Wybory 2020. Mirosław Piotrowski: - Nie podjąłem decyzji, czy będę wnioskował o unieważnienie wyborów
Wykładowca KUL, były lubelski europoseł zanotował bardzo słaby wynik wyborczy. - Skupię się na budowaniu struktur Ruchu Prawdziwa Europa – Europa Christi - zapowiada Mirosław Piotrowski.
Mirosław Piotrowski to były deputowany do Parlamentu Europejskiego, założyciel partii Ruch Prawdziwa Europa – Europa Christi.
Według danych z niemal wszystkich komisji wyborczych otrzymał najmniej głosów spośród 11 kandydatów na prezydenta.
Zagłosowało na pana tylko 0,11 proc. wyborców, a na Lubelszczyźnie osiągnął pan tylko nieco lepszy wynik 0,22 proc. Jak pan to przyjmuje?
Tak jak mówiłem przed nastaniem ciszy wyborczej, każdy wynik przyjmę z satysfakcją i tak właśnie jest teraz. Traktuję te wybory, i osiągnięty w nich wynik, jako pierwszy krok w budowaniu poparcia dla Ruchu Prawdziwa Europa – Europa Christi. Traktuję to jak wyprawę w Himalaje, gdzie długo trzeba wspinać się na szczyt.
Pierwszy krok? Przecież wcześniej zamierzał pan startować w wyborach do Parlamentu Europejskiego i do Senatu. Te wybory nie są więc pana pierwszym krokiem.
Są, bo wziąłem w nich udział. W poprzednich, o których pan mówi, nie startowałem. Do Parlamentu Europejskiego nie udało się wystartować, bo skutecznie rozbito nam listy wyborcze. Do Senatu nie udało się wystartować przez pewną ingerencje Państwowej Komisji Wyborczej w listy poparcia mojej kandydatury. Przypomnę, że zgodnie z orzeczeniem Sądu Najwyższego zabrakło mi dwóch podpisów poparcia do zarejestrowania mojej kandydatury. Dlatego o wyborach prezydenckich mówię, że to pierwszy krok.
Niski wynik wyborczy może wskazywać, że wyborcy pana nie poznali. Czego zabrakło w pana kampanii? Może za mało spotkań z wyborcami?
Sytuację bardzo skomplikowała sytuacja epidemiczna, ale co do mojego kontaktu z wyborcami, to uważam, że był aktywny i częsty. Proszę tylko spojrzeć na informacje na mojej stronie www.piotrowski.org. Stawiałem na media społecznościowe, bo na media ogólnopolskie nie miałem co liczyć. Media ogólnopolskie przez dłuższy czas dostrzegały tylko kilku kandydatów a lansowały tych dwóch, którzy przeszli do drugiej tury. Dopiero pod koniec kampanii zaczęto mnie zapraszać do mediów. Zadałem wówczas pytanie dziennikarzom, dlaczego dopiero teraz? Usłyszałem w odpowiedzi, że chcą przedstawić „kandydatów innej maści”. Poza tym, moja kandydatura była zwalczana. Moje ugrupowanie ma charakter konserwatywny, prawicowy, chrześcijański. Wyborców trochę straszono, że jak zagłosują na mnie, to w efekcie głosy prawicy zostaną rozbite i wygra albo liberał albo lewicowiec.
Co zamierza pan dalej?
Skupię się na budowaniu struktur Ruchu Prawdziwa Europa – Europa Christi. W tej kampanii zgłosiło się wiele osób i organizacji, które chcą się przyłączyć. Kiedy to sfinalizujemy, z zebraniem podpisów pozwalających na start w wyborach parlamentarnych nie będzie problemu. Ale musimy zbudować struktury w całym kraju.
Tyle, że do wyborów kilka lat. Starczy panu „powera”, determinacji, aby cały czas działać poza głównym nurtem parlamentarnym i na wybory przedstawić swój komitet?
Na pewno. Znów nawiążę do Himalajów. Wspinaczka na szczyt jest długa, ale w końcu ten szczyt osiągniemy. Poza tym nikt nie ma pewności, że na najbliższe wybory będziemy czekać długo.
Zwiastuje pan przedterminowe głosowanie? Do parlamentu czy samorządu?
Oba scenariusze są możliwe, a za dwa tygodnie - kiedy zakończy się druga tura – będziemy mogli wskazać, która jest bardziej prawdopodobna.
Czemu mielibyśmy ponownie wybierać Sejm i Senat tak szybko?
Dopuszczam taką sytuację, że gdy wybory wygra Rafał Trzaskowski, to może swoimi działaniami doprowadzić do takiego klinczu politycznego, że władza zdecyduje o przyśpieszonych wyborach. Zwróci się do społeczeństwa o zdecydowanie, czy nadal ma być realizowana polityka tzw. dobrej zmiany czy może polityka partii opozycyjnych. Wcześniejsze wybory samorządowe też nie są wykluczone. Mogą stać się faktem, gdy np. ze Zjednoczonej Prawicy wystąpi któreś z tworzących ją ugrupowań. To bardzo skomplikuje sytuację w wielu samorządach i wybory staną się koniecznością.
Przed głosowaniem mówił pan, że czerwcowy termin wyborów jest niekonstytucyjny. Czy w związku z tym będzie się pan domagał ich unieważnienia przez Sąd Najwyższy?
Bo to prawda. Konstytucja jasno określa, że Marszałek Sejmu przeprowadza wybory nie później niż 75 dni przed upływem kadencji urzędującego prezydenta. Zabrakło 12 dni. Ale nie podjąłem jeszcze decyzji, czy będę wnioskował o unieważnienie wyborów.