Są w Polsce tacy wyborcy. Konserwatywni na swój sposób. Przykładowo nigdy nie poprą regulacji dotyczących uznania za małżeństwa związków homoseksualistów. Ci wyborcy żyją sentymentami, lubią przeszłość, gdy mieszkali w swoich gomułkowskich mieszkankach i żyli skromnie, ale byli szczęśliwi, słuchali Fettinga i Anny Jantar.
Ci wyborcy generalnie nie przepadają za uchodźcami ani pracownikami z zagranicy, tak już było od 1945 roku. Ich zdaniem, Polska jest „jednonarodowa”: i w takiej Polsce wolą bezpiecznie spędzać czas na działce, a potem szykować się na tamten świat.
Ci wyborcy nienawidzą liberałów: za to, że przerwali w 1989 roku ich dobrostan, za to, że pozwolili się uwłaszczyć tylko wybranym „komuchom”. Z czasem stają się coraz pobożniejsi - w sensie społecznym oni sami albo ich rodzice zaraz po wojnie przyjechali ze wsi. Już w III RP wyborcy ci wrócili do swoich parafii, zaprzyjaźnili się z proboszczami, pomagali przy organizacji procesji. Teraz boją się, że stracą jeszcze więcej, niż stracili w latach 90., dlatego nie ufają PO, bardzo się boją niższych emerytur, płacenia za służbę zdrowia, drżą, by ich wnuki i prawnuki nie musiały płacić za studia ani wyjeżdżać za granicę do pracy.
Ci wyborcy nigdy nie chcieli wspierać SLD, bo nie wierzyli w ostatnich latach w sukces tej partii. Poza tym wciąż boją się, że partia ta światopoglądowo zostanie przejęta powiedzmy przez Joannę Senyszyn.
Ci wyborcy trochę niepokoili się tzw. ustawą deubekizacyjną, ale ta akurat ustawa wielu z nich jednak nie dotyczyła. To wyborcy LWP, czyli umownie rzecz ujmując ci, którzy wywodzą się z armii z czasów PRL, ich rodziny to pracownicy instytucji państwowych, urzędnicy z czasów komunizmu, generalnie porządni ludzie, obywatele jak się patrzy. Oni zaufali PiS. W to trudno uwierzyć, ale kilka punktów procentowych poparcia partii władzy to powiedzmy konserwatywny elektorat LWP
Prezydent Duda, wetując ustawę degradacyjną, ukłonił się tym wyborcom. Oni bowiem gotowi codziennie chodzić na msze i popierać prawicę, ale generała ruszyć nie pozwolą. Mit generała jako tragicznego rozdartego ojca narodu jest częścią ich własnej historii. Tu nie o Hermaszewskiego nawet idzie i z drugiej strony nie o Kiszczaka (jego degradację by „przecierpieli”). Ale ich racja stanu to zostawienie w spokoju gen. Wojciecha Jaruzelskiego. Zbyt dużo razy wykłócali się na święta i na imieninach ze znajomymi, co to trzymali w domu bibułę w stanie wojennym, że jakby nie generał, toby Ruscy weszli. Wyborcy LWP mają swoje zasady, za dużo się przykrych rzeczy nasłuchali o generale w ostatnich tygodniach i nawet nie wiadomo, czy prezydenckie weto ich rozweseliło na Wielkanoc. A może znowu zagłosują na SLD?