Wszystko zaczęło się od biurka w urzędzie
Rozmowa z Barbarą Kawczyńską, dyrektorką Miejskiego Centrum Kultury w Aleksandrowie Kujawskim, o minionych trzech dekadach placówki i jej dorobku. A także o marzeniach.
Miejskiemu Centrum Kultury „stuknęło” trzydzieści lat działalności. Na sobotę przygotowywana jest z tej okazji gala z niespodzianką. Powspominajmy, jak to się zaczęło....
Szczerze? Zaczęło się od jednego biurka w urzędzie miasta i pracownika odpowiedzialnego za sprawy kultury, konkretnie od pani Jolanty Rutkowskiej. Po roku było już kilka osób i pokój „dla kultury” przy ulicy Szmurły, ale w kolejnym roku placówka znów przeniosła się do urzędu. W tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątym roku otrzymała siedzibę w budynku pensjonatu „Kościuszko” przy ulicy Raczyńskich. Były tam fantastyczne warunki: sala widowiskowa, scena, sale do zajęć, a także biblioteka.
Co sprawiło, że po trzech latach siedziba znów się zmieniła?
Po swoją własność, jaką był pensjonat, zgłosił się jego właściciel. Miejski Dom Kultury, bo tak się nazywała placówka, został przeniesiony do budynku dawnego komitetu partii. Była tam ogromna ciasnota, uniemożliwiająca rozwijanie wielu form. Dopiero w roku dwa tysiące dwunastym po remoncie kina Zdrój otrzymaliśmy obecną siedzibę. Usamodzielniła się także i ma własną siedzibę miejska biblioteka.
Kieruje pani Miejskim Centrum Kultury od osiemnastu lat. Które z dawnych form pracy wciąż są kontynuowane?
Najstarszy ciechociński festiwal, czyli Spotkania z Folklorem Kujaw i Ziem i Dobrzyńskiej oraz Festiwal Piosenki Przedszkolnej. No i oczywiście Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy, o której mało kto wie, że narodziła się właśnie w Ciechocinku. Pierwszy koncert charytatywny udziałem Jurka Owsiaka i zespołu Zdrowa Woda odbył się u nas, choć jeszcze nie pod obecnym szyldem tej wielkiej akcji. Moim pomysłem była organizacja Ciechocińskich Spotkań Teatralnych. Wystarczy powiedzieć, że dzięki tej dorocznej imprezie mieszkańcy i kuracjusze obejrzeli u nas 66 spektakli teatralnych i kabaretowych i że gościliśmy wielkich artystów sceny polskiej.
Jak dziś wygląda oferta MCK?
Nieskromnie powiem, że jest bardzo różnorodna. W nowej siedzibie urodziło się nie tylko wiele sekcji rozwijających zainteresowania i talenty: plastyczne, teatralne, muzyczne, wokalne, fotograficzne, ale też cykliczne prezentacje ich dorobku takie, jak koncerty „Cztery pory roku” czy „Artystyczne przekładańce”.
Jest coś, o czym marzy dyrektorka trzydziestoletniej placówki?
O tak. Mieliśmy kiedyś ogólnopolskie, a potem międzynarodowe Konkursy Malarskie „Człowiek i jego praca”. Umarły z prozaicznej przyczyny, z braku pieniędzy. Marzy mi się ich odtworzenie. A ponadto marzy mi się, by w naszym mieście festiwali organizować festiwal lub przegląd filmów dokumentalnych. No i bardzo bym chciała, aby nasze kino 2D stało się kinem 3D.