Wybiła historyczna godzina dla Realu
Liga Mistrzów Real Madryt wygrał finał z Juventusem 4:1, ale święto piłki znalazło się w cieniu tragedii
Real Madryt po raz dwunasty triumfował w Lidze Mistrzów (dawniej Puchar Europy) i jako pierwszy obronił trofeum w epoce Champions League. Prawie w całej Hiszpanii zapanowała euforia. Prawie, bo Katalończycy chętnie zmieniali temat po finale. Niestety, także Włosi nie mogą rozpamiętywać boiskowych wydarzeń, łącząc się z ofiarami tragedii, która miała miejsca na turyńskim placu podczas oglądania meczu.
Choć Barcelona odpadła w ćwierćfinale Ligi Mistrzów, to odwzajemniona nienawiść do Realu jest wszechobecna, czego odzwierciedleniem były okładki katalońskich gazet przed meczem. „Forza Alves” - brzmiał tytuł „Mundo Deportivo”, „Forza, Juve” - wtórowali im dziennikarze „Sportu”. Niesamowita była natomiast okładka „Marcy”, przedstawiająca zegar, w którym każdej liczbie na tarczy odpowiadał Puchar Europy zdobyty przez Real Madryt, a główna wskazówka zbliżała się do dwunastej. „Wybiła godzina mistrzów - tylko 90 minut od Duodécimy.” - krzyczał zagrzewający do walki tytuł.
Kiedy dwunasty Puchar Europy stał się faktem, w Madrycie zapanował szał, a kibice popędzili na Plaza de Cibeles, gdzie wspólnie świętują sukcesy klubu. Fani zyskali kolejny powód do dumy, mimo że większość i tak jest przekonana o wyższości Los Blancos nad innymi światowymi potęgami. Madrycki mesjanizm świetnie oddawał tekst niedzielnej gazety „Marca”, której pierwsza strona krzyczała: „Władcy wszechświata!”.
„Real Madryt znów znalazł się poza jakimikolwiek granicami. Jak zawsze, jest pionierem w Europie, aby osiągnąć to, czego nikt nigdy wcześniej nie dokonał.” - patetycznie pisze Ruben Jimenez. Dziennikarz w tekście porównuje również osiągnięcia Leo Messiego i Cristiano Ronaldo, który w sobotę zdobył dwa gole i został wybrany najlepszym graczem meczu. Mimo że jesteśmy dopiero na półmetku sezonu, Jimenez „przyznał” już Portugalczykowi Złotą Piłkę, nie widząc w tym sezonie dla niego innych rywali.
Królewskim należy oddać co królewskie, bo w drugiej połowie nie pozostawili Juventusowi najmniejszych szans. „Co za upadek” - ubolewa z okładki włoski „Corriere dello Sport”, oceniając, że po pierwszej dobrej połowie, piłkarze byli „przestraszeni, zmęczeni i niepodobni do siebie”. Dziennikarze „La Gazetta Sportiva” w nagłówku sugeruje natomiast, że przegrana to „Klątwa”, której efektem była siódma porażka Bianconerich w finale najważniejszych klubowych rozgrywek Europy. Kluczem do sukcesu jest jednak wieczny głód wygranych - przekonywał po meczu Florentino Perez. - Każdy triumf to punkt startu do kolejnych zwycięstw - ocenił nienasycony prezes Realu.
Byli jednak tacy, którzy nie potrafili docenić Realu i jego historycznego dokonania. Na okła-dce katalońskiego „Sportu” kibice mogli zobaczyć Héctora Bellerína z Arsenalu i przeczytać o jego możliwym transferze do Barcelony. Dopiero po wnikliwym spojrzeniu na pierwszą stronę, zobaczymy małe zdjęcie Blancos z pucharem, nie większe niż reklama na dole strony. Docenić rywala nie chcieli też dziennikarze „Tuttosport”, na okładce zamieścili piłkarzy Juve cieszących się z szóstego z rzędu Scudetto i trzeciego z rzędu Coppa Italia.
Włoskie pomeczowe komentarze nacechowane były ogromnym rozczarowaniem, nie tylko z porażki Juve, ale faktu, że to Cristiano Ronaldo, a nie Gianluigi Buffon sięgnie po Złotą Piłkę. Mówi się też, że była to ostatnia szansa, by golkiper wygrał Ligę Mistrzów, choć w podobnym tonie wypowiadano się po przegranej z Barceloną w 2015 roku.
Niestety, większość niedzielnych newsów nie dotyczyła wydarzeń z Cardiff, a z Piazza San Carlo w Turynie. W 55. minucie drugiej połowy kibice Biancone-rich, którzy zgromadzili się, by wspólnie obejrzeć mecz, usłyszeli huk przypominający wybuch bomby i zaczęli uciekać w popłochu, tratując przy tym innych zgromadzonych. Powodem całego zamieszania, w którym rannych zostało ponad 1200 osób, było odpalenie petardy przez jednego z kibiców.
W kontekście sobotniego zamachu w Londynie i wydarzeń z Turynu, sobotni wieczór był dla Europy tragiczny. W tak ciężkich chwilach świetny finał Ligi Mistrzów i piękny gol Mario Mandżukicia schodzą na dalszy plan.
Juventus - Real Madryt 1:4 (Mandzukic 27 - Ronaldo 20, 64, Casemiro 61, Asensio 90).