Czy pojawiła się szansa, że część opozycji zrezygnuje z nieskutecznego awanturnictwa, przedstawi alternatywny program gospodarczy i społeczny oraz podejmie merytoryczną dyskusję z przyszłymi wyborcami? Wydaje się, że taką rolę chciałaby spełnić Lewica, pod warunkiem, że nie zabrnie w ślepą uliczkę wulgarnych haseł i obyczajowych dziwactw.
Inna rzecz, że niełatwo odpowiedzieć na pytanie, czy istnieje alternatywny program gospodarczy i społeczny, o ile odrzuci się liberalne bajki o bezwzględnych prawach rynku. Lewica postąpiła racjonalnie, stawiając swoje warunki i popierając Krajowy Plan Odbudowy, wynegocjowany w Brukseli, który ma przynieść Polsce 760 miliardów złotych. Platforma po raz kolejny straciła kontakt z rzeczywistością, a jej liderzy ocknęli się nagle w jednym szeregu z Ziobro, Korwinem-Mikke i Bosakiem. W tej sytuacji pytanie, czy Platforma ma przywódców, których sama jest w stanie zaakceptować, pozostaje wciąż nierozstrzygnięte.
Platforma nie chce dla Polski ogromnych europejskich pieniędzy, bo one wzmocnią rząd i po pandemii pozwolą wrócić na drogę szybkiego rozwoju. Kolejni posłowie Platformy uciekają do Platformy-bis, czyli Hołowni, bo wiedzą, że ich partia już żadnych wyborów nie wygra. Załamanie gospodarcze mogłoby „totalną” opozycję uratować, ale po ratyfikacji europejskiego programu liczyć już na to nie może. Nie bez powodu w Europie mówi się o nowym planie Marschalla, który pozwolił zachodniej Europie podźwignąć się ze zniszczeń II wojny światowej.
W miniony wtorek (4.05) sejmowa sala była świadkiem popisów platformerskiego betonu, który chciałby wysadzić w powietrze prawicowy rząd, kosztem korzyści ogromnej większości Polaków. Bo Polacy chcą więcej zarabiać, więcej wydawać, lepiej żyć, a jeszcze do tego mieć z czego oszczędzać. Polacy z tzw. prowincji chcą żyć na takim poziomie, jak żyje się w dużych miastach, a ci z dużych miast chcą dorównać tym, którzy wyprowadzają się na bogate przedmieścia.
Powrót Platformy oznacza zakonserwowanie, a następnie powiększenie społecznych różnic. Kiedy Budka krzyczy, ze europejskie pieniądze powinny dostać samorządy, to myśli o prezydentach największych miast, stronnikach Platformy, którzy każde pieniądze roztrwonią na kosztowne projekty, kierowane do wąskiej grupy ich bogatych klientów oraz na promocję obyczajowej rewolucji, uzależnionej od ich dotacji.
Na szczęście sejmowa większość odrzuciła plany zawrócenia Polski z drogi przyspieszonego, ale równocześnie solidarnego rozwoju. Wszyscy z satysfakcją odczujemy nie tylko zwiększenie wydatków na służbę zdrowia, edukację, naukę, rolnictwo, czy drogowe inwestycje, ale jak najszybciej powinniśmy także odczuć poprawę ogólnej koniunktury, która przełoży się na nasze własne portfele.