przekonać zapewnienie Grzegorza Schetyny o wpływie na kształt listy wyborczej w Poznaniu. Kto zatem na niej awansował, a kogo Pani postanowiła wyciąć?
To się dopiero okaże po tym, jak listy zostaną zatwierdzone (śmiech). Mnie zależało na tym, by było jak najwięcej kobiet i osób, które coś już w życiu osiągnęły, a niekoniecznie były do tej pory związane z polityką, czyli osób "świeżych".
Takich jak Marta Mazurek i Franciszek Sterczewski?
Też.
Takie osoby jak "bohater" afery mieszkaniowej Filip Kaczmarek też powinny ubiegać się o mandat? Jak wiadomo były europoseł jest brany pod uwagę jako kandydat w wyborach do Senatu.
Jestem spoza Platformy, tak, że dla mnie te sprawy są w pewien sposób nowe. Oczywiście mam swoje sympatie i antypatie, więc powiem szczerze – wolałabym kogoś innego.
Kogo? Marcina Bosackiego?
Tak.
Wróćmy jeszcze do listy do Sejmu. Ma Pani na niej swojego faworyta?
Jeszcze nie wiem, jak będzie ona wyglądać, dlatego możemy porozmawiać o tym po ich zatwierdzeniu.
Przed naszą rozmową postanowiłem skontaktować się z kilkoma osobami z różnych stron barykady politycznej i wysłuchać ich opinii o Joannie Jaśkowiak. Od jednego z przedstawicieli ruchów miejskich dowiedziałem się, że nie chce o Pani rozmawiać, druga określiła Panią jako zdrajcę.
To jest ocena tej osoby. Ja mam ze strony kolegów i koleżanek z ruchów miejskich oraz ruchów obywatelskich wyrazy wsparcia. Chociażby od Andrzeja Białasa, myślę że trudno o bardziej wartościowy głos z tego środowiska.
Ale to też jest rozmowa o Pani wiarygodności. Wszyscy doskonale pamiętają, że przed wyborami samorządowymi Joanna Jaśkowiak zapowiadała, że wystartuje do rady miasta z listy społeczników, po czym nastąpił nagły zwrot akcji i ogłosiła start, ale już do Sejmiku z ramienia Koalicji Obywatelskiej.
Niech wyborcy ocenią, czy jestem dla nich wiarygodna. W polityce ważna jest moc sprawcza. Odnoszę się do ruchów miejskich z życzliwością i sympatią, ale zaangażowanie w politykę wymaga umiejętności pracy zespołowej w określonej strukturze. Należy znaleźć odpowiednie proporcje pomiędzy dyskusją i działaniem.
Pamiętam jak przed wyborami samorządowymi rozmawiałem z prezydentem Jackiem Jaśkowiakiem. Po publikacji wywiadu wiele osób było oburzonych jego słowami, które dotyczyły Pani przyszłości w polityce. W sytuacji, w której była Pani dogadana z ruchami miejskimi, on "wysyłał" Panią do Sejmiku. Czy teraz prezydent Poznania też „wysyła” byłą żonę, ale tym razem do Sejmu?
Często z rozbawianiem i zdziwieniem czytam komentarze na Facebooku. Komentarze tego typu dotyczą nie tylko mnie, ale wszystkich kobiet, które wybijają się poza męskie wyobrażenia na temat roli kobiet w życiu społecznym i politycznym. Przebija z nich patriarchalne przeświadczenie, że jesteśmy osobami, które samodzielnie nie myślą i nie działają, a zatem koniecznie potrzebują męskiego wsparcia, aby funkcjonować w społeczeństwie. Ostatnio zastanawiałyśmy się z koleżankami, skąd wśród nas jest tak wiele singielek - z odzysku albo z wyboru. Doszłyśmy do wniosku, że w kobietach jest ogromna siła, która pcha je naprzód – kształcą się, zdobywają nowe umiejętności w różnych dziedzinach, działają, dbają o siebie i o rodzinę. Mężczyźni tymczasem, jakby spasowali.
Więc to kobiety dziś "noszą spodnie"?
Często wręcz muszą to robić.
Co udało się Pani osiągnąć w Sejmiku? Politycy zwracają uwagę, że Joanna Jaśkowiak nie jest tam specjalnie widoczna. Sprawdziłem z ciekawości – ma Pani zero zapytań i interpelacji na koncie.
Faktycznie, do tej pory nie składałam zapytań i interpelacji, co nie znaczy jeszcze, że nie uczestniczę aktywnie w pracach Sejmiku. Pracuję w trzech komisjach, Wielkopolskiej Radzie Działalności Pożytku Publicznego. Od końca września obejmuję funkcję Przewodniczącej Rady Społecznej przy Poznańskim Ośrodku Zdrowia Psychicznego. Uczestniczyłam w pracach Komisji Stypendialnej. Proszę wziąć jednak pod uwagę, że jestem w Sejmiku nową radną i potrzebuję trochę czasu, aby poznać wszelkie reguły jego działania. Przyszedł jednak czas, by tę rzeczywistą działalność rozwijać.
Rozwijać? Przecież za chwilę wyląduje Pani w Sejmie.
Tego nie wiem. Na razie jestem tylko kandydatką na liście.
W Sejmiku jest Pani wiceprzewodnicząca komisji kultury. Czym się tam pani zajmuje?
Rozmawiałam o wprowadzeniu projektu kształcenia młodzieży w zakresie literatury i historii poprzez teatr, a konkretnie poprzez uczestnictwo młodzieży w konkretnych spektaklach. Teatr Nowy w Poznaniu, który jest przecież instytucją marszałkowską, tylko w tej chwili ma kilka przedstawień, które można przedstawić młodzieży. Jest "Pan Tadeusz" wystawiony w sposób zupełnie odmienny od klasycznego, jest "Beniowski", "Obwód głowy". Ta ostatnia sztuka co prawda nie należy do kanonu naszej literatury, natomiast dotyczy ważnych, tragicznych spraw – wynaradawiania dzieci w czasie II wojny światowej. Zależałoby mi na pokazaniu młodzieży "Zapisków z wygnania", reżyserowanych przez Krystynę Jandę.
W tym roku w Poznaniu będziemy mieli sporo kandydatek na listach wyborczych. Oprócz Jadwigi Emilewicz reprezentującej Zjednoczoną Prawicę, także Lewica może wystawić kobietę na "jedynce". Chciałaby się Pani zmierzyć z nimi w debacie?
Zastanawiam się, dlaczego panowie chcą nas wrzucić na arenę bokserską. Jestem gotowa do merytorycznej dyskusji, ale w kobiecym stylu, czyli spokojnie, bez przekrzykiwania się, przepychanek, czy osobistych przytyków. Wierzę, że każdej z nas zależy na tym, by miasto zyskało na naszej działalności jak najwięcej. Dlaczego mamy więc stawać w kontrze do siebie, a nie współpracować?
Można spierać się na argumenty i współpracować.
Dla mnie idea debaty zakłada, że powinnyśmy przedstawiać propozycje dobre dla Polski, Wielkopolski, ale też Poznania. Możemy przy tym współpracować i taka współpraca przyniesie więcej niż spory. Przecież jeszcze niedawno minister Emilewicz - jedynka Zjednoczonej Prawicy była członkiem Platformy Obywatelskiej.
Koledzy z Platformy twierdzą, że będzie Pani unikać debaty. "Emilewicz rozjedzie Jaśkowiak" - usłyszałem od jednego z nich.
Być może. Zobaczymy, jak dobrze minister Emilewicz zna Poznań i jego problemy. Jestem ciekawa, jaki ma pogląd na trójpodział władzy, łamanie Konstytucji, prawa kobiet.
Pani w swoich wypowiedziach nazywała Jadwigę Emilewicz "ministrą", ale jednocześnie zżymała się, kiedy ktoś o Pani mówił "notariuszka".
Trudno się walczy ze stereotypami, ale staram się już o sobie tak mówić.
Czym chciałaby się Pani zająć w Sejmie?
W tej chwili najważniejsze dla mnie są prace toczące się w komisjach ustawodawczej i sprawiedliwości. Interesowałaby mnie także praca w komisji polityki społecznej, gdzie mogłabym się zająć sprawami kobiet i seniorów.
Polityka społeczna to także sprawy związane z mniejszościami seksualnymi. Od kilku lat można Panią zobaczyć na marszach równości w Poznaniu. Jest pani zwolenniczką małżeństw jednopłciowych i adopcji dzieci przez takie pary?
W reportażu z Białegostoku przygotowanym przez jedną z prawicowych redakcji wypowiadała się pani, która stwierdziła, że w Polsce wiele dzieci żyje obecnie w rodzinach jednopłciowych - wychowują je matki i babcie. To kategoria, o której się nie mówi, a jest powszechna.
Ale ta kategoria w żaden sposób nie jest sformalizowana, a ja pytam o małżeństwa jednopłciowe.
Myślę, że wystarczającym rozwiązaniem byłyby związki partnerskie. W większości dotyczyć będą i tak par heteroseksualnych, a nie homoseksualnych. Ich wprowadzenie uregulowałoby natomiast wiele codziennych i prawnych kwestii, z którymi pary te się borykają – np. dostępu do informacji medycznych czy dziedziczenia.